Czytając opisy żeglarskie zauważam takie błędy, ale nie przeszkadzają mi mocno. To nie podręcznik żeglarstwa, a Autor nie musi być ekspertem.
Magia prozy Nienackiego polega na tym, że nawet jak napisze elementarną głupotę - co mu się czasami zdarzało - to i tak się tego, czytając z wypiekami na twarzy - nie zauważa. A nawet jak ktoś zauważy, to w lekturze to nie przeszkadza. I co najwyżej grupa maniaków na forum będzie dywagować - było-ż to możliwe, czy nie?
_________________ Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.
"Wolność i władza mają tylko jedną wspólną cechę: nadużywanie."
Karol Bunsch
Pomogła: 169 razy Wiek: 52 Dołączyła: 05 Kwi 2013 Posty: 32587 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-12-01, 17:55:18
irycki napisał/a:
Magia prozy Nienackiego polega na tym, że nawet jak napisze elementarną głupotę - co mu się czasami zdarzało - to i tak się tego, czytając z wypiekami na twarzy - nie zauważa. A nawet jak ktoś zauważy, to w lekturze to nie przeszkadza. I co najwyżej grupa maniaków na forum będzie dywagować - było-ż to możliwe, czy nie?
Czyż tak.
A zresztą część tych zarzutów trochę się zmniejsza, jeśli weźmiemy pod uwagę, że wcześniej łódkę obsługiwały dwie osoby. Potem jedną wyciął, a opisu nie zmienił, więc pojawił się problem z bieganiem po kabinówce od dziobu do steru.
A w tym obrazie szarpiącej się na linie łódki chyba zwyciężyła malarska wizja nad rozsądkiem.
Potrafię bez problemu wyobrazić sobie taki jacht puszczony wolno, nawet na długiej cumie. Przy w miarę pustym pomoście.
A ja sobie tego nie mogę wyobrazić. Wiatr na jeziorach jest wypadkową wielu zmiennych, a tym samym jest bardzo zmienny. Wielka krypa z wielkim bezwładem na kilkumetrowym sznurku? Nie, to się nie mogło udać.
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14105 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2016-12-02, 21:11:47
StrasznyMruk napisał/a:
Mi w tym opisie nie podobał się ten ostry zwrot przy pomoście. Po takim manewrze jacht by mocno wytracił prędkość. A samotny żeglarz potrzebuje czasu, by przygotować się do podejścia. Lepiej dłuższą cyrkulacją bez utraty prędkości.
No i z opisu wynika, że jacht podchodził do brzegu przy bardzo silnym wietrze w plecy, by w ostatniej chwili wykręcić pod wiatr. Co by się stało, gdyby nie doszedł do pomostu? Zostałby zniesiony na brzeg/nabrzeże. To bardzo nierozsądne zachowanie.
Chyba już była gdzieś o tym mowa, że jedną z inspiracji Nienackiego w trakcie pracy nad PSiW były “Wakacje” Jerzego Putramenta. Tam właśnie opisany jest słynny manewr Rumbaksztagów, który bardzo przypomina ten zastosowany poprzez Milczącego Wilka:
“Zdzisław tymczasem, zęby zaciskając, sterował prosto na przystań. Porwany tą walką, nic poza tym nie rozumiejąc, o mało nie spowodował katastrofy. Szli całym pędem na przystań. Byli od niej może o dwadzieścia metrów, gdy Kucyk zorientował się, że grozi im zwyczajne rozbicie się o pomost. Krzyknął:
– Hamuj! Hamuj!
Zdzisław zbladł. Jak ma hamować? Spróbował ściągnąć żagiel, ale ten był wydęty wiatrem jak worek, nie poddawał się jednej ręce sternika.
Wtedy Zdzisław, całkiem tracąc głowę, puścił ster, oburącz uczepił się nieposłusznego szkota i targnął nim z całej siły.
I oto znów stał się cud! Rozpędzona Atalanta zrobiła zwrot niemal w miejscu, minęła dziobem przystań może o metr i ustawiła się do niej tyłem. Żagiel oklapł, lekka fala podrzuciła ich raz i drugi da góry.
Na pomoście tłum ludzi. Ktoś krzyczy:
– Cumę, dajcie cumę!”
