PanSamochodzik.net.pl Strona Główna
FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy Rejestracja  Album  Zaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Axel Munthe, ,Księga z San Michele'
Autor Wiadomość
John Dee 
Moderator
Epicuri de grege porcus



Pomógł: 125 razy
Dołączył: 06 Wrz 2014
Posty: 14104
Skąd: Niemcy
Wysłany: 2019-07-16, 08:16:33   Axel Munthe, ,Księga z San Michele'

Axel Munthe, “Księga z San Michele” (1929 r.)

 
 
John Dee 
Moderator
Epicuri de grege porcus



Pomógł: 125 razy
Dołączył: 06 Wrz 2014
Posty: 14104
Skąd: Niemcy
Wysłany: 2019-07-16, 08:19:02   

Recenzja Yvonne
https://pansamochodzik.net.pl/viewtopic.php?p=394633#394633

„Księga z San Michele”, o której wspomina Zbigniew Nienacki w swej książce „Pan Samochodzik i Tajemnica Tajemnic” to powieść piękna i niezwykła, a w dodatku wspaniale napisana.

Zacznę od tego, że niezwykle trudno ją sklasyfikować, gdyż dzięki swojej złożoności wymyka się schematom i ustalonemu nazewnictwu gatunkowemu.

Najbardziej znana jest jako pamiętnik lekarza.
Owszem, jest to niejako pamiętnik, gdyż jej autor, Axel Munthe, opisuje w niej swoje własne życie, doświadczenia, marzenia, spotkanych na swej drodze ludzi, pacjentów i niezwykłe przypadki, z jakimi się spotkał.
Ale przede wszystkim jest to piękna przypowieść o życiu. Swoisty traktat filozoficzny o tym, co w życiu ważne. Również humoreska, bo jak nie uśmiechnąć się czytając o życiu arystokracji i ich wydumanych chorobach, takich jak „colitis” i „appendictis”. Oj, naśmiałam się przy tych fragmentach bardzo.
Axel Munthe zaprasza czytelników w podróż dwuwymiarową.
Razem z nim podróżujemy w sensie dosłownym; zwiedzamy miasta i kraje, w których żył i pracował: Paryż, Neapol, Rzym, daleką Skandynawię, czy też jego ukochane miejsce – wyspę Capri.
Wszystkie te miejsca opisane są w sposób mistrzowski.
Jesteśmy świadkami budowania Willi San Michele na Capri, która powstała najpierw w wyobraźni Axela Munthe, a potem dzięki pomocy i zaangażowaniu mieszkańców wioski Anacapri, również w rzeczywistości, na gruzach dawnej posiadłości Tyberiusza.
Drugą z podróży, w którą udajemy się wraz z autorem i jednocześnie bohaterem, jest podróż metafizyczna. Podróż w głąb człowieka, w istotę człowieczeństwa. A podróż tę odbywamy nie poprzez łopatologiczne filozoficzne wywody, a dzięki lekko podanym, niejako wplecionym w fabułę, spostrzeżeniom i dygresjom o wartościach i wierności wyznawanym przez siebie zasadom.
Axel Munthe musiał być człowiekiem niezwykłym. Ten pochodzący ze Szwecji lekarz cechował się ogromną odwagą w walce z chorobami oraz zacofaniem ówczesnych ludzi. Z ogromnym zaangażowaniem szedł tam, gdzie było niebezpiecznie, gdzie wybuchały epidemie, gdzie ludzie umierali tysiącami. O tych doświadczeniach pisze bez napuszenia, jakby mimochodem, a przecież czytelnik wie, jak ogromną wartość miały one dla wielu osób i jak wielką część siebie autor ofiarowywał swoim pacjentom.
Z ogromną przyjemnością czytałam fragmenty opisujące doświadczenia Pasteura na wściekłych zwierzętach czy też te świadczące o walce o prawdę kosztem wyrzucenia z prestiżowego paryskiego szpitala Salpêtrière, gdzie niepodzielnie rządził wówczas Jean-Martin Charcot, słynny neurolog.
Również relacje autora/bohatera z innymi lekarzami przedstawione są w sposób arcyciekawy: dogłębnie, a zarazem z humorem.

