Mimo upalnego lata Paweł Daniec szykuje się do kilku tygodni papierkowej roboty. Po ostatnich śledztwach pozostało mnóstwo niewypełnionych raportów. Tymczasem Warszawa opustoszała, a dyrektor wyjechał na urlop. Okazuje się jednak, że na Śląsku Opolskim odnotowano serię włamań do zabytkowych pałaców oraz plądrowanie ruin. Nikt jednak nie ma pojęcia, jaki jest cel tajemniczego poszukiwacza. Trudno go śledzić a zarazem nie spłoszyć. Podejmowane odgórnie decyzje oraz sezon urlopowy powodują, że wysłany tam zostaje Paweł Daniec. W jednym z pałaców trwa akurat plener malarski, gdzie Paweł wcieli się w rolę jurora z ramienia Departamentu Mecenatu. W okolicy odbywają się zawody jeździeckie gromadzące uczestników z całego świata.
„Rzymska kohorta” Macieja Burskiego-Waldena to sympatyczna, bardzo samochodzikowa powieść. Można zauważyć, że autor stara się dopasować klimatem i stylem do twórczości Zbigniewa Nienackiego, o czym świadczą choćby zabawne pseudonimy nadawane bohaterom, obecność intrygujących pań, udział w akcji sympatycznej trójki młodych pomocników (bardzo sympatycznej, szczególnie jeden pomocnik wyjątkowo przypadł mi do gustu, ale cała trójca daje radę! ;) ), wahania, chwile zwątpienia głównego bohatera (którym jest Paweł Daniec), a także próby zachęcenia czytelnika do pewnych tematyk (w tym wypadku współczesnego malarstwa, jeździectwa czy matematyki). Ciekawym zabiegiem są także świadome nawiązania do Herkulesa Poirot. Poznajemy też Śląsk Opolski (z przyległościami), co niewątpliwie może pomóc w planach wakacyjnych. W książce w zasadzie brak przemocy (duży plus!).
Co ciekawe, kanwą powieści jest udokumentowana (albo hipotetyczna) obecność osady rzymskiej na ziemiach polskich, o czym nie miałem pojęcia.
Co do minusów, to szkoda że Wydawnictwo Warmia nie poddaje swoich książek profesjonalnej redakcji, bo sporo mamy tu jednak literówek i innych usterek. Miałbym też niejakie zastrzeżenia co do tempa akcji, która biegnie jakby ciut zbyt leniwie (szczególnie w środku powieści). Osobiście co nieco irytuje mnie, obecna zresztą w wielu współczesnych książkach przygodowych zagadkowa dla mnie słabość do "niemczyzny", tzn. nazwa prawie każdej miejscowości jest podana także po niemiecku, autor co chwila rozwodzi się o historii/dawnych właścicielach okolicznych włości. Jest to dla mnie jakieś sztuczne...
Podsumowując: powieść jest jak najbardziej w klimacie samochodzików, a forumowiczom chyba nic więcej nie potrzeba aby po nią sięgnąć.
Ostatnio zmieniony przez Szara Sowa 2021-10-22, 08:36, w całości zmieniany 1 raz
Kynokephalos Moderator Członek Kapituły Samochodzikowej Książki Roku
Pomógł: 120 razy Dołączył: 07 Cze 2011 Posty: 6493 Skąd: z dużego miasta.
Wysłany: 2022-10-03, 08:04:00
Podzielam zdanie Szarej Sowy. Sympatyczna, lekka powieść z sympatycznymi bohaterami, samochodzikowa w nastroju i w aluzjach.
Szara Sowa napisał/a:
Osobiście co nieco irytuje mnie, obecna zresztą w wielu współczesnych książkach przygodowych zagadkowa dla mnie słabość do "niemczyzny", tzn. nazwa prawie każdej miejscowości jest podana także po niemiecku, autor co chwila rozwodzi się o historii/dawnych właścicielach okolicznych włości. Jest to dla mnie jakieś sztuczne...
