Po pierwsze: co z tym pistoletem? Tomasz kilka razy wspominał, że widział pistolet gazowy i słyszał odgłos strzału z takiego pistoletu. Przypominał on "odgłos podobny do tego, jaki się słyszy, gdy ktoś otwiera butelkę z oranżadą lub piwem". Ja też wielokrotnie widywałem pistolety gazowe, a anwet z nich strzelałem. Odgłos strzału zawsze przypominał odgłos STRZAŁU Z PISTOLETU właśnie! Żadne tam otwieranie butelek. Przypuszczam, że Nienacki mógł nawet widzieć pistolet gazowy, ale na pewno nikt przy nim z takiego pistoletu nie strzelał. A mógł przecież napisać, że odgłos przypominał strzał z korkowca, albo z pistoletu na kapiszony.
Po drugie: dżudo! Nie ma, powtarzam nie ma i jeszcze raz nie ma fizycznej możliwości, żeby nawet po kilku godzinach studiowania obrazków w książce i "walki z cieniem" nauczyć się jakiejkolwiek sztuki walki. I to jeszcze tak, żeby móc to niedługo wykorzystać w realnej walce, i to jeszcze w walce z osobą, która trenuje dżudo (w dodatku z agentką, jak to się teraz ładnie mówi "służb specjalnych").
Ostatnio zmieniony przez Szara Sowa 2015-09-08, 08:38, w całości zmieniany 2 razy
Pomógł: 9 razy Wiek: 62 Dołączył: 12 Sie 2010 Posty: 1515
Wysłany: 2012-06-22, 13:43:32
Może wtedy pistolety gazowe były inne niż współczesne, która udają prawdziwą broń palną i dlatego mają dodany głośny huk? Wiemy przecież że łuska z pistoletu gazowego to współcześnie normalna łuska, trudna do odróżnienia od zwykłej broni palnej, podczas gdy w książce kilkakrotnie powtarza się "metalowa tulejka".
A swoją drogą opis działania takiego pistoletu też jest u Nienackiego niezgodny z rzeczywistością, przecież wiemy, że ten gaz w pistolecie to gaz łzawiący, a nie substancja po której traci się przytomność i nie pamięta co się stało.
Łuska naboju z technologicznego punktu widzenia to w końcu faktycznie metalowa tulejka, więc tutaj jakiejś sprzeczności nie widzę. A huk był zawsze. Do wyrzucenia kryształków chloroacetofenonu (lub innej podobnej substancji), które sublimując zmieniały się w gaz, wykorzystywane było ciśnienie gazów powstających w łusce po spaleniu się spłonki. A to zawsze przypominało odgłos strzału. Napastnik mógł użyć co prawda ręcznego miotacza aerozolowego (Bond używał takich w filmach). Byłoby wtedy słychać syk. Taki syk mógł się kojarzyć z otwieraniem butelki z napojem gazowanym. Nawet takiej z porcelanowym korkiem na sprężynce (pamiętacie takie?), a takie były wtedy w użyciu. Tyle, że wtedy nie byłoby łuski. Reductio ad absurdum.
A co do działania. Przy dużym stężeniu można zemdleć. Dochodzi przecież stres. Noc, ciemno, "Miejsce, w którym Straszy" (tętno 180) i nagle coś zaczyna cię dusić. Ja bym zemdlał
Ostatnio zmieniony przez Stefanek 2012-06-22, 14:29, w całości zmieniany 1 raz
Po drugie: dżudo! Nie ma, powtarzam nie ma i jeszcze raz nie ma fizycznej możliwości, żeby nawet po kilku godzinach studiowania obrazków w książce i "walki z cieniem" nauczyć się jakiejkolwiek sztuki walki.
Ale Tomasz wielokrotnie mówił że kiedyś trenował judo, a te ćwiczenia miały mu tylko chwyty przypomnieć. I coś takiego można sobie chyba wyobrazić.
