Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2016-08-19, 05:40:20
A jak sądzisz, Garamon, czy gotowy film powstał mimo wszystko na podstawie tego właśnie scenopisu, podanego w ostatniej chwili z myślą o dzieciach odpowiedniemu liftingowi, czy też, wnioskując np. z chronologii scen, trzeba wyjść z założenia, że Kidawa stworzył jeszcze jeden ostateczny scenopis?
A za przekazanie nam tych cennych informacje, Garamon, naciskam Ci w imieniu zespołu badawczego "Kidawa" "pomógł".
Pomogła: 37 razy Dołączyła: 08 Lip 2011 Posty: 2200 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-08-19, 08:37:04
John Dee napisał/a:
A jak sądzisz, Garamon, czy gotowy film powstał mimo wszystko na podstawie tego właśnie scenopisu, podanego w ostatniej chwili z myślą o dzieciach odpowiedniemu liftingowi, czy też, wnioskując np. z chronologii scen, trzeba wyjść z założenia, że Kidawa stworzył jeszcze jeden ostateczny scenopis?
To trudno ocenić, ale osobiście nie sądzę, by powstał jeszcze jeden scenopis. Po pierwsze czas: na scenopisie nie ma daty, jednak scenariusz trafił do zespołu "Profil" w październiku 1985 roku, a zdjęcia (sądząc po pogodzie) realizowano w ciepłych miesiącach 1986 roku. Brak czasu na tworzenie kilku wersji materiału.
Po drugie, scenopis, który jest w zbiorach FN, został już oficjalnie "wydrukowany", powielony i oprawiony. Tak robiono zazwyczaj z ostatecznymi wersjami, ponieważ druk sporo trwał, a przede wszystkim kosztował - jak pisałam, egzemplarzy było zazwyczaj kilkanaście lub kilkadziesiąt. Nie bardzo wierzę, że Kidawa dostałby pieniądze na przedruk.
Wydaje mi się, że Kidawa nie miał czasu ani możliwości na tworzenie kilku wersji scenopisu. Już prędzej ponanosił poprawki na istniejących egzemplarzach. Zwłaszcza, że mógł to zrobić dosyć łatwo - dużym zmianom uległo dosłownie kilka scen (taniec i przedstawienie), kilka innych wycięto. Takie rzeczy, jak modyfikacja wyglądu wehikułu czy okularów nie musiały być w scenopisie uwzględniane.
Reszta to bardziej kosmetyczne poprawki, które można było wprowadzić jednym skreśleniem czy dopiskiem. Przykład: w filmie mamy scenę, gdy Bigos budzi się obok szkieletu, wyskakuje z łóżka demonstracyjnie przerażony, trzęsąc się i wydając "zabawne" okrzyki. W scenopisie Bigos widzi szkielet, po czym stwierdza spokojnie, nie wstając z łóżka: "Brrr... Spać ze szkieletem to zboczenie!". Cała reszta przebiega niemal identycznie na ekranie i na papierze.
Podsumowując: dowodów nie ma, ale poszlaki przemawiają za tym, że kolejnej "dziecięcej" wersji nie było. Co nie znaczy, że poszlaki nie mogą okazać się błędne.
Jeśli ktoś będzie zainteresowany, mogę spróbować zrobić skan takiej usuniętej sceny...
Ostatnio zmieniony przez Garamon 2016-08-19, 09:49, w całości zmieniany 2 razy
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2016-08-20, 19:42:15
Z przyjemnością mogę oznajmić, że Garamon przyłącza się do zespołu badawczego “Kidawa”!
Informacje, które Garamon przekazała naszemu forum w ostatnich dniach stanowią bardzo istotny wkład w pracę badawczą tegoż zespołu i jej przystąpienie wróży dobrze jego przyszłości. Już teraz mam wrażenie, jakoby mgła otaczająca proces stworzenia obu filmów Janusza Kidawy znacznie się przetarła, odsłaniając wcale ciekawe widoki na okoliczności, w który powstały.
Ostatnio zmieniony przez Szara Sowa 2016-08-20, 19:56, w całości zmieniany 1 raz
Pomogła: 37 razy Dołączyła: 08 Lip 2011 Posty: 2200 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-08-20, 20:23:07
No to na dobranoc scena, która miała znaleźć się w "dorosłej" wersji "Niesamowitego dworu", ale wyleciała... Wybrałam tę, bo pokazuje pewien potencjał filmu, który kompletnie nie został wykorzystany. Czytając ją po raz pierwszy pomyślałam, jak cudnie mógłby ją nakręcić Bareja Plus dość jawne i średnio grzeczne podteksty
Niestety jakość materiału jest słaba, choć przeczytać się da... Przy okazji widać dokładnie, na czym polegała specyfika scenopisów - w scenariuszu ta scenka zajęłaby jedną stronę..
Ostatnio zmieniony przez Garamon 2016-08-20, 21:04, w całości zmieniany 1 raz
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2016-08-20, 20:53:40
No proszę! Na papierze Kidawa dowodzi, że wie dokładnie, czego chce i co ważniejsze, jak się to robi! Ten cut, gdy Tomasz powraca do kiosku, a w scenopisie stoi: “Przy kiosku awantura. Tłum wykupuje pastę. (…) Ludzie w kolejce pyskują” - doskonały, na poziomie Bareji! Tym trudniej zrozumieć, dlaczego wszystko to odrzucił, zmienił koncept…
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2016-08-22, 06:09:36
Rólka napisał/a:
Wtedy jeszcze obowiązywała poprawność polityczna.
