PanSamochodzik.net.pl Strona Główna
FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy Rejestracja  Album  Zaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
"Minął tydzień" - cykl felietonów
Autor Wiadomość
Kynokephalos 
Moderator
Członek Kapituły Samochodzikowej Książki Roku



Pomógł: 139 razy
Dołączył: 07 Cze 2011
Posty: 6655
Skąd: z dużego miasta.
Wysłany: 2021-07-04, 18:55:34   "Minął tydzień" - cykl felietonów

We wrześniu 1960 roku „Odgłosy” zaproponowały czytelnikom nowy cykliczny komentarz odredakcyjny zatytułowany „Minął tydzień”.
Jego powstanie i przeznaczenie zaanonsował, w imieniu zespołu, Zbigniew Nienacki - jednocześnie autor pierwszego felietonu w tej serii.
Rubryka pojawiała się w „Odgłosach” do początku 1961 roku.

O pochodzącej spod pióra Nienackiego krytyce powieści Zeylanda, która to krytyka nie spodobała się „Expressowi”, rozmawialiśmy w sąsiednim wątku „Gwiżdżący fortepian”: https://pansamochodzik.net.pl/viewtopic.php?t=5860.

Jako ciekawostkę dodam, że rezultatem J. Szmidta, osiągniętym w trójskoku, który z kolei podobał się expressowej „wyroczni” był z pewnością jego rekord świata ustanowiony 5 sierpnia 1960 roku podczas mistrzostw Polski w Olsztynie. Wspaniały wynik 17,03 metra, dłuższy od poprzedniego rekordu o ponad 30 centymetrów i - jak później miało się okazać - niepobity przez osiem lat, stał się jedną z legend naszego lekkoatletycznego Wunderteamu. Miała więc dobre przeczucie „łódzka Pytia” wyłuskując ten fakt spośród innych, chociaż z drugiej strony w pewnym sensie potwierdza to tezę Nienackiego.


=======================================================================================
MINĄŁ TYDZIEŃ

Nie podoba nam się...
„Odgłosy”, nr 36/1960, 11 IX 1960, str. 2.

. . . W minionym tygodniu podobało się nam obmyśleć nowy typ felietonu redakcyjnego, który z dniem dzisiejszym wprowadzamy na łamy „Odgłosów”. Będziemy chcieli wyrażać w nim pogląd naszej redakcji na najważniejsze — naszym zdaniem — sprawy minionego tygodnia, próbować cotygodniowego „rachunku sumienia”, jakiegoś „ma i winien” zdarzeń w naszym mieście. Niekiedy zapewne zatrzymamy Waszą uwagę nad jednym ważnym zagadnieniem z minionego tygodnia, niekiedy omówimy kilka, jeśli wydadzą się nam one dość istotne. Czasem zajmiemy się jakąś jedną dużą sprawą, innym razem — małą, drobną, o ile poprzez nią zobaczyć będzie można sprawy wielkie. Pisać ten felieton będą poszczególni członkowie zespołu „Odgłosów”. Pod nagłówkiem „MINĄŁ TYDZIEŃ” objawią się różne piórka, różne temperamenty a chyba także i różne stanowiska, choć na ogół postaramy się, aby były one zgodne z poglądami całej redakcji.

. . . ...W minionym tygodniu nie podobała nam się cotygodniowa rubryczka w „Łódzkim Expressie Ilustrowanym”, rozpoczynająca się od słów: „w ubiegłym tygodniu Expressowi podobała się... nie podobała się...”. Idąc za przykładem „Expresu” moglibyśmy ograniczyć się do stwierdzenia: nie podobała nam się rubryczka w „Expressie”, nie podoba się nam od wielu tygodni, ba, od zarania swego istnienia. Mamy wszakże zwyczaj uzasadniać nasze poglądy, co jest zasadą ogólnie przyjętą, choć nie przez wszystkich przestrzeganą. (Patrz „Express Ilustrowany”, rubryka „Podoba... nie podoba”).

. . . Podobno od czasów słynnej wyroczni pytyjskiej z Delf w starożytnej Grecji — wyrocznie nie cieszą się już szeroką popularnością. Dlatego pozwalamy sobie wyrazić zdumienie, że „wyrocznia” znalazła etatowe zatrudnienie w „Łódzkim Expressie Ilustrowanym”, gdzie co tydzień, co poniedziałek — mamy przyjemność czytać jej „wyroki” na pierwszej stronie. Wyrocznie wszelkie mają to do siebie, że ferują wyroki bez żadnego uzasadnienia i że od ich wyroków nie ma odwołania. Cechę tę sprawdzić można także śledząc działalność naszej łódzkiej „wyroczni”. O Pytii z Delf wiadomo, że była ona kobietą, siedziała na trójnogu i odurzona gazami czy też specjalnymi oparami odurzającymi — plotła co jej ślina na język przyniosła albo kapłani podpowiedzieli.

. . . Wyrocznia z „Expressu“ działa anonimowo. Nie wiemy, czy jest to kobieta, czy mężczyzna, nie wiemy, czy siedzi na trójnogu, czy na krześle, nie wiemy czym się odurza i kto jej podpowiada. Znamy tylko „wyroki” cotygodniowe i co najwyżej możemy się domyślać jej gustów i kręgu zainteresowań. Gust ten jest bardzo kiepski, a krąg zainteresowań niepokojąco mały. A ponieważ „wyrocznia” feruje swoje poglądy wobec 120 tysięcy czytelników „Expressu”, jej działalność staje się zagadnieniem poważnym, wartym aż felietonu, nie chcemy bowiem mieć w Łodzi czytelników o złych gustach i o błahych zainteresowaniach.

. . . Zapoznaliśmy się z całokształtem działalności expressowej „wyroczni”. Czego „wyrocznia” nie lubi? Nie lubi wszelkich polemik prasowych, ostrzejszych krytyk. Jak tylko coś takiego pojawi się w łódzkiej prasie — „wyrocznia” zaraz krzywi się: „nie podobało się”. Oczywiście, nie raczy uzasadnić, dlaczego jej się nie podobało. Możesz ją błagać, możesz bić głową o mury, ona tylko: „nie podobało się...”. Nie ma odwołania od jej wyroku — co przydarzyło się niedawno niżej podpisanemu w związku z jego ostrą krytyką książki Zeylanda „Królewicz pilnie poszukiwany”. Przebolałem ten wyrok, a raczej wzruszyłem ramionami, ale nie mogę przeboleć, że łódzkich czytelników odstręcza „wyrocznia” od aprobaty ostrej personalnej krytyki, od felietonu, który wtedy jest celny i trafny, gdy jest złośliwy.

