Pomógł: 66 razy Wiek: 61 Dołączył: 01 Gru 2012 Posty: 11310 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2017-10-09, 22:16:44 Książki
W tej powieści pojawia się sporo książek. O niektórych już pisaliśmy o innych nie. Trzeba to trochę usystematyzować.
Kilka tygodni temu zajrzałem do znajomego antykwariatu i pomiędzy innymi pozycjami na półce zauważyłem niewielki tomik bez opisu na grzbiecie. Mam taki nałóg, że taką pozycję natychmiast wyciągam i sprawdzam.
Była to niemiecka książka autorstwa R.H. Laarssa Eliphas Levi, der grosse Kabbalist und seine magischen Werke ("Eliphas Levi, wielki kabalista i jego magiczne dzieła" lub raczej "...dzieła o magii).
Eliphas Levi, to był bardzo głośny w XIX wieku okultysta:
Ale w tym wypadku chodziło mi raczej o autora. W rozdziale VI PS zaszywa się z panem Dohnalem w czytelni praskiej Biblioteki Państwowej, w dawnym konwikcie jezuickim Klemetinum i...:
" Co do mnie - poprosiłem o Laarsa: Das Geheimnis der Amulette und Talismane", co znaczy "Tajemnica amuletów i talizmanów"
W nazwisko opuszczono jedno "S" ale chodzi o tę samą osobę. Tu mamy krótką wzmiankę o niej.
Naprawdę nazywał się Richard Hummel, żył w latach 1870-1938. Wydawał czasopismo i pisał książki na tematy ezoteryczne. Współpracował ze znanym pisarzem Gustawem Meyrinkiem.
Książka "Das Geheimnis Amulette und Talismane" naprawdę istnieje:
Pomógł: 66 razy Wiek: 61 Dołączył: 01 Gru 2012 Posty: 11310 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2017-10-10, 15:36:01
John Dee napisał/a:
Książki ezoteryczne miały i nadal mają swoich czytelników - a może powinienem powiedzieć: czytelniczki?
Coś jest na rzeczy . Jak w 91 r zaczynałem robotę w Pewnej Niezmiernie Szacownej Instytucji Artystycznej, to w naszej sekcji (5 pań i 2 facetów: kierownik i wasz pokorny sługa) dzień zaczynał się od czytania horoskopów z prasy. Trwało, zanim do mnie dotarło, że rzecz jest traktowana najzupełniej serio. No cóż, byłem wtedy młody...
A wracają co książek to tu jest link do postu odnoszącego się do "Jarmarku sensacji" Egona Erwina Kischa o której to książce jest mowa w powieści:
„Księga z San Michele”, o której wspomina Zbigniew Nienacki w swej książce „Pan Samochodzik i Tajemnica Tajemnic” to powieść piękna i niezwykła, a w dodatku wspaniale napisana.
Zacznę od tego, że niezwykle trudno ją sklasyfikować, gdyż dzięki swojej złożoności wymyka się schematom i ustalonemu nazewnictwu gatunkowemu.
Najbardziej znana jest jako pamiętnik lekarza.
Owszem, jest to niejako pamiętnik, gdyż jej autor, Axel Munthe, opisuje w niej swoje własne życie, doświadczenia, marzenia, spotkanych na swej drodze ludzi, pacjentów i niezwykłe przypadki, z jakimi się spotkał.
Ale przede wszystkim jest to piękna przypowieść o życiu. Swoisty traktat filozoficzny o tym, co w życiu ważne. Również humoreska, bo jak nie uśmiechnąć się czytając o życiu arystokracji i ich wydumanych chorobach, takich jak „colitis” i „appendictis”. Oj, naśmiałam się przy tych fragmentach bardzo.
Axel Munthe zaprasza czytelników w podróż dwuwymiarową.
Razem z nim podróżujemy w sensie dosłownym; zwiedzamy miasta i kraje, w których żył i pracował: Paryż, Neapol, Rzym, daleką Skandynawię, czy też jego ukochane miejsce – wyspę Capri.
Wszystkie te miejsca opisane są w sposób mistrzowski.
Jesteśmy świadkami budowania Willi San Michele na Capri, która powstała najpierw w wyobraźni Axela Munthe, a potem dzięki pomocy i zaangażowaniu mieszkańców wioski Anacapri, również w rzeczywistości, na gruzach dawnej posiadłości Tyberiusza.
