Pomógł: 9 razy Wiek: 62 Dołączył: 12 Sie 2010 Posty: 1478
Wysłany: 2013-05-11, 23:01:28
Unieski napisał/a:
Jakieś szczegóły?
Spoko, spoko. Najpierw Tum.
_________________
Czesio1 Zasuszony Fan Samochodzika Były administrator
Pomógł: 6 razy Wiek: 48 Dołączył: 22 Sie 2008 Posty: 14370
Wysłany: 2013-05-12, 06:45:13
TomaszK napisał/a:
Czesio1 napisał/a:
Ale nic z tego, oficjalne zloty tylko w miejscach samochodzikowych.
Tatry są miejscem samochodzikowym. Ustalił to jednoznacznie Z24, opisując znak na Sarniej Skale, wymieniony w "Tajemnicy Tajemnic".
Nawiasem mówiąc, Kraków też jest miejscem samochodzikowym, tu znajdował się garaż wuja Gromiłło i tu odbędzie się któryś z kolejnych zlotów.
Oj TomaszKu, piszac miejsce samochodzikowe mialem na mysli takie w ltorym dzieje sie akcja ktorejs z czesci kanonu.
_________________
Lepiej spróbować i wiedzieć, że się nie udało, niż żałować, że się nie spróbowało :-)
Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść
Czesio1 Zasuszony Fan Samochodzika Były administrator
Pomógł: 6 razy Wiek: 48 Dołączył: 22 Sie 2008 Posty: 14370
Wysłany: 2013-05-12, 06:48:04
Unieski napisał/a:
Ciekawe, bardzo ciekawe, bo tak się składa, że poprzedni zlot w Tatrach był jakoś II Forowym
Tak, ale to byl wyjatek, od tamtego czasu zmienilismy zasady nazewnictwa zlotow i kto jak kto ale taki staly bywalwc jak Ty na pewno o tym pamieta.
_________________
Lepiej spróbować i wiedzieć, że się nie udało, niż żałować, że się nie spróbowało :-)
Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść
Ostatnio zmieniony przez Czesio1 2013-05-12, 11:12, w całości zmieniany 1 raz
Aldona [Usunięty]
Wysłany: 2013-05-12, 06:50:35
Czesiek....jak Ty marudzisz z rana....prawie jak Dobek
Czesio1 Zasuszony Fan Samochodzika Były administrator
Pomógł: 6 razy Wiek: 48 Dołączył: 22 Sie 2008 Posty: 14370
Wysłany: 2013-05-12, 07:51:15
Aldona napisał/a:
Czesiek....jak Ty marudzisz z rana....prawie jak Dobek
Oj bo mnie stresują z rana Uroczyskiem.
_________________
Lepiej spróbować i wiedzieć, że się nie udało, niż żałować, że się nie spróbowało :-)
Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść
Pomógł: 66 razy Wiek: 61 Dołączył: 01 Gru 2012 Posty: 11311 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-10-16, 19:40:29
Idąc za wskazaniami TomaszaK odnalazłem w czasopiśmie archeologicznym „Z Otchłani Wieków” R. XXIV z. 3 (maj-czerwiec) 1958 r. na str. 215-217 recenzję profesjonalisty z „Uroczyska”. Na początku niniejszego tematu znjadował się link do mmjeijsca, gdzię tę recenzję można był przeczytać. Niestety, link niczego nie łączy. Pozwoliłem więc sobie zamieścić tę recenzję jeszcze raz. Oto ona:
Z. Nienacki, UROCZYSKO, Warszawa 1957, Państwowe Wydawnictwo Literatury Dziecięcej „Nasza Księgarnia”.
Bardzo rzadko spotykamy się w naszej beletrystyce z wykorzystywaniem tematyki archeologicznej. Dlatego też z radością należy powitać każde pojawienie się powieści, która w ten czy inny sposób zaznajamia czytelników z archeologią. Do niedawna większość autorów (np. Zofia Kossak-Szczucka – Gród nad jeziorem, Antoni Gołubiew w cyklu Bolesław Chrobry) w mniejszym stopniu wyzyskiwała dane pochodzące z badań archeologicznych do powieściowej rekonstrukcji życia ludzi bądź to w czasach starożytnych, bądź też w okresie wczesnego średniowiecza. Ksiązka Zbigniewa Nienackiego jest bodaj pierwszą powieścią, która, podobnie jak reportaże Pawła Jasienicy pt. Świt słowiańskiego jutra, dotyczy nie życia ludzi w wiekach przeszłych, lecz działającej w terenie, fikcyjnej w tym wypadku, ekspedycji archeologicznej.