. . . Zresztą expressowa „wyrocznia” kieruje się nie upodobaniami w stosunku do tekstów, ale do... autorów. I tak w ubiegłym tygodniu przeczytaliśmy w „Wyrokach”:

. . . (Expressowi) nie podobał się autor reportażu o Łodzi, który wydrukowano w śląskiej „Panoramie”.

. . . A w „Wyrokach” z 8 sierpnia br.:

. . . nie podobał się autor notatki w „Dzienniku Łódzkim”.

. . . Dlaczegóż to „wyroczni” nie podobają się autorzy? Czy dlatego że jeden ma nos długi, a inny krótki? Dlatego, że jeden jest mały a drugi duży? Dlatego że jeden jest rudy, a drugi blondyn?

. . . Może szanowna wyrocznia raczy zdjąć swą maseczkę i zechce odpowiedzieć na powyższe pytania? Jest potrzeba wytłumaczenia się, nie ma bowiem potrzeby nauczania czytelników kierowania się nie tekstem, lecz osobą autora.

. . . Co jeszcze nie podoba się „wyroczni”?

. . . Nie podoba się „ohydny płot przy ul. Nowotki”, „dyrekcja „Grand Hotelu”, która uporczywie ignoruje nasze apele o umycie okien”, „bohomaz wywieszony przed „Bałtykiem”.

. . . Oto i cała wielka problematyka upodobań „wyroczni”.

. . . A co się „wyroczni” podoba?...

. . . Podobają się jej sprawy „bezpieczne”. Na przykład... pogoda (wyroki z 8 sierpnia). Podobają się „polscy sportowcy, którzy już w pierwszych dniach Olimpiady przysporzyli nam wiele radości”, „podobał się rezultat J. Szmidta, osiągnięty w trójskoku” A śmiałby się nie podobać, proszę wyroczni?

. . . „Wyrocznia ma bezpieczne gusta. Atakuje tego, kogo można bezkarnie zaatakować — autorów, płoty, brudne szyby, wywieszki. Chwali zaś to, co wszyscy chwalą: wyniki sportowe, ukwiecony balkon, książkę, która już dawno w centralnych czasopismach uzyskała wysoką notę.

. . . A jednak radzi bylibyśmy dowiedzieć się od „wyroczni”, co sądzi ona, na przykład, o szmirze, jaką produkują wydawnictwa i wtykają do rąk czytelników, o różnego rodzaju „Królewiczach pilnie poszukiwanych”, „Postrachach Wenecji”, „Cichych pensjonatach”, „Domach martwych dusz” i tym podobnych. Czyżby rzeczywiście ważniejsze było brudne okno w „Grand Hotelu” czy brzydki płot na ul. Nowotki niż fakt, że krzewi się wśród ludzi zły gust? Niestety, „Expressowi“ co najwyżej nie podoba się autor, bo ze zbyt dużym temperamentem atakuje szmirę. Bylibyśmy radzi usłyszeć od „wyroczni”, co sądzi ona o tym, że od pewnego czasu, na trasie „Grand Hotel” — ul. Tuwima, żadna kobieta nie może przejść spokojnie w godzinach 21—23? A może „wyrocznia” nie ma w ogóle stosunku do podobnych spraw?

. . . „Express” dopominał się kiedyś o zlikwidowanie anonimowej produkcji przemysłowej. Kupując towar chcemy wiedzieć, kto go wykonał i jak się nazywa ten, co wypuścił brak. Nie chcemy także anonimowych cenzurek w „Expressie” i proponujemy, żeby zastosował się on do własnych życzeń. Tym bardziej, że mamy do czynienia z produkcją bardzo wybrakowaną. Ze swej strony podsuwamy „wyroczni” cenzurkę na następny poniedziałek:

. . . W ubiegłym tygodniu „Expressowi” nie podobał się autor felietonu w „Odgłosach”, gdzie postawiono w wątpliwość „wyroki” „Expressu”.

ZBIGNIEW NIENACKI
=======================================================================================
Ostatnio zmieniony przez Kynokephalos 2021-07-04, 21:17, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Z24 
Forumowy Badacz Naukowy



Pomógł: 66 razy
Wiek: 61
Dołączył: 01 Gru 2012
Posty: 11311
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2021-07-04, 21:04:43   

ZN robi aluzję do recenzowanej wcześniej książki Andrzeja Zeylanda, do powieści Matthew Gregory Lewisa "Postrach Wenecji" Wydawnictwo Poznańskie, 1960, fryderyka Scholza "W cichym pensjonacie" wyd/ 1959, o "Domu martwych dusz" nic na razie nie wiem.
_________________
Z 24
 
 
Kynokephalos 
Moderator
Członek Kapituły Samochodzikowej Książki Roku



Pomógł: 139 razy
Dołączył: 07 Cze 2011
Posty: 6655
Skąd: z dużego miasta.
Wysłany: 2021-07-27, 06:28:33   "Wielce staroświecka sztuka współczesna"

=======================================================================================
MINĄŁ TYDZIEŃ

Wielce staroświecka sztuka współczesna
„Odgłosy”, nr 42/1960, 23 X 1960, str. 2.

. . . Ta sztuka powinna nosić tytuł „Sprawa rodzinna”. Była w tej sztuce mowa o jakichś rodzinnych sprawach, podobno w minionym tygodniu ten i ów na Małej Sali w Teatrze Dejmka bardzo dobrze się bawił, rozumiejąc wszystkie niuanse, sytuacje, obsesje i aluzje. Ja, niestety, nie należę do żadnej artystycznej rodzinki i nic z tych rzeczy nie rozumiałem, i źle się bawiłem, choć sztuka miejscami wydaje się zręczna, przyznaję. Jest w niej mowa o zdradzanych mężach, o zdradzanych żonach — sam rad w życiu obserwuję podobne sytuacje — ale jeśli te wszystkie śmieszne krotochwile dorabia się do polityki, lub na odwrót — polityka jest celem sztuki, a perypetie zdradzanych mężów i żon mają być dodatkiem, to jest to chyba jakieś nieporozumienie.