Lektura tej książki to była prawdziwa uczta. Żałuję, że tak poźno po nią sięgnęłam. A przecież tyle razy czytałam o niej w Tajemnicy Tajemnic. Gdybym przeczytała ją wcześniej, na pewno zwiedziłabym Willę San Michele podczas ubiegłorocznego krótkiego pobytu na Capri. Niestety, wtedy o niej nie wiedziałam i zamiast zwiedzić to niezwykłe miejsce, objadałam się pizzą na plaży. Choć przyznam, że najlepszą, jaką jadłam we Włoszech ;-)

Jestem pewna, że zrobię wszystko, żeby pojechać ponownie na tę piękną wyspę, aby zwiedzić miejsce, które tak ukochał Axel Munthe.
A książkę polecam bardzo.
 
 
John Dee 
Moderator
Epicuri de grege porcus



Pomógł: 125 razy
Dołączył: 06 Wrz 2014
Posty: 14104
Skąd: Niemcy
Wysłany: 2019-07-16, 09:14:41   

Axel Munthe, “Księga z San Michele” (1929 r.)

Tak do niego mówiłem, albowiem w „Księdze z San Michel” wyczytałem, że do zwierząt należy przemawiać łagodnie i monotonnie, a wtedy one stają się łaskawe i nabierają do nas sympatii. Nie wiem jednak, jak to było w przypadku Axela Munthe, bo jeśli chodzi o Prota, to udawał, że mnie nie słyszy.

Zbigniew Nienacki, “Pan Samochodzik i tajemnica tejemnisc”

Również zakończyłem wreszcie “Księgę z San Michele” i zgadzam się w zasadzie ze wszystkim, co pisze Yvonne. Munthe był już zdaje się po siedemdziesiątce, gdy postanowił powierzyć swoje wspomnienia papierowi, nie robi jednak wrażenia człowieka aż tak starego, książka ma wigor i dowcip. Porusza tak wiele spraw, że robi wrażenie dzieła monumentalnego. Choć książka pełna jest ciekawych myśli i refleksji, to jednak największe wrażenie zrobiły na mnie właśnie zawarte w niej rozpatrywania o zwierzętach. Psy, ptaki, niedźwiedzie, pawian Billy, żółwie, sowa, Munthe uwielbiał je wszystkie i chronił bezwzględnie, gdy tylko zachodzi konieczność, a więc bardzo często, bo okrucieństwo wobec zwierząt w tamtych latach było przerażające. “Wiem, że zdania o moich zdolnościach jako lekarza ludzi były bardzo podzielone, ale opinia o mnie jako o lekarzu psów nigdy nie została poważnie zagrożona.

To zdaje się rady jak ta wzbudziły podziw Nienackiego:
“Pies z radością uznaje wyższość pana, którego zdanie jest dla niego najzupełniej miarodajne, lecz jeżeli niektórzy amatorzy psów sądzą, że czuje się on niewolnikiem swego pana, to mylą się zasadniczo. Poddaje mu się dobrowolnie i spodziewa się, że jego własne skromne prawa będą uszanowane. W panu widzi swego władcę, niemal boga i wie, że wprawdzie może niekiedy być j przez to bóstwo ukarany, jeżeli zajdzie potrzeba, lecz zawsze oczekuje sprawiedliwości.”

“Los chciał, aby te zwierzęta, najbardziej godne naszej miłości, były zarazem roznosicielami najstraszniejszej ze wszystkich chorób: wścieklizny. Byłem świadkiem początków owej długiej walki w Instytucie Pasteura pomiędzy wiedzą a tym jej straszliwym nieprzyjacielem; doczekałem się też jej szczęśliwego zakończenia, uwieńczonego zwycięstwem.”