Kynokephalos Moderator Członek Kapituły Samochodzikowej Książki Roku
Pomógł: 139 razy Dołączył: 07 Cze 2011 Posty: 6655 Skąd: z dużego miasta.
Wysłany: 2016-12-06, 05:19:23
Ciekawy jest wariant "szkot", który Putrament konsekwentnie stosuje. Nigdy o tej wersji nie słyszałem, czy ktoś się z nią spotkał?
Wygląda mi na jakieś grube nieporozumienie, pochodzenie słowa "szot" jest inne. Chyba że to jakaś dawna albo lokalna terminologia. Bo i słowo "zwrot" jest w "Wakacjach" używane w innym znaczeniu niż rutynowo w żeglarstwie. Nie chcę otwierać tematu "Żeglarz Putrament", ale opisy wodniackich akcji tego autora będę czytał bez kredytu zaufania.
Pozdrawiam,
Kynokephalos
_________________ Wonderful things...
Zwycięzca rywalizacji rowerowej w 2019 r.
Nietajenko Forumowy Badacz Naukowy Ojciec dwójki dzieci
– Hamuj! Hamuj!
Zdzisław zbladł. Jak ma hamować? Spróbował ściągnąć żagiel, ale ten był wydęty wiatrem jak worek, nie poddawał się jednej ręce sternika.
Wtedy Zdzisław, całkiem tracąc głowę, puścił ster, oburącz uczepił się nieposłusznego szkota i targnął nim z całej siły.
I oto znów stał się cud! Rozpędzona Atalanta zrobiła zwrot niemal w miejscu, minęła dziobem przystań może o metr i ustawiła się do niej tyłem. Żagiel oklapł, lekka fala podrzuciła ich raz i drugi da góry.
Z tego opisu zrozumiałem, że Atlanta szła do pomostu kursem pełnym i w ostatniej chwili odwróciła się stając dziobem do wiatru. Tylko wówczas można by mówić o "oklapnięciu", żagla, a dokładniej o wpadnięciu w łopot. Opis jest o tyle niewiarygodny, że chcąc wyhamować z kursu pełnego nie trzeba wcale wybierać szota grota, a właśnie wyostrzyć sterem i stanąć pod wiatr. Nie wiem co miało na celu wybranie żagla, który przy kursie pełnym wcale nie stwarza takich trudności. Tą czynność wykonuje się przed zwrotem przez rufę, a tu nie mieliśmy z tym do czynienia. No i jeszcze puszczenie steru to skrajna nieodpowiedzialność. No chyba że w grę wchodzi pomroczność jasna.
No i jeszcze puszczenie steru to skrajna nieodpowiedzialność. No chyba że w grę wchodzi pomroczność jasna.
"Wakacje" czytałem potwornie dawno temu i nie mam teraz pod ręką, a nie chce mi się ebooka szukać. Ale o ile dobrze umieszczam ten moment, to chłopacy tam po prostu jeszcze zupełnie nie umieli żeglować a "manewr" udał się przypadkiem, wzbudzając podziw gawiedzi, która o przypadku nie wiedziała.
A co do samego "manewru" - jeśli szli półwiatrem bez foka, to silne wybranie grota powinno ich wyostrzyć - tyle że równie dobrze mogło ich położyć. No i raczej nie wyostrzyło by tak nagle chyba.
A termin "szkot" widziałem jeszcze kiedyś w jakiejś książce, ale za diabła nie przypomnę sobie w jakiej...
_________________ Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.
"Wolność i władza mają tylko jedną wspólną cechę: nadużywanie."
Karol Bunsch
Nio, Nietajenkę kiedyś tak właśnie położyło, bo zmienił się wiaterek i jak się okazało brakowało sworznia blokującego pieska talii.
irycki napisał/a:
A termin "szkot" widziałem jeszcze kiedyś w jakiejś książce, ale za diabła nie przypomnę sobie w jakiej...
Mnie się też tak wydaje. Może u Borchardta?
_________________
Kynokephalos Moderator Członek Kapituły Samochodzikowej Książki Roku
Pomógł: 139 razy Dołączył: 07 Cze 2011 Posty: 6655 Skąd: z dużego miasta.