. . . Sztuka Janusza Warmińskiego nosi jednak tytuł „Człowiek z głową”. Jest historią — jak się to mówi — „z wyższych sfer”, ze szczebla dyrektorów instytutów naukowych. Nie jest to jednak satyra na nasz świat naukowy i stosunki w nim panujące. Autor kilkakrotnie daje nam do zrozumienia, że w ogóle dzieje się tak jak to nam pokazano na scenie.

. . . W Instytucie do spraw kosmicznych rządzi facet z „głową”, nie posiadający żadnego wykształcenia, konsultujący się u swej pokojówki, toż samo jest okazuje się i gdzie indziej. Wszędzie siedzą i rządzą niefachowcy, ludzie z „głową”. Głową do robienia kariery. A robią oni karierę dzięki szantażom i romansom swoich żon oraz romansom z cudzymi żonami.

. . . Autor „Człowieka z głową” na mnie wrażenie człowieka, który spóźnił się o co najmniej dwieście lat. Spróbował przenieść we współczesność sytuacyjki z okresu madame Pompadour, gdy wiele spraw można było załatwić przez łóżko uwzględniając szczególnie rolę służących. Oglądając tę sztuczkę odnajdywałem znajome sytuacje i problemy z niektórych powieści Balzaka, zmieszane z pozostałościami po starych mieszczańskich farsach czy wodewilach, sytuacje dawno wyeksploatowane przez operetkę. Nawet poczciwy międzywojenny Dyzma mi się przypomniał. Ale „kudy tam” Księżyckiemu, bohaterowi sztuki Warmińskiego — do Dyzmy z Dołęgi Mostowicza! Czyżby i pod tym względem autor tak kiepsko oceniał naszą rzeczywistość? A może sądził, że nie stać nas na porządnych Dyzmów; zamiast nich mamy głupawych i niezbyt sprytnych, kochliwych ludzi ze słabymi głowami. Żałosne są te postacie u Warmińskiego. Jedyne czym potrafią posługiwać się dla robienia kariery — to szantaż wzajemny i noclegi z cudzymi żonami. Autor i tym razem spóźnił się o lat paręnaście. Bo współcześni nam karierowicze w walce o swoje kariery stosują przede wszystkim demagogię, pseudosocjalistyczne hasła. To jest ich broń!

. . . Sztuka Warmińskiego mówi o karierowiczach, o niefachowości ludzi pnących się na wysokie stanowiska. Nie chcę powiedzieć, że w Polsce nie ma problemu karierowiczostwa i niefachowości ludzi zasiadających nieraz na wysokim stolcu. Czy jest to problem do komedii? Oczywiście. Ale problem ten wygląda zupełnie inaczej niż to nam przedstawiono. Warmiński robi wrażenie człowieka, który słyszał że gdzieś dzwonią, ale nie wie, w którym kościele.

. . . Dla Warmińskiego jednak w Polsce nie nastąpiły żadne zmiany. Dla niego nie istnieje problem przesunięcia sił społecznych w naszym kraju. Chce nas Warmiński przekonać, że w Instytucie Astronautyki władają indywidua, co nie mają pojęcia o astronautyce, w redakcjach siedzą faceci co nie umieją pisać, ba, zostają naczelnymi redaktorami jak ów Księżycki, a w teatrach dyrektorami są ludzie, co nie mają zielonego pojęcia o teatrze. A przecież dyrektorem wielkiego teatru w Warszawie jest tenże Warmiński — przecież fachowiec. Dyrektorem Teatru Nowego, który wystawił sztukę — jest Kazimierz Dejmek, znakomity fachowiec. Z kogo się więc obydwaj śmiejecie? Chyba nie z siebie?...

. . . Szokujące jest zakończenie sztuki. Jak autor wyobraża sobie sprawiedliwość współczesną? Wśród łajdaków zjawia się nowy łajdak, przerastający ich w łajdactwie. On ich wykańcza, zabiera im łupy przy pomocy prywatnego detektywa. Owszem, była w sztuce mowa o jakimś naukowcu Wegnerze, który obejmie stanowisko po łajdakach, ale w gruncie rzeczy nic nam o nim nie wiadomo, mamy nawet prawo przypuszczać, że dyplom owego Wegnera jest tak samo podrobiony jak dyplom docenta Księżyckiego.

. . . Jak słabe wyobrażenie o współczesności ma autor sztuki świadczą choćby ostatnie procesy kilku naciągaczy i kombinatorów nawet z dość wysokiego szczebla central handlowych i przemysłowych. To byli także „ludzie z głową”, a jednak trafili na ławę oskarżonych. Trzeba żałować, że nie dano Warmińskiemu zaproszenia na salę sądową — zapewne spotkałby tam bohaterów swej komedii. Ku swemu zdziwieniu dowiedziałby się od nich, że zupełnie inny mechanizm pozwalał im istnieć, ba, windować się w górę i działać bezkarnie nieraz przez długi okres czasu. Socjologia współczesnych karier „ludzi z głową” do ciemnych interesów jest rozdziałem specjalnym. Kombinatorzy z okresu madame Pompadour ponieśliby dziś klęskę; zrodził się u nas nowy typ kombinatora i należy tylko żałować, że Warmiński nie obnażył przed nami sprężyn ich interesów. Byłoby to ze wszech miar ciekawe i pożyteczne. Myślę, że byłoby to także zabawne.

. . . Przez salę naszych sądów przewijają się przeróżne typy „ludzi z głową”. Działali powołując się na jakieś mitologiczne „plecy”, np. znajomości w kwaterunku; niekiedy są to ludzie, których obdarzono zbyt dużym zaufaniem; niekiedy zaś spotkać tam można ludzi, jeszcze nie tak dawno uczciwych, ba, zasłużonych, którzy ulegli demoralizacji wcale nie na skutek tej czy innej „fatalnej kobiety”.

. . . Mógłbym Warmińskiemu opowiedzieć o człowieku, który o mało nie zrobił kariery tylko dlatego, że... milczał. Od lat milczał na wszelkich zebraniach, milczał nawet w chwilach najbardziej gorących, gdy decydowały się najżywotniejsze sprawy jego zakładu. Inni wypowiadali się namiętnie, szukali nowych rozwiązań — popełniali błędy. On milczał i dlatego... miał zawsze rację. Zaczęto o nim mówić: „To człowiek poważny, odpowiedzialny, nie palnie głupstwa, opanowany”. Tak rósł ów człowieczek. Czyż to nie temat do komedii? Do komedii z innym zakończeniem niż u Warmińskiego. Bo człowieczka owego widziałem na ławie oskarżonych.