Nie będąc krytykiem zawodowym, nie będę wdawał się w ocenę książki Zbigniewa Nienackiego pod względem jej wartości literackich. Wydaje mi się, że jest ona pisana dosyć żywo, przystępnie. Razić może tylko dobór cech charakterów głównych bohaterów, będących trochę „nie z tego świata” (czyżby dlatego, że są archeologami?). na przykład dr Nietajenko – maniak hodujący kury, Dryblas – bezczelny, dorosły enfant terrible, Babie Lato – „panna z mokrą głową”, czy Joasia – bardzo naiwna gąska. Każdego jednak archeologa i orientującego się w archeologii amatora uderzyć muszą błędy autora dotyczące archeologii. Pomijając jako rzecz mało ważną sprawę błyskawicznej kariery naukowej profesora Nemsty, na s. 17 czytamy opis pokoju tegoż profesora: „... pokój podobny do muzeum albo wielkiej graciarni (sic!), gdzie z pozoru bez ładu i składu na podłodze, na niezliczonej ilości półek, półeczek i stoliczków walały się książki, szczątki glinianych garnków, misek, przeróżne skorupy, jakieś ostrogi, monety, połamane miecze i setki innych przedmiotów nieznanego mi pochodzenia i przeznaczenia”. A więc to tak – pomyśli sobie czytelnik książki – archeologowie nawołują z całej siły do oddawania wszelkich znalezionych zabytków archeologicznych do muzeów, a sami nie stosują się do tych szczytnych haseł o społecznej wartości zabytku? Nie, drogi czytelniku, to nie jest prawda. Zapewnić cię mogę, że pan Nienacki nie był nigdy w mieszkaniu archeologa. Archeologowie na pewno nie meblują sobie mieszkań zabytkami. . Nie są one im tam zupełnie potrzebne – mają je przecież dostępne w magazynach naukowych i tam je opracowują.
Dużo zastrzeżeń musi też budzić metoda wykopaliskowa zastosowana przez profesora Nemstę przy badaniu kurhanu, a opisana przez autora na stronach 34-35. Stwierdza więc autor, że „...rozgrzebanie całego kurhanu nie jest potrzebne. Jeśli znajduje się w nim coś, to owo coś mieści się w samym jego środku”. Profesor Nemsta wyznaczył więc szeroką, dwumetrową dróżkę, którą pogłębiono w chodnik-przekop i dotarto do środka kurhanu. Dalej autor stwierdza: „Trzeba kopać w ziemi, ostrożnie, uważnie badając każdy znaleziony kamień, każdą nawet grudkę ziemi. Któż bowiem może wiedzieć, czy nie zawiera ona czegoś cennego, a bardzo małego”. Przede wszystkim na dwóch kolejnych stronach autor przeczy sobie: jeśli owo „coś” można znaleźć tylko w środku, to po co ostrożnie, żmudnie przekopywać chodnik do środka kurhanu? Wystarczy wziąć kilofy i łopaty, a praca pójdzie szybko! A jeśli jednak w tym przekopie można znaleźć coś cennego, choć może bardzo małego, to dlaczego nie trzeba rozkopywać (rozgrzebywać) całego kurhanu? Czy prof. Nemsta może mieć pewność, że w pozostawionej części nie będzie owych cennych drobiazgów? Otóż nie, i dlatego też kurhany rozkopuje się w całości, oczywiście nie na całej powierzchni od razu. Aby tę konieczność całkowitego badania kurhanów bardziej uzasadnić, wystarczy podać autorowi, że w jednym z kurhanów kultury unietyckiej (początki epoki brązu) w Łękach Małych pow. Kościan obok centralnie położonego, bogatego grobu, inny grób, również bogato wyposażony, znajdował się na skraju kurhanu. Autor wprowadza więc w błąd czytelnika przez opisywanie metod wykopaliskowych, których nie stosuje się w Polsce od kilkudziesięciu lat.