Wysłany: 2016-12-06, 14:20:43
irycki napisał/a:
o ile dobrze umieszczam ten moment, to chłopacy tam po prostu jeszcze zupełnie nie umieli żeglować a "manewr" udał się przypadkiem
Właśnie.
Piraci też słyszeli podziw stadka kajaków. Nie krzyczeli już, nie szydzili. Jakieś mądre manewry musieli czynić, bo ich żaglówka powoli przesuwała się jednak do przodu.
[--]
Piraci dochodzili coraz bliżej. Może dwadzieścia metrów dzieliło ich teraz, gdy jezioro zwęziło się jeszcze bardziej. Na lewym brzegu, wysokim, pełnym gęstego sosnowego lasu, stał jakiś wielki budynek, a przy nim duża przystań z kajakami i żaglówkami.
[--]
Piraci doszli wreszcie. Słychać było teraz każdą ich komendę, każde niemal westchnienie. Chłopcy siedzieli jednak na burcie: bohaterski opór dał im już prawo spojrzeć prosto w oczy choćby samej ohydnej Pawłowskiej, której zresztą nie było widać.
Cieśnina wnet się skończyła, jezioro skręcało gwałtownie w lewo. Na domiar złego połowę jego szerokości wypełniły tratwy.
Nie wystarczało tu tylko trzymać się kurczowo steru: wiatr pędził ich prosto na brzeg. Zrozpaczony Zdzisław zaczął się bezradnie oglądać. Piraci mijali ich właśnie z prawej, zawietrznej strony. Tam też dojrzewała konieczność manewru, słychać było dziwną dyskusję.
– Zmieniaj hals! – krzyknęła niskim głosem jakaś dziewczyna.
– Zaczekaj, musimy wyjść na fordewind! – odpowiedziała inna.
– A idźcie z waszym fordewindem! – warknął sternik. – Nie będę ryzykował wywrotki.. Mijam ich i robię zwykły sztag.
Kucyk spojrzał na Zdzisia.
– Rozumiesz?
– Fordewind – pełny wiatr. Sztag – lina przymocowana do... – zaczął recytować Andrzejek.
– Zamknij się! – zgasił go zaraz Zdzisio. – Podpatrzę u nich i koniec! – szepnął Kucykowi.
By to uczynić, musiał odwracać głowę. Piraci minęli ich o ładne dziesięć metrów. Ludzie na brzegu powitali to hucznymi oklaskami.
Brzeg był o pięćdziesiąt metrów, tratwy o trzydzieści, gdy sternik piratów zaczął swój dziwny manewr. Ściągnął gwałtownie żagiel. Zdzisław też. Tamten coś zrobił ze sterem. Zdzisław też. Ale tu właśnie stało się coś niezmiernie szybkiego.
Łódź piracka jak fryga zakręciła się na miejscu, dziób jej minął tratwy, poleciał do tyłu, znów się odwrócił wycelowany w kierunku objawionej przed chwilą przystani, ale z żaglem nie na lewej burcie, lecz na prawej.
Z Atalantą zaś stało się coś całkiem innego. Ściągnięty przez Zdzisia żagiel śmignął im koło nosa, z ogromnym łopotem przeleciał na prawą burtę, jacht zadrżał, lekko skręcił w lewo, prosto na przystań, most nad jeziorem i tłumy ludzi. Ci właśnie wrzasnęli nagle. Oklaski. Zdzisławowi pot grubymi kroplami wystąpił na czoło, reszta załogi po prostu. wpadła w panikę.
Bo to oni tym razem byli przedmiotem owacji. Manewr sternika pirackiego, bardzo malowniczy, wydawał się może szczytem elegancji, ale taki zwrot o prawie trzysta sześćdziesiąt stopni kosztował jednak jakieś pół minuty. Tymczasem Zdzisio w swoim manewrze nie robił żadnego zwrotu, żagiel tylko przeleciał im nad głowami i szybkość jachtu raczej nawet wzrosła. W rezultacie pędzili wprost przed siebie, piraci zaś szli za nimi znowu o jakieś trzydzieści metrów. Teraz, oczywiście, kłócili się ci ostatni.
– Frajer ciężki! – krzyczała jedna z dziewczyn do sternika. – Przecież byle jołop zrozumie , hals trzeba zmienić, bez żadnego zwrotu! Nawet ci, ci, te fujary to zrobiły, a ty...
