Przez jakiś czas wyglądało na to, że film nigdy nie ujrzy światła ekranu, spory, również prawne, publiczne oświadczenia, kto jest a kto nie jest gotów w przyszłości nadal pracować z Allenem. Na końcu dnia jednak pozostaje jedno tylko pytanie: czy film jest dobry czy nie? Jest nie tylko dobry, jest to moim zdaniem najlepszy film Allena od “O północy w Paryżu”. Parka studentów udaje się do Nowego Jorku, ona, by przeprowadzić dla gazetki uniwersyteckiej wywiad swojego życia, on, by jej pokazać Big Apple, swoje rodzinne miasto. Sprawa z wywiadem się komplikuje, ich drogi się rozchodzą i nagle każdy z nich wplątany jest w swoją własną zwariowaną aferę. Ashleigh (Elle Fanning) poznaje po kolei coraz to słynniejszych gigantów kina, aż staje się obiektem zainteresowania super-gorącego aktora Francisco Vegi; Gatsby (Timothée Chalamet) w tym czasie wygrywa w pokera majątek i udaje się na przyjęcie swoich zamożnych rodziców z luksusową prostytutką, którą przedstawia jako Ashleigh.
Fabuła nie grzeszy wprawdzie oryginalnością, ale akcja jest diabelnie szybka, dialogi są naprawdę zabawne, Woody, 84, nadal potrafi sypać wyśmienitymi kalamburami, a o fenomenalne zdjęcia zadbał nikt inny a Vittorio Storaro (np. “Apocalypse Now”).
Najbardziej jednak muszę pochwalić aktorów, w śród nich szczególnie tych młodych. Timothée Chalamet w końcu mnie przekonał, widziałem go już w “Call Me by Your Name”, ma potencjał.
Ale największym zaskoczeniem okazała się Elle Fanning, o której myślałem, że jest beztalenciem. Dowiodła mi, że się mylę. Ma w filmie kilka scen, w których naprawdę wyszła z siebie.
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2019-12-08, 21:35:39
Zabriskie Point (Michelangelo Antonioni, 1970)
Miałem właśnie okazję obejrzeć den film po raz drugi w życiu w kinie. Nadal go nie rozumiem i nadal go lubię. Rewolta studencka, Dolina Śmierci i dwójka urodziwych nonkonformistów w poszukiwaniu sensu życia. Film nie był wtedy sukcesem, za to stał się natychmiastowym klasykiem kin studyjnych.
Dużo filmów powstałych wokół tegoż roku mają bardzo podobną estetykę: Znikający Punkt, Jesus Christ Superstar, Ballada o Cable’u Hogue’u. Film Antonioniego
jest wśród nich zapewne najbardziej zagadkowym.
Aktorzy, których widzimy w rolach głównych nie byli zawodowcami.
Daria Halprin poślubiła później Dennisa Hoppera. Nadal żyje.
Mark Frechette, który odegrał rolę Marka, poszedł krótko potem siedzieć za napad na bank. Zmarł w więzieniu w 1975 r. w wyniku wypadku.
Dużo się akurat słyszy o tym filmie, jakiż to on dobry. Przyznaję, jest dobry pod wieloma względami, np. reżyserowi udało się zaangażować wspaniałych aktorów jak Scarlett Johansson i mojego ulubieńca Adama Drivera. On sam również dowiódł, że zna swój fach i jeśli za film otrzyma Oscara, to na pewno zasłużenie.
Mój problem jest ten, że ogólnie nie lubię tego tematu, filmów o rozkładze pożycia małżeńskiego itd. Nigdy jeszcze nie lubiłem. Film porównuje się często ze “Sprawą Kramerów” - pamiętam, że nie zdołałem przesiedzieć do końca. “Sceny z życia małżeńskiego” Bergmana nigdy nawet nie próbowałem obejrzeć, mimo że reżysera uwielbiam. Film Baumbacha zaś koniec końców jest tylko kolejną wariacją tegoż przykrego tematu, jakkolwiek być może fascynującą. Mi spodobał się początek filmu, który różni się od reszty (montaż, w którym małżonkowie wyjaśniają, dlaczego się kochają) oraz chwila, w której prawnicy wkraczają na scenę. Resztą wydaje mi się lekko ponadprzeciętna, nie więcej.