. . . Mam więc żal, że galeria typów w komedii Warmińskiego była szczuplutka i anachroniczna. Ta współczesna sztuczka okazała się tylko staroświecka. Żałuję.

ZBIGNIEW NIENACKI
=======================================================================================
 
 
Kozak 
Forumowy Badacz Naukowy



Pomógł: 36 razy
Dołączył: 30 Cze 2018
Posty: 7212
Skąd: Górny Śląsk
Wysłany: 2021-07-27, 07:53:43   

Praktycznie w każdym zdaniu Nienacki pluje jadem. :|
_________________
 
 
Z24 
Forumowy Badacz Naukowy



Pomógł: 66 razy
Wiek: 61
Dołączył: 01 Gru 2012
Posty: 11311
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2021-07-27, 12:00:12   

Bardzo mi się podoba ta recenzja :) . I jeszcze ta dowcipna aluzja do "Rewizora".
_________________
Z 24
 
 
Seth_22 
Fanatyk Samochodzika


Pomógł: 4 razy
Dołączył: 17 Cze 2013
Posty: 1588
Skąd: zDolny Śląsk
Wysłany: 2021-07-27, 13:41:31   

Chętnie bym obejrzał tę sztukę, żeby wyrobić sobie zdanie. Poniżej znajdziecie kilka innych tekstów na jej temat.

./redir/www.encyklopediat...j-scenie-dejmka

./redir/www.encyklopediat...kle-malej-sceny

./redir/www.encyklopediat...ztapler-z-glowa
_________________


Polemika z głupotą niepotrzebnie ją nobilituje.
 
 
Z24 
Forumowy Badacz Naukowy



Pomógł: 66 razy
Wiek: 61
Dołączył: 01 Gru 2012
Posty: 11311
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2021-07-28, 14:09:22   

No, jeden z zalinkowanych tekstów mówi wprost, że tylko znakomita gra aktorów ratuje sztukę...


Uwaga generalna: ponieważ ZN również pisał dla teatru - co prawda nie pamiętam kiedy po raz pierwszy napisał coś na scenę ani też kiedy po praz pierwszy jego sztuka trafiła na deski - można go jednak podejrzewać o brak obiektywizmu... ;-)
Trzeba lojalnie zastrzec, że zarzuty ZN wobec materii sztuki są łatwo sprawdzalne i mają, że ta się wyrażę, ideologiczne i faktyczne uzasadnienie. W końcu był wcześniej reporterem i pewnie zdołał zaobserwować kawałek tzw. życia...
_________________
Z 24
Ostatnio zmieniony przez Z24 2021-07-28, 14:13, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Kynokephalos 
Moderator
Członek Kapituły Samochodzikowej Książki Roku



Pomógł: 139 razy
Dołączył: 07 Cze 2011
Posty: 6655
Skąd: z dużego miasta.
Wysłany: 2021-07-29, 06:24:20   

Seth_22 napisał/a:
Chętnie bym obejrzał tę sztukę, żeby wyrobić sobie zdanie.

Ja również, a przynajmniej ją przeczytał. Na razie próbując ocenić recenzję Nienackiego opieramy się na poszlakach, głównie na opiniach osób trzecich.
Nie udało mi się dowiedzieć, czy tekst sztuki został w Polsce opublikowany.

Z24 napisał/a:
No, jeden z zalinkowanych tekstów mówi wprost, że tylko znakomita gra aktorów ratuje sztukę...

Tak, spośród trzech omówień podanych wyżej przez Setha:
("Trzy premiery na nowej scenie Dejmka" - Stefan Polanica,
"Trzy spektakle Małej Sceny" - Lech Budrecki,
"Hochsztapler z głową" - Jerzy Panasewicz
)
tylko pierwsze jest zdecydowanie przychylne. Dwa pozostałe wspominają o pewnym schematyzmie i banalności tekstu.

Do krytycznych recenzji dołożę jeszcze jedną: "Człowiek z głową" pióra Władysława Orłowskiego.
./redir/www.encyklopediat...zlowiek-z-glowa
W ostatnim akapicie tego tekstu znalazło się - identycznie jak u Zbigniewa Nienackiego - słowo "żal".

Z drugiej strony - o jakiejś wartości komedii może świadczyć to, że była później wystawiona na przynajmniej czterech innych scenach w Polsce, a także w Teatrze Telewizji w doskonałej obsadzie. Została również przetłumaczona i wydana w Niemczech (zachodnich).

Z24 napisał/a:
zarzuty ZN wobec materii sztuki są łatwo sprawdzalne i mają, że tak się wyrażę, ideologiczne i faktyczne uzasadnienie. W końcu był wcześniej reporterem i pewnie zdołał zaobserwować kawałek tzw. życia...

To prawda. Pytanie, czy umieścił przedstawienie we właściwym kontekście.

Jako jedyny z wymienionych tu recenzentów akcentował, i to mocno, niezgodność metod stosowanych przez postacie kombinatorów na scenie z realiami karierowiczostwa w powojennej Polsce. Nienacki zauważył, że autor nie ograniczył swojego oskarżenia do świata instytutów naukowych lecz miał zamiar odmalować zjawisko generalniejsze. A co jeśli uogólnienie należy posunąć jeszcze dalej - przekroczyć granice geograficzne czy nawet czasowe? Choćby i nawiązać do owej epoki madame Pompadour, jako modelowej dla ukazania problemu negatywnej selekcji?

Poza tym dwie spośród zalinkowanych recenzji klasyfikują rzecz jako farsę. Szczególnie Lech Budrecki ("Trzy spektakle Małej Sceny") podkreśla: nie werystyczna komedia lecz konwencjonalna, wyabstrahowana farsa. Przy takim założeniu główne zarzuty Zbigniewa Nienackiego padałyby obok celu.

Pozdrawiam,
Kynokephalos
_________________
Wonderful things...
Zwycięzca rywalizacji rowerowej w 2019 r.