Dość śmiałe wypowiedzi robi o kobietach, które całe swoje życie przyciągał niczym magnes.
A spójrz na nasz zawód, w którym kobiety nie są nowicjuszkami. Już w szkole w Salerno kobiety były profesorami; Luise Bourgeois — lekarka Marii Medici, małżonki Henryka IV, napisała nieudolną książkę o sztuce akuszeryjnej; Marguerite la Marche była starszą akuszerką w Hotel Dieu już w roku 1677. Madame la Chapelle i madame Boivin napisały o chorobach kobiecych dużą liczbę książek (zresztą bardzo niedokładnych i bezwartościowych). W siedemnastym i osiemnastym stuleciu istniało mnóstwo kobiet-profesorów na katedrach sławnych włoskich uniwersytetów: w Bolonii, Pavii, Ferrarze i Neapolu. Nic nie uczyniły, aby pogłębić swą wiedzę specjalną. Akuszeria i ginekologia dlatego właśnie stały tak beznadziejnie długo w tym samym punkcie rozwoju, iż spoczywały przez całe lata w rękach kobiecych. Rozwinęły się dopiero z chwila przejęcia tej gałęzi wiedzy przez mężczyzn. Dzisiaj żadna kobiety nie pozostanie pod opieką lekarza swej płci, jeżeli życiu jej lub jeździecka grozi niebezpieczeństwo.

Miłość znaczy w życiu kobiety o wiele więcej niż w życiu mężczyzny: stanowi dla niej wszystko. Miłość jest dla kobiety rzadziej, niż mężczyźni sądzą, sprawą zmysłów. Kobieta może się zakochać w człowieku brzydkim, nawet starym, jeżeli uda mu się obudzić w niej wyobraźnię; natomiast mężczyzna nie potrafi zakochać się w kobiecie nie działającej mu na zmysły, które wbrew zamiarom natury działają u współczesnego mężczyzny dłużej niż jego seksualne zdolności. Dlatego granice wieku dla zakochania się nie istnieją. Richelieu uchodził jeszcze w osiemdziesiątym roku życia za pociągającego, chociaż mógł się zaledwie utrzymać na nogach, a Goethe miał lat osiemdziesiąt, gdy zakochał się w Ulryce von Levetzow
.

Przyjaźnił się z Guyem de Maupassant, bywał na pokładzie jego statku „Bel-Ami" zakotwiczonego w porcie Antibes, znał dobrze jego kochanki. Pod koniec odwiedził obłąkanego pisarza krótko przed jego śmiercią w zakładzie dla umysłowo chorych w Passy.

Guy de Maupassanta cierpiał na syfilis; ileż to o tej i innych chorobach dziesiątkujących wówczas ludzkość dowiadujemy się z tej książki! Dyfteryt, cholera, tuberkuloza, malaria każda z tych chorób była potencjalnie śmiertelnie niebezpieczna, a szczepionki jeszcze nie istniały, epidemie wybuchały co chwila to tu, to tam. Śmierć, cierpienie, głód, nawet ludożerstwo, to wszystko nie leży jeszcze aż tak daleko w przeszłości. Munthe, który aktywnie zwalczał te epidemie w Neapolu i Mesynie, raz jeszcze uzmysławia nam, czego lekarze jak Pasteur lub Emil von Behring tak właściwie dokonali dla ludzkości.

Jak ale Yvonne już wspomniała, jego życie, a tym samym i jego książka ma również swoje wesołe fragmenty, do których należą wyznania “modnego lekarza” trudniącego się leczeniem, a czasem i bałamuceniem bogatych pacjentek. “Nie byłem dobrym lekarzem, miałem za sobą zbyt szybkie studia, a za krótką praktykę w szpitalu, lecz bez wątpienia byłem lekarzem cieszącym się powodzeniem.