Naiwnie i zgoła nieprawdopodobnie brzmią w ustach Nemsty, p r o f e s o r a u n i w e r s y t e t u, takie słowa: „Czy tobie nigdy nie przyszło na myśl, że ta nasza archeologia i funta kłaków niewarta? W zniszczonym wojną kraju ludzie pracują z tak ogromnym wysiłkiem, a my tu sobie jakby nigdy nic grzebiemy łopatkami w ziemi. Żyjemy pasożytniczo na koszt społeczeństwa. A co temu społeczeństwu dajemy? Kilkanaście skorup? Dręczy mnie wątpliwość, czy to, co robię, w jakiś sposób potrzebne jest społeczeństwu” (s. 158). Zaiste dziwnie brzmią te refleksje w ustach zawodowego archeologa, naukowca, profesora uniwersytetu, który najbardziej jasno powinien wiedzieć, jaka jest społeczna wartość reprezentowanej przez niego nauki. Biedaka ogarniają jednak skrupuły, które rozwiewać musi dopiero dziennikarz, tłumacząc mu tak, jak się tłumaczy wartość i przydatność archeologii uczniowi szkoły podstawowej.
Domyślam się, że autor na tym przykładzie chciał zreferować czytelnikowi owe wartości, jakie daje społeczeństwu archeologia. Obawiam się jednak, czy słusznie postąpił, wkładając przytoczone wyżej słowa w usta profesora archeologii. W ten sposób można łatwo podkopać zaufanie społeczeństwa właśnie w stosunku do archeologów. Jeśli oni sami nie wiedzą, czego chcą, to kto ma wiedzieć? Myślę, że w owej sytuacji rozsądniej było odwrócić role. To niektórzy dziennikarze właśnie, nawet czasopism społeczno-kulturalnych (biorę przykład z rzeczywistości – Bogdan Danowicz w artykule Kalisia antyczna i współczesna, „Tygodnik Zachodni”, R. 3 nr 5/64, Poznań 1 lutego1958, s. 3) nie potrafią widzieć w archeologii nic poza niepotrzebnym w naszych warunkach poszukiwaniem śladów przeszłości.
Równie szkodliwa dla archeologii wydaje mi się owa historia z garnkiem wziętym przez studenta na IV roku studiów Dryblasa i dr Narkuskiego (wielkiego przecież znawcy archeologii i historii sztuki, jak pisze autor na s. 21) za starożytny hełm wojownika (s. 160-161).
Tak z grubsza prezentowałyby się najpoważniejsze zarzuty, które można postawić autorowi Uroczyska. Nie będę tu wdawał się w rozważania, o ile literata obowiązuje ścisła prawda historyczna. Byłoby to tylko powtórzeniem uwag na ten temat poczynionych przez prof. Józefa Kostrzewskiego w dyskusji z Antonim Gołubiewem („Z otchłani wieków”, R. 16: 1947 z. 11-12, s. 151-153; R. 17: 1948, z 1-2, s. 6-9; z 3-4 s. 33). Warto tu jedynie podkreślić, że w wyniku owej dyskusji A. Gołubiew stanowczo podpisuje się pod postulatami jak najściślejszego stosowania się pisarzy do zdobyczy nauki. Oby do tego stanowiska przyłączyli się inni literaci sięgający po tematykę archeologiczną!
Skończmy jednak z zarzutami. Zaznaczyłem już, że nie wdając się w ocenę wartości literackich książki Z. Nienackiego, uważam, że jest pisana dosyć żywo i przystępnie. Niewątpliwie powinna ona swoją tematyką zainteresować czytelnika. Orientację w przebiegu akcji ułatwia pomysłowy szkic, przedstawiający stosunek wzajemnego położenia wszystkich wymienionych w powieści miejsc, a umieszczony na wewnętrznych stronach okładek.
