Kynokephalos Moderator Członek Kapituły Samochodzikowej Książki Roku
Pomógł: 139 razy Dołączył: 07 Cze 2011 Posty: 6655 Skąd: z dużego miasta.
Wysłany: 2019-07-10, 07:48:39
Z24 napisał/a:
Z usług żydowskich mincerzy korzystali wszyscy książęta.
Z tym, że tylko w dość krótkim okresie, na przełomie XII i XIII wieku, pozwalano im w Polsce opisywać monety "po swojemu". Nie wiem, jak było w innych europejskich krajach.
Zastanawiam się, skąd wynikał ten krótkotrwały zwyczaj. Przypuszczam, że zwyczajnie ze znikomego odsetka piśmienności. Wśród ludności i wyższych warstw (dla których więc forma napisu nie grała roli), oraz wśród samych żydowskich mincerzy w zakresie liter łacińskich. Tak zgaduję.
Niedługo później już nie tylko wizerunek ale także tytuł władcy na monecie stał się istotnym instrumentem propagandy i musiał być w miarę możności zrozumiały. Jeśli więc pojawiały się tam wtedy hebrajskie znaki to tylko jako element zdobnictwa o religijnym charakterze, jak na przykład litery JHWH.
Pozdrawiam,
Kynokephalos
_________________ Wonderful things...
Zwycięzca rywalizacji rowerowej w 2019 r.
Pomógł: 66 razy Wiek: 61 Dołączył: 01 Gru 2012 Posty: 11311 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2019-07-10, 19:34:20
Kynokephalos napisał/a:
Zastanawiam się, skąd wynikał ten krótkotrwały zwyczaj. Przypuszczam, że zwyczajnie ze znikomego odsetka piśmienności. Wśród ludności i wyższych warstw (dla których więc forma napisu nie grała roli), oraz wśród samych żydowskich mincerzy w zakresie liter łacińskich. Tak zgaduję.
W tym miesiącu mam zamiar się zabrać za klasykę historiografii: Stanisław Smolka "Mieszko Stary i jego wiek", pierwsze wydanie było w 1881, ja mam wznowienie z 1959 r. Może tam coś jest.
Na temat pieniądza polskiego we wczesnym średniowieczu i czasach późniejszych pisał Ryszard Kiersnowski. Także polecam książki Henryk Cywińskiego.
Kynokephalos napisał/a:
Niedługo później już nie tylko wizerunek ale także tytuł władcy na monecie stał się istotnym instrumentem propagandy i musiał być w miarę możności zrozumiały. Jeśli więc pojawiały się tam wtedy hebrajskie znaki to tylko jako element zdobnictwa o religijnym charakterze, jak na przykład litery JHWH.
Nie wiedziałem o tym. Zastanawiam się dlaczego na monetach wypuszczanych w imieniu niewiernych przecież władców umieszczali Imię Boże, którego prawdziwie religijni Żydzi nie wymawiają, zastępując je w trakcie głośnego odczytywania innymi terminami, najczęściej używają "Adonai" - "Pan".
_________________ Z 24
Kynokephalos Moderator Członek Kapituły Samochodzikowej Książki Roku
Pomógł: 139 razy Dołączył: 07 Cze 2011 Posty: 6655 Skąd: z dużego miasta.
Wysłany: 2019-07-11, 06:26:30
Z24 napisał/a:
Zastanawiam się dlaczego na monetach wypuszczanych w imieniu niewiernych przecież władców umieszczali Imię Boże, którego prawdziwie religijni Żydzi nie wymawiają, zastępując je w trakcie głośnego odczytywania innymi terminami, najczęściej używają "Adonai" - "Pan".
Źle się wyraziłem. W przypadku tych późniejszych monet chodziło mi o hebrajskie napisy użyte jako ozdobniki czy symbole o religijnym (chrześcijańskim) charakterze, a nie napisy w legendach monet. Na podobnej zasadzie, na jakiej hebrajskie litery (takie jak właśnie JHWH) malowane były na ścianach lub ołtarzach kościołów. Ich pojawianie się na monetach niekoniecznie było związane z żydowskim zarządem mennic. Przykład - poniższy rewers donatywy gdańskiej dla Jana Kazimierza i litery JHWH w tarczy słońca.
Z24 napisał/a:
W tym miesiącu mam zamiar się zabrać za klasykę historiografii: Stanisław Smolka "Mieszko Stary i jego wiek", pierwsze wydanie było w 1881, ja mam wznowienie z 1959 r. Może tam coś jest.
