Na początku książki trzeba było harcerzom tłumaczyć rozmowy z niemieckiego na polski, pod koniec książki rozumieli po niemiecku. Szybko nauczyli się tego języka, w kilka dni.
Pomógł: 55 razy Wiek: 60 Dołączył: 01 Gru 2012 Posty: 10342 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-09-13, 21:21:25
Kozłowski napisał/a:
Na początku książki trzeba było harcerzom tłumaczyć rozmowy z niemieckiego na polski, pod koniec książki rozumieli po niemiecku. Szybko nauczyli się tego języka, w kilka dni.
Wystarczyło raz napisać, że nie znali języka, wobec czego rozmowy musiały być tłumaczone. Przypominanie tego na każdym kroku to już pedanteria. To samo jest z przypominaniem, że akurat ta rozmowa toczy się po niemiecku. ZN przypominał o tym tylko wtedy,kiedy to było konieczne ze względu na kontekst, jak np. w dialogu na temat czy Sebastian rozumie po niemiecku. Nie wykluczam z góry jakichś kiksów, ale musiałbyś przywołać przykład .
Podczas spotkania wszystkich bohaterów w młynie Topielec Tomasz musiał tłumaczyć harcerzom na polski przebieg rozmowy, ale podczas noclegu na Polanie, gdy rankiem mieli zejść do samochodów, bardzo dobrze rozumieli co do nich mówi Hilda. Chodzi mi o fragment, gdzie obiecuje im, że napisze o nich w gazetach.
Pomógł: 3 razy Dołączył: 13 Mar 2015 Posty: 275 Skąd: Szkocja
Wysłany: 2016-11-18, 10:05:47
Zastanawiam się czy Z.N. spojrzał na mapę Europy określając trasę wakacyjną Fryderyka. Ze Szwajcarii można pojechać do dawnej Jugosławii przez DDR, Polskę, Czechoslowację w celach turystyczno-krajoznawczych, ale szczerze bym się zastanawiał przez powrotem tą drogą tylko po to, aby odebrać namiot od Zenobii.
Ostatnio zmieniony przez CPN 2016-11-18, 10:06, w całości zmieniany 1 raz
Berta von S. Administratorka Wspomagająca nienackofanka
Pomogła: 161 razy Wiek: 51 Dołączyła: 05 Kwi 2013 Posty: 32321 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-11-18, 13:31:33
CPN napisał/a:
Zastanawiam się czy Z.N. spojrzał na mapę Europy określając trasę wakacyjną Fryderyka. Ze Szwajcarii można pojechać do dawnej Jugosławii przez DDR, Polskę, Czechoslowację w celach turystyczno-krajoznawczych, ale szczerze bym się zastanawiał przez powrotem tą drogą tylko po to, aby odebrać namiot od Zenobii.
Faktycznie dość bezsensowna trasa.
Może chodziło o omamienie rzekomo w nim zakochanej Zenobii?
Pomógł: 55 razy Wiek: 60 Dołączył: 01 Gru 2012 Posty: 10342 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-11-18, 13:59:18
Ależ tu aptekarstwo kwitnie...
Ja raz pożyczyłem książkę (dobrze pamiętam tytuł) pewnej osobie z miasta hmmm... to nieważne... odległego od mojego domicylium o ...hmmm... całą noc w zatłoczonym pociągu, tylko po to, żeby po nią - oczywiście książkę - tam pojechać.
Pomógł: 55 razy Wiek: 60 Dołączył: 01 Gru 2012 Posty: 10342 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-11-18, 20:15:59
CPN napisał/a:
I ksiazke oddal mlodszy brat a ty musiales wracac w taki sam sposob
Nie, ale nie o to chodzi. Chodzi o powód podejmowania długich, wyczerpujących, skomplikowanych i kosztownych podróży
_________________ Z 24
Kynokephalos Moderator Członek Kapituły Samochodzikowej Książki Roku
Pomógł: 121 razy Dołączył: 07 Cze 2011 Posty: 6513 Skąd: z dużego miasta.