Sternik coś jej odpowiadał, chudy dryblas usiłował ich uspokoić, hałas, awantura...
Zdzisław tymczasem, zęby zaciskając, sterował prosto na przystań. Porwany tą walką, nic poza tym nie rozumiejąc, o mało nie spowodował katastrofy. Szli całym pędem na przystań. Byli od niej może o dwadzieścia metrów, gdy Kucyk zorientował się, że grozi im zwyczajne rozbicie się o pomost.
Krzyknął:
– Hamuj! Hamuj!
Zdzisław zbladł. Jak ma hamować? Spróbował ściągnąć żagiel, ale ten był wydęty wiatrem jak worek, nie poddawał się jednej ręce sternika.
Wtedy Zdzisław, całkiem tracąc głowę, puścił ster, oburącz uczepił się nieposłusznego szkota i targnął nim z całej siły.
I oto znów stał się cud! Rozpędzona Atalanta zrobiła zwrot niemal w miejscu, minęła dziobem przystań może o metr i ustawiła się do niej tyłem. Żagiel oklapł, lekka fala podrzuciła ich raz i drugi da góry. Na pomoście tłum ludzi. Ktoś krzyczy:
– Cumę, dajcie cumę!
Obejrzeli się nie pojmując.
– Aleście wystawili tamtych! – woła inny.
– Ale dobicie! Na fordewindzie żeby tak przycelować! Co, Krystyna? -– długowłosy blondyn aż klepnął po ramieniu krótko ostrzyżoną czarnulę.
– No, z tą cumą! – niecierpliwił się pierwszy. Andrzejek wreszcie przypomniał sobie przeczytaną stroniczkę, pobiegł na rufę, spod siedzenia Zdzisiowi wyciągnął grubą linę i rzucił ją gościowi na przystań.
Przyciągnięto ich do brzegu. Długowłosy blondyn z czarnowłosą Krystyną rzucili się im w objęcia.
Wynikałoby z tego, że Piraci wykonali szybkie ostrzenie, zwrot przez sztag (zwany "sztagiem") i odpadanie, natomiast Zdzisław i załoga - zwrot przez rufę (zwany "przeleceniem żagla nad głowami bez żadnego zwrotu") a następnie, u mety, niekontrolowany "pól-zwrot", czyli gwałtowne wyostrzenie do linii wiatru. Puszczenie steru wolno może miało uwiarygodnić przypadkowy manewr przez wspomożenie (a raczej - niestawianie oporu) ostrzącemu działaniu wybranego żagla. Więc jest tak jak piszesz - mogło ich to położyć a przyniosło efektowny sukces, dzięki szczęściu.
Dlaczego sternik Piratów zdecydował się na zwrot przez sztag mimo pełnego kursu i to tuż przed metą zaciętego wyścigu - nie wiem. Może miał taką łódkę. To chyba nie były klasowe jachty. Cały opis moim zdaniem generalnie ma sens, tylko niektóre terminy trzeba sobie przetłumaczyć, oraz niektóre szczegóły dopracować (jak wyprzedzanie "z prawej, zawietrznej strony" gdy położenie żagli świadczy, że płyną prawym halsem).
Pozdrawiam,
Kynokephalos
_________________ Wonderful things...
Zwycięzca rywalizacji rowerowej w 2019 r.
Czyli Nienacki zaczął samodzielnie żeglować dopiero od 1975 r.?
Czyli tylko najostatniejsze samochodziki Złota rękawica i ewentualnie Winnetou mogły być pisane jakoś z autopsji...
Może żaglował już wcześniej bez tego patentu? Nie wiem, jak to wyglądało z przepisami.
Można było zdobyć patent żeglarza, uprawniający wówczas do samodzielnego prowadzenia jachtu o powierzchni żagla poniżej 15 metrów kwadratowych w porze dziennej. Następnym stopniem były uprawnienia sternika jachtowego. Sądząc jednak z ilości błędów merytorycznych zawartych w powieściach, Nienacki nie był wytrawnym żeglarzem.
_________________
Martin Even
Grands Boulevards.