Nie zostało mi w pamięci wrażenie zbyt nachalnego umieszczania takich wstawek. Zresztą pewnie sporo z nich można by uzasadnić akcją: detektyw tropi nazwy miejsc z niemieckojęzycznego tekstu, posługuje się niemieckimi mapami... żeby współuczestniczyć w tych poszukiwaniach musimy mieć trochę takich informacji.
To, o czym piszesz, pewnie i bywa sztuczne, ale ogólnie (i tak jest, jak sądzę, w tym przypadku) naturalną rzeczą u osób takich jak Paweł Daniec i czytelnicy jest zainteresowanie historią odwiedzanych terenów w ten również sposób, by w wyobraźni ożywiać krajobrazy i budynki dawnymi mieszkańcami, zabawiać się (bez politycznych podtekstów ani konsekwencji) w spoglądanie na świat ich oczami. Tomasz NN niezupełnie podzielał to nastawienie myśląc o Niemcach na Śląsku, Pomorzu, Warmii i tak dalej - ale w szerszym sensie, w innej epoce historycznej niż jego, jest to w jakimś sensie samochodzikowe.
Szara Sowa napisał/a:
Co ciekawe, kanwą powieści jest udokumentowana (albo hipotetyczna) obecność osady rzymskiej na ziemiach polskich, o czym nie miałem pojęcia.
„Kanwa” to może zbyt mocne określenie, lecz faktycznie ślady obecności rzymskich wojsk (raczej prawdopodobnej, chociaż możemy mówić o okazjonalnych obozach raczej niż o stałych osadach) mają znaczenie dla rozwiązania zagadki.
Kilka dalszych słów o rozwiązaniu przebarwiłem z myślą o tych, którzy nie chcieliby przedwcześnie o nim czytać.
Wierszyk ma znaczenie tylko o tyle, że zwraca uwagę na liczbę dzewięć: „Musiałem znaleźć coś, czego w okolicy jest dziewięć. Tyle, ile cyfr. Zero odrzuciłem.”
Ale dlaczego nie dziesięć? Na jakiej podstawie odrzucać zero? Okresowe rozwinięcia ułamków miewają w sobie zera. Ten akurat nie ma, ale nie ma też, powiedzmy, dziewiątki. Równie logiczne mogłoby więc okazać się poszukiwanie czegoś, czego w okolicy jest osiem.
Bohater miał więc trochę szczęścia, że domyślił się znaczenia słowa „Siebtel”, a potem, że pomyślał o dziewiątce (a nie dziesiątce lub ósemce). Dalej wierszyk nie pomógł już nic - trzeba było dobrze opukać, zbadać detektorem czy prześwietlić każdy z sześciu wskazanych folwarczków, co w zasadzie jest pracą porównywalną z opukaniem wszystkich dziewięciu bez posiadania jakichkolwiek wskazówek.
Wierszyk mógł chyba pełnić rolę mnemotechniczną dla kogoś, kto dobrze znał miejsca ukrycia zbiorów. I tylko chciałby - gdyby zaszła potrzeba sięgnięcia po coś konkretnego - pamiętać, w której skrytce są znaczki, w której książki i tak dalej. Natomiast dla osoby, która nie uczestniczyła w przygotowywaniu schowków wyliczanka jest mniej użyteczna, bo nie podaje żadnych szczegółów lokalizacji. Bohatera spotkało dobrodziejstwo losu, że szczęśliwie pomyślał akurat o liczbie 9; następnie że skojarzył ją z folwarczkami; a jeszcze później - że udało się namierzyć sześć kryjówek w sześciu - niewielkich wprawdzie, ale jednak - osadach. Przy czym pierwszą bardzo szybko, żeby potwierdzić jego koncepcję.
Nie odmawiam mu prawa do takiego szczęścia poszukiwacza. Ale wydaje mi się, że jest tu więcej skrótów, niż autor powieści chciałby, żeby było.
Czy rozsądne było dzielenie skarbu na mniejsze części i ukrywanie ich w podobnych do siebie miejscach? Nie jestem pewny, ale to już decyzja dawnego właściciela.
Pozdrawiam,
Kynokephalos
_________________ Wonderful things...
Zwycięzca rywalizacji rowerowej w 2019 r.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.