Drugą z podróży, w którą udajemy się wraz z autorem i jednocześnie bohaterem, jest podróż metafizyczna. Podróż w głąb człowieka, w istotę człowieczeństwa. A podróż tę odbywamy nie poprzez łopatologiczne filozoficzne wywody, a dzięki lekko podanym, niejako wplecionym w fabułę, spostrzeżeniom i dygresjom o wartościach i wierności wyznawanym przez siebie zasadom.
Axel Munthe musiał być człowiekiem niezwykłym. Ten pochodzący ze Szwecji lekarz cechował się ogromną odwagą w walce z chorobami oraz zacofaniem ówczesnych ludzi. Z ogromnym zaangażowaniem szedł tam, gdzie było niebezpiecznie, gdzie wybuchały epidemie, gdzie ludzie umierali tysiącami. O tych doświadczeniach pisze bez napuszenia, jakby mimochodem, a przecież czytelnik wie, jak ogromną wartość miały one dla wielu osób i jak wielką część siebie autor ofiarowywał swoim pacjentom.
Z ogromną przyjemnością czytałam fragmenty opisujące doświadczenia Pasteura na wściekłych zwierzętach czy też te świadczące o walce o prawdę kosztem wyrzucenia z prestiżowego paryskiego szpitala Salpêtrière, gdzie niepodzielnie rządził wówczas Jean-Martin Charcot, słynny neurolog.
Również relacje autora/bohatera z innymi lekarzami przedstawione są w sposób arcyciekawy: dogłębnie, a zarazem z humorem.
Lektura tej książki to była prawdziwa uczta. Żałuję, że tak poźno po nią sięgnęłam. A przecież tyle razy czytałam o niej w Tajemnicy Tajemnic. Gdybym przeczytała ją wcześniej, na pewno zwiedziłabym Willę San Michele podczas ubiegłorocznego krótkiego pobytu na Capri. Niestety, wtedy o niej nie wiedziałam i zamiast zwiedzić to niezwykłe miejsce, objadałam się pizzą na plaży. Choć przyznam, że najlepszą, jaką jadłam we Włoszech
Jestem pewna, że zrobię wszystko, żeby pojechać ponownie na tę piękną wyspę, aby zwiedzić miejsce, które tak ukochał Axel Munthe.
A książkę polecam bardzo.
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2019-03-13, 09:40:56
Tytuł książki nie jest mi obcy, Yvonne, musiała być potężnym bestsellerem swego czasu und nadal bywa tu i tam wspominana, nie tylko przez Nienackiego. Zawsze pozytywnie mam wrażenie. Osobiście nigdy nie miałem sposobności, by po nią sięgnąć, brakowało mi dotychczas konkretnego powodu, jakim dla Ciebie była zapewne wizyta na Capri. Psa też nie mam, więc jako poradnik dla sfrustrowanych właścicieli tych czworonogów również odpada. Mimo to zaciekawiło mnie to trudne do sklasyfikowania dzieło - niektórzy mówią o “synkretyźmie” - szwedzkiego lekarza będącego za pan brat z notablami tego świata, który stworzył je posługując się językiem angielskim. Może więc Twoja krytyka okaże się tym potrzebnym mi bodźcem, by zagłębić się w końcu w “Księgę z San Michele”? Zobaczymy.
Nie mogłem sobie przypomnieć w jakim kontekście wspomina o tej książce Nienacki. Sprawdziłem:
Prot, Proteczku, Protazeńku - przemawiałem do niego. - Nie dąsaj się na mnie, bo w gruncie rzeczy jestem człowiekiem poczciwym i lubię zwierzęta. Będzie ci u mnie dobrze, choć trochę ciasno. Na szczęście często wyjeżdżam w teren i staniesz się moim towarzyszem. Niekiedy zdarza mi się znaleźć w dość niebezpiecznych sytuacjach, a więc na brak rozrywek nie powinieneś narzekać. Jestem kawalerem, a ponieważ i ty pozostajesz w stanie wolnym,
wydaje mi się, że znajdziemy wspólny język.