 
 
Kozak 
Forumowy Badacz Naukowy



Pomógł: 36 razy
Dołączył: 30 Cze 2018
Posty: 7212
Skąd: Górny Śląsk
Wysłany: 2021-07-29, 08:21:10   

Pomimo słabej oceny w 1960 roku, omawiane dzieło Pana Janusza Warmińskiego nie było aż tak beznadziejne, ponieważ w 1964 roku sztuka została wystawiona w teatrze telewizji...
./redir/filmpolski.pl/fp/index.php?film=523721
Ciekawe, czy po premierze telewizyjnej ZN ponownie wypowiedział się na jej temat? :)
_________________
 
 
Z24 
Forumowy Badacz Naukowy



Pomógł: 66 razy
Wiek: 61
Dołączył: 01 Gru 2012
Posty: 11311
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2021-07-29, 21:25:50   

Kynokephalos napisał/a:
Szczególnie Lech Budrecki ("Trzy spektakle Małej Sceny") podkreśla: nie werystyczna komedia lecz konwencjonalna, wyabstrahowana farsa. Przy takim założeniu główne zarzuty Zbigniewa Nienackiego padałyby obok celu.


:564:

Przy takim założeniu - jak najbardziej.
_________________
Z 24
 
 
Kynokephalos 
Moderator
Członek Kapituły Samochodzikowej Książki Roku



Pomógł: 139 razy
Dołączył: 07 Cze 2011
Posty: 6655
Skąd: z dużego miasta.
Wysłany: 2021-08-09, 09:19:42   

Z24 napisał/a:
Uwaga generalna: ponieważ ZN również pisał dla teatru - co prawda nie pamiętam kiedy po raz pierwszy napisał coś na scenę ani też kiedy po praz pierwszy jego sztuka trafiła na deski - można go jednak podejrzewać o brak obiektywizmu... ;-)

Pierwszą wystawioną jego sztuką była „Termitiera” - prapremiera 15 marca 1962 roku. Wcześniej, we wrześniu 1961 roku, otrzymała wyróżnienie w konkursie debiutów dramaturgicznych „Ateneum” (https://pansamochodzik.net.pl/viewtopic.php?t=1204&start=131) - była więc pierwszym dramatem, z którym wyszedł do odbiorców i najprawdopodobniej pierwszym przez niego ukończonym.

Pierwszeństwo „Termitiery” potwierdzają własne słowa autora (https://pansamochodzik.net.pl/viewtopic.php?t=5601) - i dodatkowo uściślają czas zakończenia pracy nad nią na wiosnę 1961 roku.

Zatem pisząc powyższą recenzję „Sprawy rodzinnej” w październiku 1960 roku Nienacki nie mógł być jeszcze zaliczony do grona dramaturgów, ale można domyślać się, że planował już wejście na scenę, i być może czynił w tym kierunku pisarskie przymiarki.

Zbiegiem okoliczności przewodniczącym jury konkursu „Ateneum”, w którym Nienacki otrzymał wyróżnienie, był tak surowo potraktowany przez niego w tej recenzji Janusz Warmiński.

Pozdrawiam,
Kynokephalos
_________________
Wonderful things...
Zwycięzca rywalizacji rowerowej w 2019 r.

Ostatnio zmieniony przez Kynokephalos 2021-08-10, 04:41, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Z24 
Forumowy Badacz Naukowy



Pomógł: 66 razy
Wiek: 61
Dołączył: 01 Gru 2012
Posty: 11311
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2021-08-09, 16:34:01   

Kynokephalos napisał/a:
24 napisał/a:
Uwaga generalna: ponieważ ZN również pisał dla teatru - co prawda nie pamiętam kiedy po raz pierwszy napisał coś na scenę ani też kiedy po praz pierwszy jego sztuka trafiła na deski - można go jednak podejrzewać o brak obiektywizmu... ;-)

Pierwszą wystawioną jego sztuką była „Termitiera” - prapremiera 15 marca 1962 roku. Wcześniej, we wrześniu 1961 roku, otrzymała wyróżnienie w konkursie debiutów dramaturgicznych „Ataneum” (https://pansamochodzik.net.pl/viewtopic.php?t=1204&start=131) - była więc pierwszym dramatem, z którym wyszedł do odbiorców i najprawdopodobniej pierwszym przez niego ukończonym.

Pierwszeństwo „Termitiery” potwierdzają własne słowa autora (https://pansamochodzik.net.pl/viewtopic.php?t=5601) - i dodatkowo uściślają czas zakończenia pracy nad nią na wiosnę 1961 roku.

Zatem pisząc powyższą recenzję „Sprawy rodzinnej” w październiku 1960 roku Nienacki nie mógł być jeszcze zaliczony do grona dramaturgów, ale można domyślać się, że planował już wejście na scenę, i być może czynił w tym kierunku pisarskie przymiarki.


Dzięki, daję "pomógł" :)
Można przypuszczać, że ZN się wtedy dopiero przymierzał do pisania dla teatru albo już działał w tym kierunku.

Kynokephalos napisał/a:
Zbiegiem okoliczności przewodniczącym jury konkursu „Ataneum”, w którym Nienacki otrzymał wyróżnienie, był tak surowo potraktowany przez niego w tej recenzji Janusz Warmiński.


:D Widocznie nie był małostkowy. Albo chciał na takiego wyglądać.
_________________
Z 24
Ostatnio zmieniony przez Z24 2021-08-09, 16:34, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Kynokephalos 
Moderator
Członek Kapituły Samochodzikowej Książki Roku



Pomógł: 139 razy
Dołączył: 07 Cze 2011
Posty: 6655
Skąd: z dużego miasta.
Wysłany: 2021-08-10, 05:58:48   

Z24 napisał/a:
Dzięki, daję "pomógł" :)

Bardzo dziękuję. :- )

Z24 napisał/a:
:D Widocznie nie był małostkowy. Albo chciał na takiego wyglądać.

Rzecz jasna nie przypisuję małostkowości panu Januszowi Warmińskiemu, ale przyszła mi na myśl jeszcze inna możliwość: że prace na konkurs były zgłaszane anonimowo.

Pozdrawiam,
Kynokephalos
_________________
Wonderful things...
Zwycięzca rywalizacji rowerowej w 2019 r.