Na temat pieniądza polskiego we wczesnym średniowieczu i czasach późniejszych pisał Ryszard Kiersnowski. Także polecam książki Henryk Cywińskiego.
Dziękuję. Liczę, że jeśli coś będzie to dasz nam znać.
Znalazłem, że Wiadomości Numizmatyczno-Archeologiczne, począwszy od stycznia 1909 roku, drukowały w wielu odcinkach pracę Zygmunta Zakrzewskiego "O brakteatach z napisami hebrajskimi". Można ją poczytać tutaj:
http://mbc.malopolska.pl/...cation?id=20251
Zgaduję, że praca w jakiejś (może dużej) częsci pokrywała się z jego książką o tym samym tytule, wydaną również w 1909 roku. Niestety Zakrzewski nie porusza w niej sprawy genezy tych monet i użytego alfabetu, koncentrując się na ich katalogowaniu i na krytyce odczytu treści napisów.
--
Jako ciekawostkę dodam, że zaledwie dziesięć lat wcześniej znany nam skądinąd Wojciech Kętrzyński zupełnie inaczej niż Zakrzewski, i diametralnie niezgodnie z naszym obecnym stanem wiedzy, naświetlił podłoże obiegu tych monet w Polsce.
"Ślady brody mają także niektóre monety Mieszka Starego z napisami hebrajskimi. Lelewel niewątpliwie ma racyę, twierdząc, że mincarze żydowscy, choćby dzierżyli mennicę krajową, nie mogli wybijać innej monety jak tylko z napisami łacińskimi; z drugiej znów strony liczba monet z napisami hebrajskimi jest zanadto wielka, abyśmy je mogli uważać za rodzaj medali, wybitych przez synagogi żydowskie. Jak więc rozwiązać sprzeczność, że owe monety kursowały po kraju, choć nie były wybite w mennicy państwowej? Zdaniem mojem, jest to dług, zaciągnięty przez Mieszka u żydowskich kahałów, gdy, bawiąc jako wygnaniec za granicą, zabierał się w roku 1182 do powrotu, aby zawładnąć nanowo swoją dzielnicą. Figurki zatem na monetach z napisami hebrajskimi są dziełem fantazyi złotników żydowskich i nie odnoszą się wcale do Mieszka, a napisy hebrajskie zawierają, mojem zdaniem, godła synagog, które się pewną kwotą przyczyniły do pożyczki. Dlatego też wątpię, by na nich znajdowały się imiona Mieszka i Lestka, albo nawet napisy jak: "Mieszko król polski", a to tem bardziej, że różni różnie je odczytują. Tak np. na jednej z nich wyczytał ks. Polkowski "Miska", podczas gdy żyd Lewy z Inowrocławia ten sam wyraz odcyfrował jako "Simche" = radość. I temu dziwić się nie można, bo w owych cieniuchnych blaszkach srebrnych kształty liter hebrajskich nie odbijają się tak wyraźnie jak na pergaminie, bo mieszają się ciągle z liniami rysunku, wskutek czego postać liter staje się poprostu zagadkową."
(Wojciech Kętrzyński, "Przyczynki do historyi Piastowiczów i Polski Piastowskiej", nakładem Akademii Umiejętności w Krakowie, 1898, https://books.google.com/books?id=Q-9hbG02hjsC&printsec=frontcover)
Pozdrawiam,
Kynokephalos
_________________ Wonderful things...
Zwycięzca rywalizacji rowerowej w 2019 r.