Wysłany: 2016-11-19, 04:52:21
CPN napisał/a:
Ze Szwajcarii można pojechać do dawnej Jugosławii przez DDR, Polskę, Czechoslowację w celach turystyczno-krajoznawczych
No właśnie. "Pan Fryderyk wybiera się na wycieczkę do Jugosławii, po drodze jednak postanowił odwiedzić Polskę, Czechosłowację, Węgry i zatrzymał się na jakiś czas w Jasieniu.". Przyjmując za dobrą monetę jego oficjalną tożsamość - pan Fryderyk Braun zaplanował sobie "grand tour" po wschodniej Europie, którego orientacyjnym punktem docelowym miała być Jugosławia, ale droga niekoniecznie musiała być prosta i najkrótsza. Kto bogatemu zabroni?
CPN napisał/a:
ale szczerze bym się zastanawiał przez powrotem tą drogą tylko po to, aby odebrać namiot od Zenobii.
"Pani Zenobio — rzekł uprzejmie — proszę o zaopiekowanie się moim namiotem. Podała mi pani swój adres. Wracając z Jugosławii odwiedzę panią w Warszawie i odbiorę namiot."
To niekoniecznie oznaczało trasę powrotną przez Polskę.
Przyjmując za dobrą monetę jego oficjalną tożsamość - możliwe, że pan Fryderyk Braun chciał sobie jeszcze trochę pojeździć za darmo. Ale z drugiej strony może powiedział tak przez swoje dobre wychowanie. Zenobia i Kasia mieszkały w namiocie Fryderyka i jemu, jako dżentelmenowi, nie wypadało zażądać w trakcie wycieczki "Oddajcie mój namiot bo wyjeżdżam." Formułując zdanie tak jak to zrobił, Fryderyk pozostawił kobiecie decyzję czy woli zorganizować sobie noclegi inaczej czy nadal korzystać z namiotu pod pozorem "opieki", być może na wieczne nieoddanie.
Zaś biorąc pod uwagę rzeczywistą tożsamość Agenta 007 a nie graną przez niego rolę - jawią nam się te same dwie możliwości, z tym że pierwszą z nich musimy uzupełnić o rozmaite warianty wynikające z jego służbowych zadań.
Pozdrawiam,
Kynokephalos
_________________ Wonderful things...
Zwycięzca rywalizacji rowerowej w 2019 r.
(całe lata mnie tu nie było... oj, jest co nadrabiać)
Świeżo po lekturze KS, nasunęło mi się kilka kwestii.
1. Co do pistoletu gazowego - zdecydowana większość broni palnej, by zapewnić celność na odległości większe niż kilka metrów, wykorzystuje amunicję, w której pocisk po wystrzeleniu porusza się z prędkością naddźwiękową. O ile samą detonację można jakoś stłumić, tak przekroczenie bariery dźwięku jest nie do wyciszenia - i dlatego tłumiki jedynie w pewnym stopniu ograniczają huk przy wystrzale. W przypadku broni gazowej nikt nie wykorzystuje takiej amunicji i wystrzał rzeczywiście mógł być dużo cichszy.
2. James Bond. Oczywiście Nienacki w roku 1967 nie mógł nic dokładnego wiedzieć o superagencie, więc można go usprawiedliwić. Jeśli Fryderyk miałby być Bondem - właściwie po co by się fatygował do Polski? To superagent do zadań wyjątkowych, po co miałby się uganiać za pamiętnikiem hitlerowskiego zbrodniarza? Tym bardziej po terenach Bloku Wschodniego, gdzie mógłby wpaść w łapy GRU albo KGB. Pomijając fakt, że Fryderyk działa tak, jakby chciał za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę (np. samochód). Prawdziwy agent wykorzystywałby maksymalnie tzw. miejscowe kontakty - tubylcy nie rzucają się w oczy, łatwiej im działać niepostrzeżenie, a w razie wpadki trudno udowodnić, że miało się z nimi coś wspólnego, jeśli nie ma dowodów.
3. Przy głębszym zastanowieniu, punkt wyjścia całej intrygi nie trzyma się kupy. Jedynym dowodem, że syn pruskiego arystokraty to zbrodniarz wojenny, jest jego pamiętnik. To w ogóle możliwe? Von Haubitz działał na froncie co najmniej trzy lata, brał udział w Holocauście na Białorusi (prawdopodobnie Einsatzgruppe B), pacyfikował wioski na Zamojszczyźnie - serio? Nie ocalał żaden świadek? Nie przeżył żaden były podwładny, który w zamian za odjęcie kilku lat z wyroku zgodziłby się zeznawać przeciw dawnemu szefowi? Żaden skruszony kumpel z Ostlandu, którego ruszyło sumienie (albo perspektywa niskiego wyroku)? Przecież von Haubitz na froncie musiał się zetknąć z dziesiątkami ludzi. Nie ocalał żaden dokument? Toć naziści mieli obsesję na tym punkcie (patrz raport Stroopa). Naprawdę nie zostały żadne inne dowody? Podczas procesów po II wojnie światowej problemem było to, że czyny nazistów nie naruszały wprost prawa Rzeszy, bo dowodów wszelkiej maści było w bród.