 
 
Kynokephalos 
Moderator
Członek Kapituły Samochodzikowej Książki Roku



Pomógł: 139 razy
Dołączył: 07 Cze 2011
Posty: 6655
Skąd: z dużego miasta.
Wysłany: 2021-10-02, 22:59:26   "Wstęp do wężologii"

================================================================================
MINĄŁ TYDZIEŃ

Wstęp do wężologii
„Odgłosy”, nr 45/1960, 13 XI 1960, str. 2.

. . ...Wiele jest rodzajów „węży morskich”. Inne są te, które wymyślono na użytek rodziny, domu, szkoły i pracy. Inne są „węże morskie” przeznaczone dla dzieci, a jeszcze inne dla starszych. Są „węże morskie” o charakterze prywatnym i publicznym lub zgoła owe straszliwe potwory jakie odnaleziono dla czytelników gazet, że wspomnę potwora z Loch Ness. Jednaka jest tylko istota węży morskich, ich natura, sposób rozmnażania się, odżywiania i ich obyczaje.

. . Węże morskie powstają jako zlepek naszych poglądów i wyobrażeń i aż do pełnej samodzielności żerują na ludzkiej wyobraźni. Potem już w pełni ukształtowane gotują się, aby nas pożreć. Węże morskie nie dają się oswoić, chętne są nawet połknąć tego, co je stworzył mając niekiedy jak najlepsze intencje. Niestety, osobliwa natura węży morskich jest szerszemu ogółowi mało znana. Wiem o tym dobrze, ponieważ niejednego takiego węża wymyśliłem, a że dotąd żyję i jako tako mi się powodzi, zawdzięczam li tylko szczęśliwej gwieździe i opiece możnych przyjaciół.

. . Dla przykładu — tak zwana „kultura masowa” i tak zwane „upowszechnienie kultury”. Czyż te dwa pojęcia nie stają się swojego rodzaju wężami morskimi?

. . Wymyślono kiedyś te pojęcia, byli podobno nawet tacy, którzy wiedzieli, co należy przez nie rozumieć. Teraz niestety, nikt już nie wie i tylko od czasu do czasu jak grzbiet legendarnego stworu pojawiają się te dziwne terminy w artykułach gazet codziennych lub w ustach prowincjonalnych działaczy kulturalnych. Groźne to są już stwory i połknąć gotowe każdego mniej doświadczonego autora, gdy mu powiedzą w redakcji lub wydawnictwie: „— Pisze pan w sposób dla szerokich mas niezrozumiały. Nie skorzystamy z pańskiej współpracy”.

. . Podobne kłopoty znają autorzy nie od dziś. Znał ten ból na przykład Włodzimierz Majakowski, co do którego dziś nikt już chyba nie ma wątpliwości, że to pisarz rewolucyjny, zrozumiały dla szerokich mas, dla klasy robotniczej. Ba, do niedawna nie było fabrycznej akademii, żeby nie wygłaszano na niej utworów Majakowskiego. A jednak, gdy w pierwszą rocznicę Rewolucji Październikowej próbował wystawić swoje słynne „Misterium Buffo” Lewinson i napisał w „Prawdzie” że sztuka ta jest niezrozumiała dla proletariatu i zdjęto ją z afisza po trzech przedstawieniach. Cytuję to za książką wydaną w Związku Radzieckim zatytułowaną „Majakowski, Tieatr i Kino, Gosizdat, Moskwa, 1954 rok”

. . Trzy lata toczył Majakowski bój z rzekomymi „obrońcami” psychologii robotniczej, na przykład z Marią Andriejewną, która na łamach pisma „Iskustwo komuny” napisała, że sztuka Majakowskiego „...niedostupna panimaniu raboczich kłas”. Czas pokazał, że rację miał Majakowski, a nie ludzie przebierający się w togę znawców psychologii szerokich mas czytelników.

. . Można i dziś postawić sobie pytanie czy rację mają zawsze redaktorzy i wydawcy decydujący o tym, czy coś jest dostępne zrozumieni[u] przez szerokie masy? Tyczy to szczególnie tzw. literatury nowoczesnej, czyli jak to niektórzy lubią mówić — eksperymentalnej. Rzecznicy tzw. kultury dla mas robią czasem na mnie wrażenie ludzi, którzy masy te mają w pogardzie, traktują je jako młodszego i niezbyt rozgarniętego brata. Broniąc sztuki nowoczesnej (a w swoim czasie był to futuryzm) pisał Majakowski do komisarza oświaty Łunaczarskiego w 1921 roku:

. . „Futuryści są niezrozumiali. Ale czy stara sztuka jest zr[oz]umiała? Czy nie dlatego w Pałacu Zimowym podarto na onuce stare gobeliny? Będziemy propagować — to zrozumieją”.

. . Nowoczesna literatura jest podobno niezrozumiała. Dlatego uważa się, że pod strzechy zbłądzić winny książki wywodzące się ze starej szkoły — Orzeszkowa, Sienkiewicz, Kraszewski, Prus, oraz ci, co zechcą tamtych naśladować. Ale rację chyba miał Majakowski — stara i nowa sztuka pozostanie niezrozumiałą, jeśli nie będzie się jej propagować.

. . Co zaś owych strzech tyczy, to jeśli się pod nie spoglądnie, zobaczyć można, że się tam coś niecoś czyta. Choćby rzeczywiście Orzeszkową, Konopnicką, Kraszewskiego i Prusa. Gorzej jest w nowych blokach. Wręcz zatrważająco przedstawia się stan czytelnictwa naszej młodej kadry inżynieryjno-technicznej, a ciekawe byłoby stwierdzić, co też czytają i ile razy byli w teatrze dyrektorzy i kierownicy fabryk? Onegdaj spotkałem grupę młodych lekarzy. Pożyczali sobie odrapaną i mocno naddartą książczynę „Pierścień grzechu”. Oni ani Kraszewskiego, ani Butora, ani Orzeszkowej, ani Kafki...

. . Więc upowszechniać trzeba. Tylko, że nikt nie wie, co. Jest przecież w tym coś podejrzanego, że tyle się mówi o upowszechnieniu, a nikt nie powiedział co trzeba upowszechniać. Starą czy nową sztukę? A może jedno i drugie? Szekspira czy Dostojewskiego? Kraszewskiego czy Witkacego, Rymkiewicza starego czy Rymkiewicza młodego, albo zgoła Bernarda Sztajnerta, lub może wszystkich jednako bez wyboru? Z rozumiała dla mas szerokich jest Saganka, ale przecież pewien nie jestem czy właśnie ją należy upowszechniać. Więc co ma być kryterium — trudna eksperymentalna proza Butora czy łatwa zrozumiała przez masy Saganka, jej „Pewien uśmiech” „Czy lubi pani Brahmsa?”.