Ale o co chodzi Stefanku miły?
Chyba nie chcesz zgrzeszyć śmiertelnie na samym początku i podważać fenomenu "Księgi Strachów", w której właśnie taki, a nie inny pistolet występował. Miał cicho strzelać i strzelał cicho. Za to Junak Zenobii strzelał sobie głośno, a nie musiał.
Zaś co do manualnych zdolności, to cenię Stwórcę, za różnorodność. Jeden całe życie ćwiczy i nic. A drugi prawie NIC nie ćwiczy i umie...
Wyobrazić to sobie można wszystko
"Księga Strachów" Pojezierze, 1989 (Kolorowa seria) str. 74: "Uczyłem się kiedyś dżudo." Tyle. Co najmniej przez poprzednie dwa, trzy lata nie trenował. Nie ma o tym najmniejszej wzmianki ani w "Wyspie Złoczyńców", ani w "Templariuszach". Tomasz zreszta nie wygląda na człowieka, który dba o sprawność fizyczną, biega, gimnastykuje się, wykonuje jakieś ćwiczenia siłowe. Raczej nie trenuje już od dawna. To "kiedyś" to pewnie lata studiów. W nocy przed ćwiczeniami na brzegu jeziora został z łatwością obezwładniony przez napastnika. Str. 75: "Teraz wiedziałbym już, jak uwolnić sie od przeciwnika." A więc przedtem nie wiedział. Zaręczam - po dwóch godzinach oglądania orazków i wygibasów dalej by nie wiedział.
Fenomenu podważać nie mam zamiaru, bo sam uważam tę powieść za najlepszą ex aequo z "Templariuszami". Temat zatytułowałem "Wpadki", bo to tylko nieszkodliwe wpadki były. Nienacki trochę zaszalał i napisał o czymś, o czym sam za dużego pojęcia nie miał, ale wiedział, że czytelnik będzie miał jeszcze mniejsze (i to nie pierwszy raz i nie ostatni) Kiedy pierwszy raz przeczytałem "KS" (połowa lat 70.) to miałem wypieki na twarzy. M. in. też z powodu pistoletu gazowego i dżudo. Ale kiedy załapałem trochę wiedzy i doświadczenia, pewne rzeczy przestały mi się zgadzać. No, ale tego Nienacki nie mógł przewidzieć
Ostatnio zmieniony przez Stefanek 2012-06-22, 19:01, w całości zmieniany 1 raz
Do wyrzucenia kryształków chloroacetofenonu (lub innej podobnej substancji), które sublimując zmieniały się w gaz, wykorzystywane było ciśnienie gazów powstających w łusce po spaleniu się spłonki. A to zawsze przypominało odgłos strzału.
Chyba jednak jest trochę inaczej? Spłonka inicjuje zapalenie się ładunku miotającego, sama spłonka nie spowodowała by wyrzucenia kryształków. Odgłos odpalenia spłonki nie jest zbyt głośny, przypomina racej strzał z kapiszona, dopiero wybuch materiału miotającego daje charakterystyczny huk.
Poza tym inaczej brzmi odgłos strzau z pistoletu gazowego, a inaczej z ostrej amunicji. Na pewno zauważyłbyś różnicę.
_________________
Martin Even
Grands Boulevards.
Akty meskie i kobiece bez odchyleń w stronę pornografii
Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, milczą
W typowych nabojach gazowych małego kalibru nie ma ładunku miotającego. A strzelałem z różnej broni. Człowiek czasem w życiu musi robić różne dziwne rzeczy... Poza tym już na początku pisałem, że Nienacki mógł napisać, że "dziwny odgłos" przypominał strzał z korkowca lub kapiszonowca. Jakby nie było, to powinien być - cichszy lub głośniejszy, to kwestia uboczna - ale jednak strzał, a nie "odgłos otwieranej butelki".