I jeszcze tylko końcowa uwaga: książkę Z. Nienackiego wydało Państwowe Wydawnictwo Literatury Dziecięcej „Nasza Księgarnia”. Dlatego też chyba można w niej natrafić na „pouczające” sceny picia wina (s. 108 i n., a zwłaszcza ss. 124-125), na wskazówki, w jaki sposób należy postępować z piękną kobietą na samotnym spacerze (ss.196-198) oraz gdy się jest kuszonym przez kobietę (s.228). TMP
Jeszcze kilka słów ode mnie. Nie mogłem w tej chwili odnaleźć tego postu i linku w nim zawartego, zamieszczonego swego czasu przez Piotreeka, gdzie znajduje się, że tak powiem, konkordancja poszczególnych wydań "Uroczyska", tj. porównanie zgodności tekstów poszczególnych wydań. Ale zdaje mie się, że w kolejnych wydaniach sporo z zarzutów zwartych w w/w recenzji zostało usuniętych.
No i pozwolę sobie zauważyć, że jestem nieco odmiennego zdania nt. refleksji specjalistów o ich miejscu w społeczeństwie, a zwłaszcza o konwencjach jakimi się posługują na co dzień w swojej pracy. Takie autorefleksje - uważam - są korzystne dla specjalistów, dla uprawianej przez nich dziedziny i dla szerokiej publicności. Trzeba lojalnie dodać, że autor w/w recenzji, też ma w zasadzie zastrzeżenia po większej części do formy, a nie do treści.
Oczywiście takie refleksje są obecnie znacznie rzadsze, a jeszcze rzadziej upubliczniane niż w epoce, kiedy powstawało "Uroczysko" i przytoczona recenzja .
_________________ Z 24
Ostatnio zmieniony przez Z24 2013-10-16, 19:43, w całości zmieniany 2 razy
Ogólnie nawigacja jest prosta - Bibliografia, potem trzeba wejść na konkretny tytul, czyli wlasnie Uroczysko i na górze tekstu są poszczególne tematu odnośnie tegoż tytułu, wybierasz Zmiany i... juz...
Pomogła: 169 razy Wiek: 52 Dołączyła: 05 Kwi 2013 Posty: 32587 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-10-16, 21:02:10
Z24 napisał/a:
cytowany fragment artykułu: Naiwnie i zgoła nieprawdopodobnie brzmią w ustach Nemsty, p r o f e s o r a u n i w e r s y t e t u, takie słowa: „Czy tobie nigdy nie przyszło na myśl, że ta nasza archeologia i funta kłaków niewarta? W zniszczonym wojną kraju ludzie pracują z tak ogromnym wysiłkiem, a my tu sobie jakby nigdy nic grzebiemy łopatkami w ziemi. Żyjemy pasożytniczo na koszt społeczeństwa. A co temu społeczeństwu dajemy? Kilkanaście skorup? Dręczy mnie wątpliwość, czy to, co robię, w jakiś sposób potrzebne jest społeczeństwu” (s. 158). Zaiste dziwnie brzmią te refleksje w ustach zawodowego archeologa, naukowca, profesora uniwersytetu, który najbardziej jasno powinien wiedzieć, jaka jest społeczna wartość reprezentowanej przez niego nauki.
Nie widzę tu nic naiwnego i nieprawdopodobnego. Chyba każdy poważny naukowiec ma tego typu refleksje. W każdym razie sama nie raz słyszałam podobne od różnych znajomych badaczy. Raczej brak podobnych myśli podważa moim zdaniem predyspozycje danej osoby do pracy naukowej...
Nie bardzo rozumiem o co chodzi z tym garnkiem? Przecież to była świetna anegdota. Zawsze chyba podczas wykopalisk znajduje się też współczesne rzeczy. Gdzie tu problem?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.