. . U nas nikt o Brahmsa ani nie pyta, bo wiadomo że Brahmsa panie nie znają, najgorzej jest przecież z kulturą muzyczną w naszym kraju. W parkach przy muszlach koncertowych upowszechnia ją się orkiestry dęte i imprezy propagujące piosenkę. Nie jest to oczywiście najgorszą rzeczą, ale kto będzie upowszechniał Brahmsa? Brahms jest na pewno lepszy od piosenki łódzkiej „W cichej bałuckiej dzielnicy”, a jednak na spotkaniu z piosenką propaguje się takie piosenki a nie Brahmsa. Bo Brahms nie jest zrozumiały dla mas, a piosenka zrozumiała i łatwo w ucho wpada.

. . Lecz dobrze nam tak. Bo samiśmy stworzyli owe „węże morskie” i samiśmy je własną piersią karmili. Niech nas teraz one straszą, także niżej podpisanego, jako że i ja mam na sumieniu kilka artykułów „O kulturze dla mas” i o „upowszechnieniu”. Teraz zaś mi przykro, bowiem z tego co ongiś pisałem nic nie wynika, a „węży morskich” się boję.

ZBIGNIEW NIENACKI
================================================================================
 
 
John Dee 
Moderator
Epicuri de grege porcus



Pomógł: 125 razy
Dołączył: 06 Wrz 2014
Posty: 14104
Skąd: Niemcy
Wysłany: 2021-10-03, 11:19:49   

Dla mnie ten cały tekst to niezrozumiały bełkot. Zagmatwał się na amen. Chyba nie był trzeźwy, gdy to pisał.
 
 
Kynokephalos 
Moderator
Członek Kapituły Samochodzikowej Książki Roku



Pomógł: 139 razy
Dołączył: 07 Cze 2011
Posty: 6655
Skąd: z dużego miasta.
Wysłany: 2021-10-15, 06:02:42   

Zbigniew Nienacki napisał/a:
Co zaś owych strzech tyczy, to (...) się tam coś niecoś czyta. Choćby rzeczywiście Orzeszkową, Konopnicką, Kraszewskiego i Prusa. Gorzej jest w nowych blokach. Wręcz zatrważająco przedstawia się stan czytelnictwa naszej młodej kadry inżynieryjno-technicznej (...) Onegdaj spotkałem grupę młodych lekarzy. Pożyczali sobie odrapaną i mocno naddartą książczynę „Pierścień grzechu”. Oni ani Kraszewskiego, ani Butora, ani Orzeszkowej, ani Kafki...

Może czytelnictwo wyglądało wtedy zatrważająco, jak i dziś czasem narzekamy, to zresztą ocena względna. Może nawet gorzej było „w nowych blokach” niż „pod strzechą”, i choć mam wątpliwości - nie chcę tu polemizować z tą oceną. Chciałbym tylko - na marginesie - odnieść się do użytego przykładu.

Wydaje się, że Nienacki pochopnie oszacował książkę po okładce - a dokładniej po tytule. Ta odrapana książczyna mogła wyglądać tak:



bo zapewne chodziło o tę właśnie powieść sygnowaną nazwiskiem Marii Szelechow. Jej wydanie z 1943 roku (nie wiem, czy były inne) można przeczytać tutaj: https://polona.pl/item/pierscien-grzechu-powiesc,MjM0NjU4NDg/6.

Wbrew tytułowi nie znajdziemy w niej orgii ani w ogóle momentów, pierścień to rzeczywiście element biżuterii, sporadyczne grzechy to częściej w istocie przejawy szlachetności (zwłaszcza, że sobie przeznaczeni, wbrew wszelkim przeszkodom, w końcu odnajdują się i łączą w małżeństwie), za to mocno akcentowane są niewieście cnoty. Jednym słowem - typowe smęty, i jeśli ktoś oceni tę książkę jako literaturę „dla kucharek”, pochodzącą z epoki, w której kucharki powszechnie zatrudniano w prywatych domach, to będzie blisko prawdy, a mówiąc wprost - trafi w jej sedno.

Jest to powieść sztampowa i nudna do tego stopnia, że scenka z jej przekazywaniem sobie w towarzystwie zamiast potwierdzać tezę Nienackiego - trafia obok niej. Jeżeli młodzi lekarze pożyczali sobie egzemplarz, to najwyżej jako ciekawostkę, albo żeby bawić się w kręgu znajomych drwinami z co bardziej egzaltowanych fragmentów, a może i z wydumanych technik medycznych rodem z Tybetu. Niezależnie od ówczesnego stanu czytelnictwa wśród młodej inteligencji - uważam za niemożliwe, żeby właśnie ta pozycja była dobrym przykładem ich literackich smaków.

Pozdrawiam,
Kynokephalos
_________________
Wonderful things...
Zwycięzca rywalizacji rowerowej w 2019 r.

Ostatnio zmieniony przez Kynokephalos 2021-10-15, 06:39, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Protoavis 
Admin Emeritus
Archeolog książkowy



Pomógł: 48 razy
Dołączył: 13 Sty 2013
Posty: 6785
Skąd: PRL
Wysłany: 2021-10-15, 09:27:43   

Kynokephalos napisał/a:
Jest to powieść sztampowa i nudna do tego stopnia, że scenka z jej przekazywaniem sobie w towarzystwie zamiast potwierdzać tezę Nienackiego - trafia obok niej.


Pojęcie "literatura klasy B" bywa bardzo pojemne. Obok fajnych kryminałów i powieści sensacyjnych zdarzają się, ale o wiele rzadziej romanse, które da się przeczytać. Ukazało się natomiast wiele całkiem niezłych kryminałów z wątkami romansowymi. W licznych powieściach np. St. Wotowskiego mamy sceny orgii, których daremnie poszukiwał w "Pierścieniu grzechu" kolega Kynokephalos. ;-)

W okresie okupacji wydawano głównie literaturę niskich lotów, dotyczy to także książek dla młodych czytelników. Dominowała tania sensacja, utwory pisane na kanwie powieści zagranicznych, romansidła. Okładka "Pierścienia grzechu" typowa dla tamtych czasów, bardzo udana.