“I dlaczego nawet konający, niezdolni do wymówienia słowa, wpatrzeni we mnie oczami szeroko rozwartymi ze strachu przed śmiercią, uspokajali się i godzili z losem, gdy kładłem im dłoń na czole? Dlaczego obłąkani w przytułku Ste Annę, pieniący się z wściekłości i ryczący jak dzikie zwierzęta, cichli i pokornieli, gdy odpinałem im kaftan bezpieczeństwa i ujmowałem ich rękę w swoją? Ce garcon-la a le diable au corps!”

Moim ulubionym epizodem jest transport szalonego szwedzkiego konsula statkiem do Lundu, przedsięwzięcie komiczne, niemal slapstickowe. W Lund Munthe, mokry, wykończony, jednak mimo to w dobrym humorze, spotyka kolegę ze studiów, obecnie aktora, którego trupa gości z "Hamletem" na jeden wieczór w tym mieście. Przedstawienie jednak musi być odwołane, gdyż Duch się nie pojawił. Munthe nie tylko przejmuje rolę Ducha, dokonuje także sprytnych zmian w scenariuszu i ratuje przedstawienie, które według jego własnych słów zapisał się na długo w teatralnych kronikach Lund.

O willi na Capri pisze mniej, niż tego oczekiwałem.
Pragnę tylko bielonego pokoju, twardego łóżka, sosnowego stołu z kilkoma krzesłami, fortepianu, świergotu ptaków za oknami i szumu morza dochodzącego z oddali.

Ani ja, ani moi współpracownicy nie mieliśmy najmniejszego pojęcia o zasadach budownictwa. Ani jeden człowiek umiejący czytać i pisać nie przyłożył ręki do mego domu, a żaden architekt nie dał mi choćby jednej wskazówki lub rady. Nie mieliśmy ani dokładnego planu, ani nawet zasadniczego zarysu budowli, nikt nie robił żadnych pomiarów, wszystko powstawało all'occhio.


Co za życie, co za wspomnienia. Nie do końca zrozumiałem, jak szwedzki lekarz potrafił zrobić taką karierę najpierw w Paryżu, potem w Rzymie, a następnie jako autor światowego bestsellera, którego napisał w języku angielskim. Musiał być równie dobrym poliglotą co Fantomas. Książka zrobiła na mnie silne wrażenie i jeśli miałbym jej coś do zarzucenia to to, że jest trochę za gruba i że jej styl nie do końca mnie przekonał; może autor powinien był jednak pisać w swoim języku ojczystym. Pomijając te drobnostki, fascynujące dzieło.
 
 
Z24 
Forumowy Badacz Naukowy



Pomógł: 66 razy
Wiek: 61
Dołączył: 01 Gru 2012
Posty: 11310
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2019-07-16, 19:08:14   

Piękny esej o wyspie Capri można sobie przeczytać w tomie Jana Parandowskiego "Dwie wiosny".
_________________
Z 24
 
 
bans
[Usunięty]

Wysłany: 2019-07-16, 20:12:54   

Tez to akurat czytam. Ale wrażenia mam odmienne... To nie jest zreszta żadna jego autobiografia, fakt że nie wspomina w niej o swoich dzieciach i żonie jest mocno zastanawiający.

W jednym na pewno przypomina Nienackiego - uwielbia pisać o tym jak jest ważny, mądry, wspaniałomyślny, skromny...
Ostatnio zmieniony przez 2019-07-16, 20:18, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
John Dee 
Moderator
Epicuri de grege porcus



Pomógł: 125 razy
Dołączył: 06 Wrz 2014
Posty: 14104
Skąd: Niemcy
Wysłany: 2019-07-16, 21:12:27   

bans napisał/a:
Tez to akurat czytam. Ale wrażenia mam odmienne... To nie jest zreszta żadna jego autobiografia, fakt że nie wspomina w niej o swoich dzieciach i żonie jest mocno zastanawiający.
I couldn't care less, prawdę mówiąc. Nawet gdyby sfabrykował wszystko od początku do końca, moje rozgrzeszenie jest mu pewne, póki wynikiem takiego szwindlu jest pasjonująca lektura. ;-)
 