Ostatnio zmieniony przez Stefanek 2012-06-25, 08:55, w całości zmieniany 2 razy
Even - nie ma żadnej różnicy pomiędzy wystrzałem pocisku ostrego ( tj z ładunkiem miotającym ) a pociskiem gazowym - dźwiek jest taki sam. w latach 60 i 70 zeszłego stulecia nie klasyfikowano broni na gazową i ostrą. z pistoletów ogólnie dostępnych można było strzelać pociskami gazowymi. Natomiast jeśli chodzi o utratę przytomnosci -pewnie chodziło autorowi o zachwianie równowagi i póżniejszych tego skutków
Strzelałam z pistoletu gazowego parę dni temu, wystrzał jest całkowicie normalny, tylko wydawało mi się, że ciut cichszy, ale z prawdziwego nigdy nie strzelałam, więc nie mam porównania co do głośności
Wpadką jest też na pewno opis Cedyni. Miały tam być ulice ze schodkami (w rzeczywistości są tylko chodniki; po ulicach ze schodkami nie dałoby się jeździć i robiono coś takiego tylko wtedy, gdy ulica była za stroma dla jazdy wozami), a przede wszystkim starówka miała być położone na stokach góry grodowej, gdy leży ona na sąsiednim wzgórzu, zwieńczonym wieżą widokową. W której podobno straszy. Byłem tam nocą, duchów nie spotkałem - poza sobą . Pierwotna Cedynia istotnie była położona wokół grodu, ale Brandenburczycy po jej zajęciu założyli konkurencyjne miasto dla własnych osadników.
Ostatnio zmieniony przez Duch 2013-09-06, 22:02, w całości zmieniany 1 raz
Wpadką jest też na pewno opis Cedyni. Miały tam być ulice ze schodkami (w rzeczywistości są tylko chodniki; po ulicach ze schodkami nie dałoby się jeździć i robiono
Wiesz, może to był skrót myślowy, bo mnie też się podobały te uliczki ze schodkami. Uwielbiam Cedynię i jej niesamowity klimat!
Pomógł: 62 razy Wiek: 60 Dołączył: 01 Gru 2012 Posty: 11036 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2013-09-06, 21:49:19
Iwmali2 napisał/a:
Duch napisał/a:
Wpadką jest też na pewno opis Cedyni. Miały tam być ulice ze schodkami (w rzeczywistości są tylko chodniki; po ulicach ze schodkami nie dałoby się jeździć i robiono
Wiesz, może to był skrót myślowy, bo mnie też się podobały te uliczki ze schodkami. Uwielbiam Cedynię i jej niesamowity klimat!
Zgadza się, bo w następnym akapicie jest mowa o "uliczce ze schodami" - czyli niezupełnie "uliczka-schody". ZN pewni opisywał miasteczko z pamięci, a - o ile ja pamiętam - w topografii Cedyni trochę trudno zorientować się patrząc z jej wnętrza - chodzi i o wzgorze grodowe. Ja w ogóle go nie pamiętam . Choć z Cedyni mam bardzo miłe wspomnienia...
Na wyniosłość, gdzie ongiś stał gród obronny, pną się malutkie, wąskie uliczki starego miasta. Niektóre z nich są przeurocze, stanowią długie, niekończące się schody.
O historii i urokach Cedyni rozmawiałem z Hildą, schodząc w dół po schodach wąskiej uliczki, ozdobionej starymi latarniami uczepionymi wysoko na murach domów.
Ta ulica to chyba ulica, łącząca farę i rynek w Cedyni. Starych latarni na murach w tym mieście nigdzie nie widziałem, ale to nie znaczy, że ich kiedyś nie było.
Grodzisko znajduje się poza obecnym śródmieściem, które obejmuje wzgórze poniżej kościoła i dolinę potoku, którym biegnie główna droga miasta. Nawiasem mówiąc, potok też tam płynie - tylko pod ziemią.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.