Przystępując do czytania takiej z pozoru ramotki warto przełączyć się na inny tryb czytelniczy, wówczas nawet lektura "Pierścienia grzechu" może sprawić dużo przyjemności. :)
_________________
Nasze forum na facebooku: ./redir/facebook.com/pansamochodzikforum

 
 
John Dee 
Moderator
Epicuri de grege porcus



Pomógł: 125 razy
Dołączył: 06 Wrz 2014
Posty: 14104
Skąd: Niemcy
Wysłany: 2021-10-16, 07:37:19   

Widocznie powojenna produkcja książkowa nie wszystkim przypadła do gustu, do tego stopnia, że niektórzy swój czytelniczy głód gotowi byli zaspakajać nawet polskojęzycznymi powieściami powstałymi w latach wojennych, czyli mocno kontrowersyjnymi. Zresztą, lekarze na pewny wyrywaliby sobie z rąk “Raz w roku w Skiroławkach”, gdyby już wtedy istniała. :D

Kto się zaś krył pod pseudonimem Maria Szelechow pozostało chyba tajemnicą?
 
 
Kynokephalos 
Moderator
Członek Kapituły Samochodzikowej Książki Roku



Pomógł: 139 razy
Dołączył: 07 Cze 2011
Posty: 6655
Skąd: z dużego miasta.
Wysłany: 2021-10-16, 09:06:59   

Protoavis napisał/a:
Pojęcie "literatura klasy B" bywa bardzo pojemne. Obok fajnych kryminałów i powieści sensacyjnych zdarzają się, ale o wiele rzadziej romanse, które da się przeczytać. Ukazało się natomiast wiele całkiem niezłych kryminałów z wątkami romansowymi.

Miałem na myśli nie rodzaj literatury lecz konkretną powieść. Jej, w mojej ocenie, „nie da się przeczytać”.

John Dee napisał/a:
Widocznie powojenna produkcja książkowa nie wszystkim przypadła do gustu, do tego stopnia, że niektórzy swój czytelniczy głód gotowi byli zaspakajać nawet polskojęzycznymi powieściami powstałymi w latach wojennych

No właśnie uważam inaczej. Nie wiem jakie były ich motywy, ale gdyby mieli takie potrzeby - znaleźliby mnóstwo współczesnej i wcześniejszej literatury tej samej kategorii lecz wyższej jakości.

Protoavis napisał/a:
W licznych powieściach np. St. Wotowskiego mamy sceny orgii

Tak - „Półświatek”, „Salon Baronowiej Wiery”... To dobry kontrprzykład. Łatwo uwierzyłbym, że młodzi ludzie pożyczali sobie Wotowskiego jako kryminał, powieść akcji, powieść z pieprzykiem, lub w miarę wiarygodny rzut oka na realia przedwojennej Warszawy - wielokrotnie bliższe im czasowo niż nam, ale także dla nich już egzotyczne. Poza jego pseudo- (czy para-) naukowymi rozprawkami o magii, metafizyce czy wolnomularstwie Wotowskiego czyta się bardzo dobrze. Właściwie - w trybie czytelniczym, o którym piszesz niżej - jako autorowi działającemu na tym polu mogę Wotowskiemu zarzucić tylko jedno - powtarzalność motywów.

Zatem gdyby pożyczali sobie Wotowskiego - mógłby to być jednostkowy co prawda, ale jednak o czymś świadczący przykład literackich wyborów w tej grupie. A mi chodzi o to, że „Pierścień grzechu” nie jest nawet takim wybiórczym przykładem. Nie wierzę, żeby ten gniot czymkolwiek przekonał do siebie grupę wykształconych bądź co bądź ludzi - akcją, bohaterami, opisem uczuć czy wreszcie realizmem przedstawienia świata. Na podstawie podpatrzonego tytułu i na podstawie wyglądu podniszczonego tomiku Nienacki zaliczył go do przedwojennej (lub tużpowojennej) literatury klasy B z odcieniem erotycznym - i skonkludował, że to właśnie czyta się w nowych blokach. Tak wynika z jego felietonu. Wniosek może i prawdziwy, nie wiem, ale nieusprawiedliwiony. Nienacki źle ocenił przesłanki, bo przyczyny tej zauważonej przez niego towarzyskiej wymiany musiały być inne. Ta książka nie mogła im się podobać. Taka była moja myśl.

John Dee napisał/a:
Zresztą, lekarze na pewny wyrywaliby sobie z rąk “Raz w roku w Skiroławkach”, gdyby już wtedy istniała. :D

Na pewno, na pewno.

Protoavis napisał/a:
W okresie okupacji wydawano głównie literaturę niskich lotów, dotyczy to także książek dla młodych czytelników. Dominowała tania sensacja, utwory pisane na kanwie powieści zagranicznych, romansidła.

Kiedyś wpadły mi w ręce jakieś pisemka adresowane do polskiej młodzieży, i z zaskoczeniem zobaczyłem, że niektóre teksty były nawet niezłe, prowokowały do myślenia. Szczegółów nie pamiętam, zresztą wspominam o tym zupełnie na marginesie, a co do dominującej reguły to oczywiście masz rację.

Protoavis napisał/a:
Przystępując do czytania takiej z pozoru ramotki warto przełączyć się na inny tryb czytelniczy, wówczas nawet lektura "Pierścienia grzechu" może sprawić dużo przyjemności. :)

Mi się to nie udało. Znaczy - przełączyłem się dobrze, ale przy lekturze było już coraz gorzej.

John Dee napisał/a:
Kto się zaś krył pod pseudonimem Maria Szelechow pozostało chyba tajemnicą?

Przynajmniej dla mnie pozostaje tajemnicą. Znalazłem tylko tyle, że powieść była publikowana już przed wojną, w polskiej prasie, w odcinkach.

Pozdrawiam,
Kynokephalos
_________________
Wonderful things...
Zwycięzca rywalizacji rowerowej w 2019 r.

 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  



Reklama:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template forumix v 0.2 modified by Nasedo

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.

Zapoznaj się również z nasza Polityka Prywatnosci (z dn. 09.08.2019)

  
ROZUMIEM
Strona wygenerowana w 0,53 sekundy. Zapytań do SQL: 12