 
Berta von S. 
Twórca
nienackofanka



Pomogła: 169 razy
Wiek: 52
Dołączyła: 05 Kwi 2013
Posty: 32587
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2021-04-06, 21:20:03   

Zgodnie z obietnicą https://pansamochodzik.net.pl/viewtopic.php?p=485516#485516 kilka uwag o książce:
1. Najpierw wtręt osobisty. Jako dzieciak miałam zwyczaj godzinami wpatrywać się w obrazki i sobie coś tam do nich wymyślać. Jedną z takich książeczek do wgapiania był album Capri, a w nim pewna willa z kamiennym stołem i pnączami – wyobrażałam sobie oczywiście, że tam mieszkam. Okazało się, że to willa doktora! :D

2. Powieść dobrze się czyta, choć jest mocno nierówna. Dla mnie najciekawsze były dwa wątki - obraz praktyki lekarskiej dla bogaczy (głównie w kontekście hipnozy oraz leczenia histerii i mody na schorzenia typu colitis ;-) ) oraz opisy podróży do/po Skandynawii i kontaktów z kulturą/mieszkańcami Laponii.

3. Niezłe były też wątki katastroficzne (trzęsienie ziemi w Messynie i zaraza cholery w Neapolu), ale ze względu na wrodzoną niechęć do dołowania się literaturą te czytałam mniej chętnie. Szczególnie w przypadku zarazy timing nie był najlepszy.

4. Najsłabsze wydały mi się filozoficzne rozważania z elementami mistycznymi w stylu rozmowy ze świętymi, aniołami, diabłem czy krasnoludkiem. I trochę mnie nużyły fragmenty dotyczące sielskości Capri, na szczęście było ich mniej, niż się obawiałam.

5. Widziany przez pryzmat bohatera autor robi sympatyczne wrażenie – pomocny, niepazerny, kontaktowy, szczerze mówi o swoich lękach, pomaga biednym, szanuje prostych ludzi i troszczy się o zwierzęta (lekko mówiąc - patrz wykupienie wzgórza, żeby wędrowne ptaki miały gdzie bezpiecznie odpoczywać! :) ).

6. Jednocześnie jednak wydaje się niezłym megalomanem – świetny żeglarz, urodzony architekt, fantastycznie wspina się po skałach, po mistrzowsku hipnotyzuje ludzi i zwierzęta, ma powodzenie u kobiet, rozwiązuje wszelkie trudne przypadki, „odbija” pacjentów innym lekarzom, nawet mordercy użyczają mu noclegu… Sukces goni sukces, a przygoda przygodę, przy czym bohater zawsze wychodzi z nich bez szwanku... :okulary:

7. Zainteresowała mnie ta niespójność, więc zaczęłam grzebać w Internecie i trafiłam na różne materiały, w tym na fajną stronę https://www.villasanmichele.eu/historicphotos gdzie jest sporo zdjęć i trochę informacji. Zdumiałam się przede wszystkim, że AM był dwukrotnie żonaty, bo czytając książkę odniosłam wrażenie, że unikał jakichkolwiek związków. Pierwsze małżeństwo skończyło się rozwodem, drugie separacją - para formalnie została małżeństwem do końca, choć mieszkała razem tylko przez 12 lat. Z tą drugą żoną AM miał dwóch synów. Dla mnie to jednak dziwne, że w książce ani o żonach ani o synach nie ma wzmianki, podczas gdy wiele stron jest np. o gospodyni. :zdziw:

