Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2022-05-09, 17:09:07
Successful nicknaming is an absolutely essential weapon in the armoury of any romantic seducer.
Nadawanie pieszczotliwych przezwisk to absolutnie niezbędna broń w zbrojowni każdego romantycznego uwodziciela. Stephen Fry.
Co prowadzi mnie do następnego cytatu, potwierdzającego tę tezę i tym razem zaczerpniętego z jednej z książek P. G. Wodehouse’a:
— But mark this, girl…
— I wish you wouldn’t call me “girl”.
— Mark this, old prune —, amended Freddie.
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2022-07-02, 15:24:42
Prawdziwe wspomnienia wydawały się złudzeniem, podczas gdy fałszywe były tak przekonujące, że zastąpiły rzeczywistość.
Gabriel García Márquez - Strange Pilgrims
Kynokephalos Moderator Członek Kapituły Samochodzikowej Książki Roku
Pomógł: 139 razy Dołączył: 07 Cze 2011 Posty: 6655 Skąd: z dużego miasta.
Wysłany: 2022-07-09, 22:48:53
Gabriel García Márquez napisał/a:
Dobrego pisarza poznaje się bardziej po tym, co drze na strzępy, niż po tym, co drukuje.
Teodor Parnicki, Dzienniki z lat osiemdziesiątych:
1 IX [1982]
Zaiste czarny dzień (!!!) pracy nad Opowieścią o trzech Metysach. Wrzuciłem do śmietnika ponad 100 stron rękopisu, owocu pracy kilku ostatnich dni. Przez parę godzin miałem też uczucie, że więcej już w ogóle pisać nie mogę. Ale po południu wziąłem się w garść i zmusiłem do napisania nowej wersji stron 4614-4627 (raczej jest to żałosny dorobek dzienny, niemniej jakiś jednak jest!). (...)
2 X
Powziąłem decyzję ryzykowną i chyba lekkomyślną, z może nawet samobóczą (oczywiście literacko samobójczą): z 5600 już napisanych stron Opowieści o trzech Metysach unieważnić nieco mniej niż całą drugą połowę, czyli od strony 3287 zaczynając - i od tej strony zaczynając, cały tekst pisać na nowo! Na razie napisałem 3 i ½ strony nowego tekstu!!! Liczę się zresztą z możliwością że z decyzji tej wycofam się – ale próbę realizowania jej będę kontynuował – tylko... jak długo? (...)
4 X
Nic nie wyjdzie (a gdyby i wyszło, to chyba po bardzo dużym upływie czasu!) z pisania nowej wersji drugiej części Opowieści o trzech Metysach. Podarłem to wszystko, co w kategoriach początku tej nowej wersji napisałem... Więc czy mam kontynuować wersję poprzednią, czyli pisać od strony 5600? A może i tego już też nie będę w stanie pisać?! (...)
13 X
Bez zapału, a nawet z dużą niechęcią podjąłem dalszą pracę nad Opowieścią o trzech Metysach – czyli zostawiłem za sobą nareszcie stronę 5600 rękopisu – ale napisałem tylko 12 stron. (...)
1 XI
W dniu Święta Zmarłych samemu sobie urządziłem żałobę nie byle jaką – wrzuciłem do śmietnika ponad 1000 stron rękopisu (odpowiednik mniej więcej 100 stron maszynowych) Opowieści o trzech Metysach – zamierzając po raz drugi (czyli na nowo) pisać kontynuację tekstu kończącego się na stronie 4700. Miałem napisanych stron 5734. Czy mnie to w ogóle wyjdzie? A jeśli wyjdzie, to czy wyjdzie dobrze? Czy może wyjść dobrze? Precedensy z Sam wyjdę bezbronny, a szczególnie z Sekretem trzeciego Izajasza dowodziłyby, że na tej operacji dobrze nie wyjdę. Z drugiej strony jednakże mam prawo być dobrej myśli, pamiętając o przysłowiu: „Pierwsze koty za płoty”. Ale czy to przysłowie może zachowywać swoją aktualność wtedy też, gdy się już ma prawie 75 lat?!