Akty meskie i kobiece bez odchyleń w stronę pornografii
Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, milczą
Kynokephalos Moderator Członek Kapituły Samochodzikowej Książki Roku
Pomógł: 139 razy Dołączył: 07 Cze 2011 Posty: 6655 Skąd: z dużego miasta.
Wysłany: 2019-11-20, 07:04:38
John Dee napisał/a:
Albo też patent jachtowego sternika morskiego oprawiony w ramki który opisał w Złotej Rękawicy…
Dla formalności odnotujmy, że podwyższył Samochodzikowi stopień żeglarski w stosunku do własnego. Wątpię by sam Nienacki miał patent sternika morskiego. Do jego uzyskania, oprócz szkolenia i egzaminów, było wymagane odbycie dalekich pełnomorskich rejsów, zdaje się że nawet z zawijaniem do innych portów. Chyba żadnen ze znanych nam faktów nie przemawia za tym, że miał takie doświadczenia albo że w ogóle interesował się żeglarstwem morskim. A jednak nie chciał, by Samochodzik był "zwykłym" sternikiem śródlądowym jakich jest pełno.
John Dee napisał/a:
Może żaglował już wcześniej bez tego patentu? Nie wiem, jak to wyglądało z przepisami.
Mógł oczywiście żeglować z kimś kto takie uprawnienia miał.
Samodzielnie, teoretycznie, nie miał prawa. W praktyce - nie wiem, ale wyobrażam sobie, że niekiedy milicja łagodniej spoglądała na "tutejszych" żeglujących spokojnie własną łódką po "swoim" jeziorze.
Even napisał/a:
Można było zdobyć patent żeglarza, uprawniający wówczas do samodzielnego prowadzenia jachtu o powierzchni żagla poniżej 15 metrów kwadratowych w porze dziennej.
Ale - w latach o których mówimy - tylko pod nadzorem instruktora, to znaczy w zasięgu jego wzroku, głosu i możliwości interwencji. To uprawnienie zostało przyznane z myślą raczej o uczestnikach kursów żeglarskich niż o pływaniu rekreacyjnym.
Even napisał/a:
Sądząc jednak z ilości błędów merytorycznych zawartych w powieściach, Nienacki nie był wytrawnym żeglarzem.
Tak. Ale chyba swoją wiedzę wysoko cenił, na przykład z wyższością opisując rzekome zaskoczenie żeglarzy siedzących w kawiarni u Krwawej Mary na widok dwumasztowego jachtu.
Pozdrawiam,
Kynokephalos
_________________ Wonderful things...
Zwycięzca rywalizacji rowerowej w 2019 r.
Ostatnio zmieniony przez Kynokephalos 2019-11-20, 09:31, w całości zmieniany 1 raz
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14105 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2019-11-20, 09:11:01
Kynokephalos napisał/a:
Mógł oczywiście żeglować z kimś kto takie uprawnienia miał.
Pani Alicja nasuwa się na myśl, miała zdaje się potrzebne uprawienia. A zanim ją poznał sam raczej nie żeglował, bo nie z takim zamiarem kupił dom w Jerzwałdzie. Ten pomysł zrodził się stopniowo. Gdzieś zdaje się o tym pisał, że na początku miał łódkę z motorem.
Kynokephalos napisał/a:
że miał takie doświadczenia albo że w ogóle interesował się żeglarstwem morskim.
On nie, ale jego alter ego tak. Taka przecież jest jego funkcja - być lepszym, ambitniejszym od naszego zwykłego, miernego Ja.
Pomogła: 169 razy Wiek: 52 Dołączyła: 05 Kwi 2013 Posty: 32587 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2019-11-20, 23:03:17
John Dee napisał/a:
Kynokephalos napisał/a:
Mógł oczywiście żeglować z kimś kto takie uprawnienia miał.
Pani Alicja nasuwa się na myśl, miała zdaje się potrzebne uprawienia. A zanim ją poznał sam raczej nie żeglował, bo nie z takim zamiarem kupił dom w Jerzwałdzie. Ten pomysł zrodził się stopniowo. Gdzieś zdaje się o tym pisał, że na początku miał łódkę z motorem.
Alicja kiedyś mówiła, że to ona zaraziła go żeglarstwem. Ale mógł oczywiście mieć okazję pływać już wcześniej z inną osobą i wstępnie się zarazić.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.