8. Przy okazji ciekawostka. Miesiąc miodowy z drugą żoną axel Munthe spędził z Szwecji. Zachwyceni krajobrazami okolic Leksand postanowili tam zbudować letni dom. Dom ten - właściwie dwór - był prezentem ślubnym dla Hildy, a z czasem ukochanym miejscem jej i synów (AM rzadko tam ponoć bywał). Hilda odkryła w sobie pasję projektowania ogrodów, dziełem jej życia stało się stworzenie parku na wzór ogrodów włoskich ale z roślinami rosnącymi w Skandynawii. Obecnie Hildelholm (kiedyś się nazywało Stengården) to turystyczna atrakcja, podobnie jak ogród jej męża na Capri. Ciekawa zbieżność i tym dziwniejsza nieobecność, bo aż by się prosiło jakoś w tekście nawiązać.
_________________
Drużyna 5

Ostatnio zmieniony przez Szara Sowa 2021-04-07, 08:56, w całości zmieniany 4 razy  
 
 
John Dee 
Moderator
Epicuri de grege porcus



Pomógł: 125 razy
Dołączył: 06 Wrz 2014
Posty: 14104
Skąd: Niemcy
Wysłany: 2021-04-07, 07:34:01   

W zasadzie zgadzam się z wszystkim, co piszesz, z wyjątkiem Twojej oceny doświadczeń lekarza z katastrofami, szczególnie epidemiami. Ta część książki zrobiła na mnie największe wrażenie. Rozdziałami opisującymi Capri, willę itd. również byłem rozczarowany. Oczekiwałem, że akcja całej książki będzie się jakoś kręcić wokół tego mistycznego miejsca, a tymczasem niemal wszystko inne okazało się ciekawsze.

O tej drugiej willi nic nie wiedziałem. Munthe musiał rzeczywiście nieźle zarabiać jako lekarz, jeśli mógł pozwolić sobie na takie nabytki. :zdziw:
./redir/www.tripadvisor.c...rna_County.html
 
 
bans
[Usunięty]

Wysłany: 2021-04-07, 08:18:42   

Przeczytałem to kiedyś, ale uważam tę książkę za przereklamowaną.

Z punktem z listy 7 Berty zgadzam się w pełni. A punkt 8 świadczy że nie trzeba od razu wierzyć we wszystko co Munthe pisze, jak widać lubił konfabulować.

Pamiętam (muszę odświeżyć...) że irytujące było jak autor zmienia poglądy, o 180 stopni czasami, nie widzi jak jego wypowiedzi są niekonsekwentne. Jest w tym bardzo podobny do Nienackiego...

Aha, mam prośbę - możecie mi wskazać fragment w którym Munthe pisze że "do zwierząt należy zwracać się łagodnie"? Głownie przez ten fragment kupiłem tę książkę i - nie znalazłem go!

Swoją drogą przy tej okazji widzimy też kolejny kwiatek u Nienackiego (przyznaję że niekonsekwencja w jego działaniach i słowach to coś co jest dla mnie największą bolączką "Samochodzików"

Pisze:

"— No chodź, Prot — powiedziałem rozkazująco, bo słyszałem, że tak należy postępować z psami. Człowiek powinien narzucić zwierzęciu swoją wolę."

a dosłownie kilkanaście wersów dalej już zmienia metodę i zaczyna się Protowi podlizywać:

"— Prot, Proteczku, Protazeńku — przemawiałem do niego. — Nie dąsaj się na mnie, bo w gruncie rzeczy jestem człowiekiem poczciwym i lubię zwierzęta. Będzie ci u mnie dobrze, choć trochę ciasno. Na szczęście często wyjeżdżam w teren i staniesz się moim towarzyszem.

Niekiedy zdarza mi się znaleźć w dość niebezpiecznych sytuacjach, a więc na brak rozrywek nie powinieneś narzekać. Jestem kawalerem, a ponieważ i ty pozostajesz w stanie wolnym, wydaje mi się, e znajdziemy wspólny język.

Tak do niego mówiłem, albowiem w „Księdze z San Michel” wyczytałem, że do zwierząt należy przemawiać łagodnie i monotonnie, a wtedy one stają się łaskawe i nabierają do nas sympatii."