Wystarczyłaby drobna zmiana - pamiętnik jest dowodem, że pan Schmidt to w istocie Konrad von Haubitz, uważany za zaginionego podczas wojny zbrodniarz hitlerowski. To byłoby sensowne...
Pomógł: 113 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 13731 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2017-10-21, 20:23:49
Będąc stosunkowo świeżo po lekturze kilku Bondów rzekłbym, że James bez jakiegokolwiek jeżenia się zrobiłby to, co M by mu rozkazał zrobić. Bywał często “służbowo” w Rosji, w Czechosłowacji także, więc dlaczego nie w Polsce? A że nie maskuje się aż tak bardzo - prawdziwy Bond też nie, bo podaje własne imię, narodowość, słusznie zakładając chyba, że jego przeciwnik i tak wie, z kim ma do czynienia.
Doskonały tłumik na pistolecie gazowym zaś mógłby być jednym z gadżetów jego genialnego quartermastera (“Q”).
Pomógł: 55 razy Wiek: 60 Dołączył: 01 Gru 2012 Posty: 10342 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2017-10-21, 22:32:53
Pamiętajmy, że tożsamość Fryderyka Brauna została w sposób nieco żartobliwy rozszyfrowana dopiero w PSiN i nie musimy czuć się w 100% związani tą wypowiedzią powszechnie znanego ze skromności PS... W KS w jakimś stopniu postać ta została wystylizowana na Jamesa B., ale jednak chyba nie do końca.
Podziwiam twoją cierpliwość, bo we mnie za każdym razem gdy ktoś poważnie traktuje teorię że Fryderyk to Bond krew się gotuje... ;)
Między poszczególnymi tomami samochodzików występuje tyle sprzeczności i niejasności, że pokonanie przez Tomasza agenta 007 traktuję jako jedną z nich.
Ostatnio zmieniony przez bans 2017-10-23, 08:12, w całości zmieniany 2 razy
bo we mnie za każdym razem gdy ktoś poważnie traktuje teorię że Fryderyk to Bond krew się gotuje.
A czym niby obecność na kartach powieści Nienackiego postaci Bonda miała by być mniej wiarygodna od obecności Rogera Moore'a? Toż to przecie są powieści przygodowe, a nie historyczne pracei naukowe.
_________________ Drużyna 4
Martin Even
Grands Boulevards.
Akty meskie i kobiece bez odchyleń w stronę pornografii
Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, milczą
Nietajenko Forumowy Badacz Naukowy Ojciec dwójki dzieci
bo we mnie za każdym razem gdy ktoś poważnie traktuje teorię że Fryderyk to Bond krew się gotuje.
A czym niby obecność na kartach powieści Nienackiego postaci Bonda miała by być mniej wiarygodna od obecności Rogera Moore'a? Toż to przecie są powieści przygodowe, a nie historyczne pracei naukowe.
Na marginesie - uważam wprowadzenie Moore'a go do powieści za kompletnie idiotyczny pomysł. Typowy chwyt pod publiczkę, śmierdzący checią czerpania zysku z cudzej popularności.
A 007 tym się różni od pozostałych że pojawia się tylko w jednym "wspomnieniu" i w formie sprawiającej wrażenie że Nienacki sam zapomniał o czym pisał -a niektórzy dorabiają do tego całą skomplikowaną teorię "jak to Samochodzik walczył z Bondem".
_________________ „Wezwijcie, Janiak, stolarza, niech drzwi nowe dorobi. Nie będą mi tu pijacy urządzać libacji.”
Na marginesie - uważam wprowadzenie Moore'a go do powieści za kompletnie idiotyczny pomysł. Typowy chwyt pod publiczkę, śmierdzący checią czerpania zysku z cudzej popularności.
Tego chyba jeszcze nikt nie podniósł, ale czy w dzisiejszych czasach, takie wykorzystanie cudzego bohatera nie byłoby ścigane przez prawa autorskie?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.