Pomógł: 48 razy Dołączył: 13 Sty 2013 Posty: 6785 Skąd: PRL
Wysłany: 2020-01-15, 22:34:42
Taki fragment przypadkiem na wikipedii znalazłem:
Młodzieżowa powieść milicyjna reprezentowała typ awanturniczo-detektywistyczny. Przez ponad dwadzieścia lat, Zbigniew Nowicki (ps. Zbigniew Nienacki), pisał serię utworów, które nie tylko dostarczały rozrywki, relacjonując przygody Tomasza N. N., zwanego Panem Samochodzikiem, lecz także zachęcały do czytania, produktywnego spędzania czasu i przyjmowania „postaw obywatelskich”. Na straży społecznego i moralnego porządku stał oczywiście Pan Samochodzik, w pewnym sensie alter ego autora – dziennikarz zainteresowany historią sztuki, prywatny detektyw, funkcjonariusz ORMO i współpracownik MO, której (dydaktycznie) przekazywał swe kolejne sprawy, ponieważ rozgryzanie ich nie leżało w jego zawodowych kompetencjach. Jak przystało na aktywnego działacza PZPR, ORMO i ZLP, oraz współpracownika UB i WRON, Nowicki nie dopuścił się żadnych dewiacji ideologicznych. W jego powieściach, postawy światopoglądowo negatywne, moralnie naganne i prawnie przestępcze przyjmowali jedynie reprezentanci przedwojennych sfer wyższych (ziemiaństwo i przemysłowcy), powojennych „spekulantów” (prywatnych przedsiębiorców) oraz mieszkańców Europy Zachodniej[34]. Za Jaruzelskiego, którego Nowicki publicznie popierał, seria była kilkakrotnie wznawiana z ilustracjami Szymona Kobylińskiego[35]. Spod pióra Joanny Chmielewskiej wyszły dwa cykle powieści, oryginalne warsztatowo (o czym piszemy niżej) i nieco ironicznie nastawione do PRL-u. W pierwszym, dwie licealistki, Tereska Kępińska, samozwańczy detektyw, i jej koleżanka, Okrętka Bukatówna, szukają pomocy (i znajdują się pod urokiem) młodego, ambitnego kaprala Krzysztofa Cegny, ucznia zaocznej szkoły oficerskiej[36]. W drugim, Janeczka i Paweł Chabrowicze korzystają z ofiarnej pomocy sierżanta MO, Gawrońskiego, i jego przełożonego, kapitana[37]. Pododmianę tą uprawiali też Bahdaj, Korycki, Minkowski, Edmund Niziurski, Sekuła.
i trochę dalej:
Okres tworzenia polskiej powieści milicyjnej zamknął rok 1989, w którym upadł PRL, a w 1990 MO zastąpiono przez policję. Choć odtąd polski rynek wydawniczy zalewały tłumaczenia atrakcyjnych zachodnich powieści, wcześniej niedopuszczanych do druku, powieść milicyjna znajdowała swoich zwolenników. Wznowienia drukowały takie wydawnictwa jak Orion, Zysk[41], Rzeczpospolita, CM[42]. Na rynku pojawiły się ponownie liczne opowiadania milicyjne, np. Ewa wzywa 07[43], jak i komiksy milicyjne, przede wszystkim Kapitan Żbik. Nie mniejszym zainteresowaniem obdarzane były telewizyjne i pełnometrażowe filmy milicyjne, które udostępniane były przez stacje TV oraz w wersjach DVD, np. Pan Samochodzik.
Pomogła: 169 razy Wiek: 52 Dołączyła: 05 Kwi 2013 Posty: 32587 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2020-01-15, 22:42:26
Protoavis napisał/a:
Spod pióra Joanny Chmielewskiej wyszły dwa cykle powieści, oryginalne warsztatowo (o czym piszemy niżej) i nieco ironicznie nastawione do PRL-u. W pierwszym, dwie licealistki, Tereska Kępińska, samozwańczy detektyw, i jej koleżanka, Okrętka Bukatówna, szukają pomocy (i znajdują się pod urokiem) młodego, ambitnego kaprala Krzysztofa Cegny, ucznia zaocznej szkoły oficerskiej[36]. W drugim, Janeczka i Paweł Chabrowicze korzystają z ofiarnej pomocy sierżanta MO, Gawrońskiego, i jego przełożonego, kapitana[37].
A wyjaśniono tam, na czym polega ironiczny stosunek do PRL-u Chmielewskiej w jej powieściach o Teresce i Okrętce? Wydawało mi się zawsze, ze Chmielewska bez żadnej ironii zachwycała się MO. W książkach wydanych przed 1989 oczywiście.
Pomógł: 48 razy Dołączył: 13 Sty 2013 Posty: 6785 Skąd: PRL
Wysłany: 2020-01-15, 22:55:10
Berta von S. napisał/a:
A wyjaśniono tam, na czym polega ironiczny stosunek do PRL-u Chmielewskiej w jej powieściach o Teresce i Okrętce? Wydawało mi się zawsze, ze Chmielewska bez żadnej ironii zachwycała się MO. W książkach wydanych przed 1989 oczywiście.
Słabo pamiętam, bo nie przepadam za Chmielewską, ale chyba jej bohaterki zakochiwały się w milicjantach. Tak było w "Lekarstwo na miłość" - filmie zrobionym na podstawie jej książki.
Ironia i kryminał milicyjny raczej nie szły nigdy w parze.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.