Jak świadczy powołanie się samego Parnickiego na dwie inne książki, zmiany pisarskich koncepcji i przebudowywanie znacznych fragmentów powieści nie były u niego rzadkie. Już w 1951 roku, w liście do Jerzego Giedroycia pisał (16 VII):
(...) Niestety, jednak mój obecny „warsztat pracy” jest w stanie takiego chaosu (90% z tego, co napiszę, drę - na przestrzeni kilku lat podarłem ponad 20 000 stron) - że przy najlepszej woli nie mógłbym się przystosować do terminu, jaki Pan wyznacza. (...)
Jasna rzecz, że nie wiemy, co było na podartych kartkach. Ale tak czy tak zwyczaj był przejawem czegoś, co może i Márquez częściowo miał na myśli - skrupulatności, samokrytycyzmu i dążenia (w miarę możności) do ideału kosztem swojego czasu i wysiłku.
***
Przypomniała mi się jeszcze scena z filmu o Michale Aniele, możliwe że całkiem fikcyjna. W tej wersji Michał Anioł zaczyna malować sklepienie w Kaplicy Sykstyńskiej w ładny, oczywiście, ale raczej konwencjonalny sposób - postacie apostołów czy coś takiego. Któregoś wieczoru, gdy odpoczywa w szynku przy kubku wina, jeden z gości narzeka na jakość trunku. Oberżysta kosztuje wina i - widząc, że rzeczywiście nie jest najlepsze - rozbija beczkę pozwalając ochlajtusom upijać się za darmo; dla płacących klientów zaś wystawia nową. Do Michała Anioła dociera sens tego, czego właśnie był świadkiem - następnego dnia zamalowuje figury, z których nie był do końca zadowolony, i rozpoczyna arcydzieło z wizją stworzenia świata.
Pozdrawiam,
Kynokephalos
_________________ Wonderful things...
Zwycięzca rywalizacji rowerowej w 2019 r.
Ostatnio zmieniony przez Kynokephalos 2022-07-11, 06:04, w całości zmieniany 1 raz
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2022-07-10, 16:00:35
Kynokephalos napisał/a:
zwyczaj był przejawem czegoś, co może i Márquez częściowo miał na myśli - skrupulatności, samokrytycyzmu i dążenia (w miarę możności) do ideału kosztem swojego czasu i wysiłku.
Coś w tym sensie. Márquez cytuje to “pokrzepiające zdanie” zaznaczając, że nie pamięta, kto je ukuł, pisząc o genezie swojego dzieła “Dwanaście opowiadań tułaczych”. Z jego przedsłowia aczkolwiek wynika, że autor "Stu lat samotności" podarł co najwyżej kilka stron jakiegoś źle się zapowiadającego opowiadania.
“Wysiłek przy pisaniu krótkiego opowiadania jest równie intensywny jak przy rozpoczynaniu powieści. W pierwszym akapicie powieści należy bowiem określić wszystko: jej strukturę, ton, styl, rytm, długość, czasem nawet charakter jednej z postaci. Reszta jest już radością pisania, najintymniejszą i przeżywaną w niewyobrażalnej samotności, i jeśli człowiek nie spędza reszty życia na poprawianiu książki, to tylko dlatego, że hart ducha potrzebny do rozpoczęcia książki jest niezbędny również do jej zakończenia.
Opowiadanie nie ma za to ani początku, ani końca: albo załapie i zacznie się kleić, albo nie załapie i nie będzie się kleić. A jeśli nie, to z mojego doświadczenia i z doświadczenia innych wynika, że w większości przypadków najlepiej jest zacząć wszystko od nowa albo wyrzucić do kosza.”
Mógłbym sobie wyobrazić, że zniszczenie tekstu pokaźnych już rozmiarów, jak w wypadku Parnickiego, może być dla autora aktem wyswobadzającym i koniecznym. To zależy od metody jego pracy i od poziomu dojrzałości pomysłu. Do innych wniosków można by jednak dojść rozpatrując wydarzenia, w których prawdopodobnie doszło do zagłady arcydzieł, jak w wypadku drugiego tomu “Martwych dusz” Gogola.
No cóż, tu chyba wypada ponownie zgodzić się z Theodorem Fontane i jego maksymą, że to wszystko jest „zbyt szerokie pole”.