I niestety u Nienackiego to norma...
Ostatnio zmieniony przez 2021-04-07, 08:19, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Szara Sowa 
Ojciec Zarządzający



Pomógł: 153 razy
Wiek: 57
Dołączył: 24 Paź 2008
Posty: 48391
Skąd: Poznań
Wysłany: 2021-04-07, 09:01:26   

Zacząłem czytać tę książkę, ale przyznam się, że odpadłem w przedbiegach. Styl autora zupełnie do mnie nie trafia, co chwila łapałem się, że myśli mi ulatują w zupełnie inną stronę. Bo nie jest to powieść ale raczej traktat filozoficzny (tak przynajmniej jest na początku), co nie każdemu może odpowiadać. Za dużo szczegółów, za dużo dygresji, styl bardzo dziwny. Może zrobiłem błąd, ale odpuściłem sobie co niezwykle rzadko mi się zdarza...
_________________
Drużyna 2

Nasze forum na facebooku: ./redir/facebook.com/pansamochodzikforum
Nasza forumowa geościeżka keszerska: ./redir/pansamochodzik.net.pl/viewtopic.php?p=240911#240911

Ostatnio zmieniony przez Szara Sowa 2021-04-07, 09:02, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
John Dee 
Moderator
Epicuri de grege porcus



Pomógł: 125 razy
Dołączył: 06 Wrz 2014
Posty: 14104
Skąd: Niemcy
Wysłany: 2021-04-07, 11:12:05   

bans napisał/a:
nie trzeba od razu wierzyć we wszystko co Munthe pisze, jak widać lubił konfabulować. Pamiętam (muszę odświeżyć...) że irytujące było jak autor zmienia poglądy, o 180 stopni czasami, nie widzi jak jego wypowiedzi są niekonsekwentne. Jest w tym bardzo podobny do Nienackiego...
Marudzisz. “Głupia stałość jest ulubieńcem ciasnych umysłów“ - Ralph Waldo Emerson. Niekonsekwentność, dyskrepancja między słowami a czynami, to właśnie czyni bohatera powieści, filmu ciekawym. W komedii ta rozbieżność jest wręcz obowiązkowa. Nudni są przede wszystkim ci zawsze ustawiczni i nieomylni.
 
 
bans
[Usunięty]

Wysłany: 2021-04-07, 13:16:35   

John Dee napisał/a:
“Głupia stałość jest ulubieńcem ciasnych umysłów“ - Ralph Waldo Emerson. Niekonsekwentność, dyskrepancja między słowami a czynami,


Nie pierwszy raz widzę że starasz się wypowiadać w ten napuszony sposób, zawsze wygląda to dość komiczne ale tym razem wyszedł ci naprawdę wyjątkowy potworek stylistyczny :)))

Takich czytelników najłatwiej nabrać kabotynom pokroju Nienackiego czy Munthe.
 
 
Berta von S. 
Twórca
nienackofanka



Pomogła: 169 razy
Wiek: 52
Dołączyła: 05 Kwi 2013
Posty: 32587
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2021-04-07, 13:17:18   

Szara Sowa napisał/a:
Zacząłem czytać tę książkę, ale przyznam się, że odpadłem w przedbiegach. Styl autora zupełnie do mnie nie trafia, co chwila łapałem się, że myśli mi ulatują w zupełnie inną stronę. Bo nie jest to powieść ale raczej traktat filozoficzny (tak przynajmniej jest na początku)

To tylko fragmentami. Większość jest raczej żywo pisana, szczególnie części z różnymi przygodami. Od 3 rozdziału się zaczyna rozkręcać.

John Dee napisał/a:
W zasadzie zgadzam się z wszystkim, co piszesz, z wyjątkiem Twojej oceny doświadczeń lekarza z katastrofami, szczególnie epidemiami. Ta część książki zrobiła na mnie największe wrażenie.