Tak do niego mówiłem, albowiem w „Księdze z San Michel” wyczytałem, że do zwierząt należy przemawiać łagodnie i monotonnie, a wtedy one stają się łaskawe i nabierają do nas sympatii. Nie wiem jednak, jak to było w przypadku Axela Munthe, bo jeśli chodzi o Prota, to udawał, że mnie nie słyszy.
Na Allegro książka chodzi za jakieś grosze. Może i ja się kiedyś skuszę przy okazji.
Ostatnio zmieniony przez 2019-03-13, 22:32, w całości zmieniany 1 raz
_________________ Tarasująca zazwyczaj chodnik hałaśliwa gromada
niechlujnie ubranych mężczyzn koło budki z piwem rozstąpiła się przede mną z ogromnym
szacunkiem. Mój avatar to licznik od Ferrari 410.
Kilkanaście minut czytania i widać że Nienacki prawie skopiował fragmenty książki . Warto przeczytać te rozdziały dotyczące "Magów".
_________________ Tarasująca zazwyczaj chodnik hałaśliwa gromada
niechlujnie ubranych mężczyzn koło budki z piwem rozstąpiła się przede mną z ogromnym
szacunkiem. Mój avatar to licznik od Ferrari 410.
Kilkanaście minut czytania i widać że Nienacki prawie skopiował fragmenty książki . Warto przeczytać te rozdziały dotyczące "Magów".
A jest tam coś, co można uznać za inspirację do Katza?
Nie dopatrzyłem się takiej postaci jak Katz (pierwowzoru) , ale dzieje Johna Dee, Edwarda Kelleya są opisane tak samo jak u Nienackiego (jej część) .
_________________ Tarasująca zazwyczaj chodnik hałaśliwa gromada
niechlujnie ubranych mężczyzn koło budki z piwem rozstąpiła się przede mną z ogromnym
szacunkiem. Mój avatar to licznik od Ferrari 410.
Ostatnio zmieniony przez Berkut 2019-04-27, 17:23, w całości zmieniany 1 raz
Pomógł: 66 razy Wiek: 61 Dołączył: 01 Gru 2012 Posty: 11310 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2019-07-16, 19:02:21
Zdaje się, że w PSiTT tytuł podany jest z błędem, "Księga z San Michel"?
Pardon, nie chce mi się odkopywać w tej chwili...
Jak się dowiedziałem o istnieniu opactwa na Mont Saint-Michel, to myślałem, że tytuł jest aluzją do tego miejsca.
Dopiero później gdzieś przeczytałem, że chodzi o wioskę na Capri.
_________________ Z 24
Ostatnio zmieniony przez Z24 2019-07-16, 19:05, w całości zmieniany 1 raz
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2021-03-27, 19:41:18
Antal Szerb - Legenda Pendragonów (1934)
“Niedawno czytałem powieść sensacyjną węgierskiego pisarza. Była tam mowa o różokrzyżowcach, rzecz działa się współcześnie w jakimś angielskim zamku wspaniałego lorda. Autor wprowadził bohaterów w ruiny zamczyska pełnego lochów, podziemnych przejść i sal, gdzie leżeli pogrążeni w kataleptycznym śnie dawni członkowie bractwa, którzy posiedli tajemnicę wiecznego życia. Brr, straszne to były sceny, gdy przy pomocy zaklęć budzili się z wielowiekowego snu.”
Zbigniew Nienacki - "Pan Samochodzik i tajemnica tajemnic"
Z postów Z24 dowiedziałem się, że wspomniany autor to Antal Szerb, książka zaś “Legenda Pendragonów”. Dawno już nie miałem żadnej powieści z dreszczykiem w ręku - nie moja bajka -, ale skoro spodobała się poważnemu dyrektorowi Ministerstwa Kultury i Sztuki pomyślałem: “dlaczego nie”. Książka zawiera poza wspomnianymi już przez Marczaka elementami grozy jeszcze liczne inne, nie ogranicza się jednak tylko do stworzenia klimatu horroru. Wręcz przeciwnie, “Legenda Pendragonów” jest dziełem wielowarstwowym i różnorodnym: jest thrillerem, komedią, powieścią obyczajową, a nawet erotyczną. Nie przypominam sobie żadnej angielskiej powieści z tamtego okresu czasu napisanej przez Anglika, w której seks traktowany byłby z taką swobodą, jak czyni to Szerb.