Pomogła: 169 razy Wiek: 52 Dołączyła: 05 Kwi 2013 Posty: 32587 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2022-07-10, 23:36:48
Kynokephalos napisał/a:
W dniu Święta Zmarłych samemu sobie urządziłem żałobę nie byle jaką – wrzuciłem do śmietnika ponad 1000 stron rękopisu odpowiednik mniej więcej 100 stron maszynowych) Opowieści o trzech Metysach
(...)
na przestrzeni kilku lat podarłem ponad 20 000 stron) - że przy najlepszej woli nie mógłbym się przystosować do terminu, jaki Pan wyznacza. (...)[/color]
Podziwiam (Parnickiego).
_________________ Drużyna 5
Kynokephalos Moderator Członek Kapituły Samochodzikowej Książki Roku
Pomógł: 139 razy Dołączył: 07 Cze 2011 Posty: 6655 Skąd: z dużego miasta.
Wysłany: 2022-07-11, 07:14:50
John Dee napisał/a:
to wszystko jest „zbyt szerokie pole”.
No właśnie. Odnosząc się tylko do tego aspektu szerokiego pola dyskusji, który jest związany z trybem pracy: Jeśli ktoś ma szczęście to tworzenie idzie mu (po kluczowym zawiązaniu akcji) tak gładko jak przedstawia Márquez. Myślę, że wielu by mu zazdrościło.
Ale każdy czytelnik zna powieści, czy tylko próby literackie, gdzie niezły początek nie zapewnił sukcesu, nie spełnił nadziei (a może autor nie spełnił nadziei dobrego początku).
Parnicki, przy swojej ogromnej pracowitości i regularności, nie miał chyba takiej łatwości pisania; na pewno nie miał potoczystego stylu.
Do pisania powieści przygotowywał się latami. Może za długo, bo w tym czasie zmieniał perspektywę i zainteresowania, a więc też wcześniejsze wizje, bohaterów; a po rozpoczęniu - to i owo nadal zmieniał.
We wczesnych latach pięćdziesiątych autor uznanych - ale jeszcze dość konwencjonalnych - „Aecjusza” i „Srebrnych orłów” niszczył zapisane przez siebie kartki chyba dlatego, że szukał nowych schematów. Zaowocowało to w końcu powstaniem światów „Końca »Zgody Narodów«”, „Słowa i ciała”, „Twarzy księżyca” i osobnym cyklem „Nowej baśni”. Ale zanim się to dokonało, przerzucał się mając zaczętych po kilka projektów - entuzjazmował się kolejnymi pomysłami, rozbudowywał niby skończone już książki o następne rozdziały, nie mówiąc już o tym, że wypatrywał wydawcy czegokolwiek. Niedoszacowywał czasu potrzebnego na pracę i bywało, że do rękopisów wracał po latach.
Z kolei w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, w erze „Opowieści o trzech Metysach”, każda jego książka jest jak dyskusja z samym sobą, a ta właśnie „Opowieść” najbardziej. A z rozmową jest tak, że nie wiadomo ku czemu zawędruje, człowiek nieraz bywa zaskakiwany.
Na przykład taki dialog prowadzi autor z wytworem swojej wyobraźni:
– Jeśli ma pan słuszność teraz, dlaczego dalej jeszcze tę właśnie książkę piszę? Dwukrotnie postawiłem słowo „Koniec”, głęboko przekonany, że dalej jej już pisać stanowczo nie powinienem, lecz...
– Przerwę teraz panu. Bo oto albo był pozornie tylko głęboko przekonany, albo naprawdę był, z tym przecież, że zmienił zdanie, co w literaturze dość często zdarza się.
Całkiem inny model niż ten, o którym pisze Márquez.
Pozdrawiam,
Kynokephalos
_________________ Wonderful things...
Zwycięzca rywalizacji rowerowej w 2019 r.
Pomógł: 25 razy Dołączył: 22 Sie 2017 Posty: 2809 Skąd: Wyspy Pacyfiku
Wysłany: 2022-10-01, 00:26:15
John Dee napisał/a:
"Przytłaczały mnie czarne myśli, napełniając zewsząd zalewającym niczym fala atramentu pytaniem: czy istnieje życie przed śmiercią?"
Patrick Declerck - Rozbitkowie
Poproszę. jeśli to nie kłopot, dłuższy cytat żebym złapał kontekst
Bo taki Mrożek np. uważał odwrotnie i na pytanie dziennikarki "czy wierzy w życie pozagrobowe?"
Odpowiedział: Wyłącznie
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.