Robiła wrażenie, tylko nie sprawiało mi przyjemności jej czytanie. Może jestem płytka, ale za dużo różnych smutnych i złych rzeczy dzieje się w realnym świecie, żebym jeszcze miała tego szukać w literaturze. :)

John Dee napisał/a:
O tej drugiej willi nic nie wiedziałem. Munthe musiał rzeczywiście nieźle zarabiać jako lekarz, jeśli mógł pozwolić sobie na takie nabytki.

Ta jego druga żona było ponoć bardzo majętna - być może część inwestycji na Capri zrealizowano jej posagu. Munthe miał też jakąś nie całkiem jasną relację z królową Szwecji (niewykluczone, że mieli romans, a w każdym razie regularnie bywała na Capri i miał na nią "demoniczny" wpływ), ponoć ona wspierała np. akcję wykupu wzgórza na lądowisko dla ptaków.


bans napisał/a:

Aha, mam prośbę - możecie mi wskazać fragment w którym Munthe pisze że "do zwierząt należy zwracać się łagodnie"? Głownie przez ten fragment kupiłem tę książkę i - nie znalazłem go!

Też tego szukałam, ale albo nie ma, albo mi umknęło.

bans napisał/a:

Swoją drogą przy tej okazji widzimy też kolejny kwiatek u Nienackiego (przyznaję że niekonsekwencja w jego działaniach i słowach to coś co jest dla mnie największą bolączką "Samochodzików"

Pisze: "— No chodź, Prot — powiedziałem rozkazująco, bo słyszałem, że tak należy postępować z psami. Człowiek powinien narzucić zwierzęciu swoją wolę."
a dosłownie kilkanaście wersów dalej już zmienia metodę i zaczyna się Protowi podlizywać:

W tym miejscu mi akurat ta niekonsekwencja nie przeszkadza, bo obrazuje bezradność człowieka, który się miota i próbuje różnych (często sprzecznych) "mądrości ludowych".
_________________
Drużyna 5

Ostatnio zmieniony przez Berta von S. 2021-04-07, 13:39, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
John Dee 
Moderator
Epicuri de grege porcus



Pomógł: 125 razy
Dołączył: 06 Wrz 2014
Posty: 14104
Skąd: Niemcy
Wysłany: 2021-04-07, 19:59:03   

bans napisał/a:
wyszedł ci naprawdę wyjątkowy potworek stylistyczny.
Merytorycznie rozłożyłem cię na łopatki, więc dla odmiany zaczynasz czepiać się stylu, czy jak? :598:

Berta von S. napisał/a:
za dużo różnych smutnych i złych rzeczy dzieje się w realnym świecie, żebym jeszcze miała tego szukać w literaturze.
Niby tak, ale nigdy wcześniej nie czytałem bardziej szczegółowych i ciekawiej opisanych relacji o tych epidemiach, wiec chyba dlatego pozostały mi tak żywo w pamięci, podczas gdy inne sprawy, o których Munthe pisze, już mi zdążyły wywietrzeć z głowy. :)
 
 
Berta von S. 
Twórca
nienackofanka



Pomogła: 169 razy
Wiek: 52
Dołączyła: 05 Kwi 2013
Posty: 32587
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2021-04-07, 22:08:43   

John Dee napisał/a:
Niby tak, ale nigdy wcześniej nie czytałem bardziej szczegółowych i ciekawiej opisanych relacji o tych epidemiach, wiec chyba dlatego pozostały mi tak żywo w pamięci...)

Niby tak, ale niekoniecznie mam ochotę, żeby mi zostawały w pamięci obrazy konających ludzi, jedzonych żywcem przez szczury i dołujące opisy błyskawicznego rozprzestrzeniania się zarazy. Szczególnie w momencie, kiedy wokół mnie rzeczywiście rozprzestrzenia się zaraza.
_________________
Drużyna 5

 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  



Reklama:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template forumix v 0.2 modified by Nasedo

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.

Zapoznaj się również z nasza Polityka Prywatnosci (z dn. 09.08.2019)

  
ROZUMIEM
Strona wygenerowana w 0,42 sekundy. Zapytań do SQL: 13