Węgier był człowiekiem uczonym i bardzo cenionym w swoim kraju; powieść gotycka nie pasuje tak właściwie do całokształtu jego twórczości. Ale czy na pewno? “Legenda Pendragonów” jest tak bogata w odniesienia, historyjki, cytaty, że nie sposób zbyć jej jako dzieło wyłącznie rozrywkowe. Mam nadzieję, że na Węgrzech nikt tego błędu nie popełnia i że “Legenda Pendragonów” cieszy się tam uznaniem, na które summa summarum zasługuje.
Po tych pochwałach muszę jednak również stwierdzić, że wątek gotycki w tej powieści jest bardzo znaczący i że doprawdy nadwerężył moją cierpliwość. Żałuję, że autor nie stworzył dzieła całkowicie pozbawionego różokrzyżowców, trumien szczękającymi ostrzegawczo wiekami itp., bo materiału do tego miałby pod dostatkiem. Ale to tylko moja opinia - większość czytelników, jestem pewien, nie sięga po tę książkę, by czytać o Goethem czy Julianie Huxleyu.
“Legenda Pendragonów” - książka niebanalna i niedoskonała.
Pomógł: 66 razy Wiek: 61 Dołączył: 01 Gru 2012 Posty: 11310 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2021-03-28, 00:21:13
John Dee napisał/a:
“Legenda Pendragonów” - książka niebanalna i niedoskonała.
Mogę się tylko pod tą lapidarną opinią podpisać.
Książka jest napisana w pierwszej osobie.
Akcja powieści dzieje się mniej więcej w czasie kiedy została wydana, to jest w 1932 r.
Narrator i bohater, Janos Batky, jest Węgrem mieszkającym w Wielkiej Brytanii. Brał udział w Wielkiej Wojnie. Zarabia na życie bedąc "sekretarzem naukowym", to jest wynajmuje się bogatym i mającym ambicje naukowe Anglikom, wykonując dla nich różne risercze i pomagając w pisaniu prac naukowych. Z tej racji posiadł sporą wiedzę, przede wszystkim z dziedxzin humanistycznych. Jeżeli zaś czegoś nie wie, to wie jak i gdzie szukać. Z racji fachu obraz się wśród osób bogatych, ustosunkowanych i utytulowanych.
Na przyjęciu u pewnej lady Janos wdaje się w rozmowę z pewynym dżentelmenem i w jej toku wspomina poglądy i osobę Roberta Fludda (wspomnianego w PSiTT). Dżentelmen ów, earl of Gwynned, ujęty podejściem do tematu cudzoziemskiego uczonego, zaprasza go do swej ekskluzywnej rezydencji w pólnocnej Walii, a wlaściwie do znajdującej się tam biblioteki, by mógł sobie przestudiować rękopiśmienne materiały o Fluddzie. Janos w Bibliotece Muzeum Brytyjskiego wyszukuje materiały o rodzie hrabiego of Gwynned - Pendragonach. Okazuje się, że niektórzy z jego przodków uprawiali nauki tajemne...
_________________ Z 24
Ostatnio zmieniony przez Z24 2021-03-28, 00:44, w całości zmieniany 2 razy
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2021-03-28, 08:24:23
Z24 napisał/a:
Książka jest napisana w pierwszej osobie… Narrator i bohater, Janos Batky, jest Węgrem mieszkającym w Wielkiej Brytanii… Z racji fachu obraz się wśród osób bogatych, ustosunkowanych i utytulowanych.
Trochę jak pan Samochodzik w “Fantomasie”, prawda? Bohaterowie obydwu powieści są rzeczywiście bardzo do siebie podobni: cudzoziemcy poruszający się bardzo pewnie na obcym parkiecie, władający perfekt danym językiem, koryfeusze w swoim fachu. Bardzo zainteresowani płcią piękną, dodałbym, choć w tym wypadku głównie Janos, bo Tomasz przebywając we Francji wyjątkowo nie miał okazji do jakichś romansów.
Zastanawiam się również, czy Nienacki nie znał tej książki już wcześniej i czy nie skorzystał z niektórych jej pomysłów w powieściach poprzedzających PSiTT? Konkretnie mam na myśli właśnie “Fantomasa”, ale i w “Niesamowitym dworze” jest kilka dość podobnych scen.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.