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2019-12-11, 08:47:43
Kpt Petersen napisał/a:
Kupiłem kiedyś na DVD tylko ze względu na to że muzykę do filmu tworzył zespół Pink Floyd.
Muzyką ogólnie byłem nieco rozczarowany, nie miał szczęśliwej ręki w wyborze utworów, jednak to, co dla filmu stworzył Pink Floyd jest świetne.
Muzycy potem opowiadali, jak Antonioniego trudno było zadowolić: "Eets nice, but too slow”, “eets a leetle bit too soft."
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2019-12-19, 11:15:51
Wielkie żarcie.
Film jest z 1973 roku, kopia filmowa, którą wczoraj puszczono, sądząc po jej technicznym stanie, również. Kocham ten film, jak czynił też mój idol Bunuel. Gdy “Wielkie żarcie” weszło na ekrany Luis był już w podeszłym wieku, kręcił swoje ostatnie filmy i nie śledził już nowości kinowych, film Marco Ferreriego znał jednak i bardzo cenił. Nie dziwię się, bo byłby to doskonały materiał i dla niego: czterech mężczyzn, którzy osiągnęli w życiu wszystko (producent telewizyjny, pilot, słynny kucharz i sędzia) zamykają się w samotnej willi, by niepohamowanie ucztować. Samochody chłodnicze przywożą najdelikatniejsze mięso, góry wołowiny i dziczyzny, w ogrodzie stada drobiu cieszą się ostatnimi chwilami swojego życia, a w spiżarni kucharz Ugo nagromadził wszystko, czego gastronomowi-artyście potrzeba dla wielodniowej królewskiej uczty.
Ta jeszcze się nawet nie zaczęła, gdy Marcello (Mastroianni) już domaga się zmiany regulaminu: brakuje mu babskiego towarzystwa. Panowie zamawiają więc trzy prostytutki, oprócz tego dołącza do nich również nauczycielka Andréa, którą przypadkowo poznają. Teraz hedonistyczna biesiada może iść pełną parą w przód, nabierając szybko pewnych orgiastycznych cech. Po pewnym czasie w głowach pań zaczyna kiełkować podejrzenie, że rozkosze podniebienia nie są jedynym motywem tego wielkiego żarcia. Podejrzenie przekształca się w pewność, gdy pierwszy z hedonistów pada trupem.
Reżyser potrafił zaangażować czterech najlepszych aktorów swoich czasów (Mastroianni, Ugo Tognazzi, Philippe Noiret, Michel Piccoli)
co mogło okazać się niełatwym, jako że role wymagały pokazania dużo nagiego ciała.
Piątą gwiazdą filmu jest wspaniała willa, która niestety już nie istnieje, w jej miejscu postawiono brzydką, nowoczesną wietnamską ambasadę.
“Wielkie żarcie” jest jednym z tych rzadkich filmów, które potrafią być wszystkim na raz, komedią, dramatem, rozrywką i poważnym dziełem sztuki filmowej. Prowokują cenzora, bawią niewymagającego widza i zachwycają krytyków. A kinomanowi jak mnie przywracają wiarę w “siódmą sztukę”. Kwintesencja kina, w zasadzie.
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2019-12-19, 18:14:03
Barabaszz napisał/a:
I ten klimat tego domu niesamowity.
Właśnie, klimat. Kamerzysta kręcąc sceny zewnętrzne był bardzo oszczędny z oświetleniem, przez co doskonale uchwycił zimową aurę ogrodu. Wietnamczycy zrobili z niego niestety tabula rasa, nie ma tam dzisiaj już czego oglądać.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.