Samocenzura więc? Możliwe. W “Ultimatum” jednak poruszał np. o wiele bardziej delikatne tematy niż grożący brak jakichś produktów zaopatrzeniowych. Trzeba by sprawdzić, co jeszcze wyleciało, by nabrać pewności.
Pomogła: 37 razy Dołączyła: 08 Lip 2011 Posty: 2200 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-08-23, 17:00:14
Autocenzura to nie do końca dobre określenie, ponieważ wszystkiemu winna jest zmiana grupy docelowej. W którymś momencie Kidawa zdecydował - lub zdecydowano za niego - że "Samochodziki" będą filmami dla dzieci. Ta decyzja wpłynęła na całą resztę. Pomysły i sceny wyleciały dlatego, że uznano za nieodpowiednie dla dzieci. Patrząc na scenopis widać, że zmieniono sceny, które
a) mogłyby być dla dzieci niezrozumiałe lub nudne (kupowanie pasty - dziecko zrozumie, co widzi, ale nawet nie zauważy humoru)
b) mogłyby dzieciom "zaszkodzić" - ujęcia lub dialogi z podtekstami, ale też sceny antywychowawcze: na przykład z sekwencji początkowej wyleciał epizod, w którym Batura i jego gang próbują zatrzymać wehikuł podpalając rozlaną na szosie benzynę.
Do tego dodano elementy na poziomie zerówki, takie jak wygląd wehikułu czy stroje antagonistów. Uznano też, że dzieci na widowni nie będą jeszcze kojarzyły "Balladyny", więc zastąpiono przedstawienie Natalią Kukulską. I tak wyszedł film, który widzow w wieku 12+ jeży włos na głowie...
Jeśli więc Kidawa stosował autocenzurę, to tylko po to, by przerobić film na produkt dla dzieci. Kluczowym pytaniem pozostaje, co skłoniło go do takiej decyzji. Czy sam uznał, że przygody Pana Samochodzika są zbyt infantylne dla dorosłego widza? Czy też otrzymał może ultimatum w stylu "dostaniesz pieniądze, ale film ma być dla dzieci"?
Pomógł: 66 razy Wiek: 61 Dołączył: 01 Gru 2012 Posty: 11310 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-08-23, 21:39:22
Garamon napisał/a:
Autocenzura to nie do końca dobre określenie, ponieważ wszystkiemu winna jest zmiana grupy docelowej.
Garamon napisał/a:
Do tego dodano elementy na poziomie zerówki, takie jak wygląd wehikułu czy stroje antagonistów. Uznano też, że dzieci na widowni nie będą jeszcze kojarzyły "Balladyny", więc zastąpiono przedstawienie Natalią Kukulską. I tak wyszedł film, który widzow w wieku 12+ jeży włos na głowie...
Pojęcie "dzieci" jest rozciągłe, (np. w pediatrii ) ale tu rzeczywiście dostosowano scenariusz do tej kategorii dla której była przeznaczona "Akademia Pana Kleksa" itd. Myślę, że sukces - również kasowy - tego filmu w pewien sposób zmanierował naszych twórców i decydentów tym bardziej. Kinematografia liczyła się bardziej z kasą, a wiadomo, że film dla wspomnianej kategorii to są co najmniej dwa bilety sprzedane, bo przynajmniej jedno z rodziców też musi pójść.
Wprawdzie w latach 80-tych nie bardzo mnie interesowały produkcje dla dzieci - cokolwiek to znaczy - ale mam wrażenie, że wtedy nie zrobiono wiele filmów, czy seriali dla takich, starszych trochę dzieciaków.
Za moich czasów "Balladyna" była chyba w VII klasie, więc w najgorszym wypadku dolna granica "targetu" to 13-14 lat. Ja przeczytałem ND jak miałem jakieś 10 a raczej 11 lat, ale fakt nieznajomości treści "Balladyny" nie przeszkadzał mi w lekturze. Wprost przeciwnie, przynajmniej zaznajomił mnie przynajmniej z dramatis personae. Choć niektóre z nich znałem wcześniej z innych lektur...
_________________ Z 24
Ostatnio zmieniony przez Z24 2016-08-23, 23:52, w całości zmieniany 3 razy
Pomogła: 37 razy Dołączyła: 08 Lip 2011 Posty: 2200 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-08-23, 22:11:00
Z24 napisał/a:
Za moich czasów "Balladyna" była chyba w VII klasie, więc w najgorszym wypadku dolna granica "targetu" to 13-14 lat. Ja przeczytałem ND jak miałem jakieś 10 a raczej 11 lat, ale fakt nieznajomości treści "Balladyny" nie przeszkadzał mi w lekturze. Wprost przeciwnie, przynajmniej zaznajomił mnie przynajmniej z dramatis personae. Choć niektóre z nich znałem wcześniej z innych lektur...
Gwoli wyjaśnienia: w scenopisie Kidawa zachował przedstawienie "Balladyny", natomiast kompletnie zlikwidował wątek rozwiązania zagadki loży dzięki scenie zabójstwa Aliny. W rezultacie łatwiej mu było zamienić "Balladynę" na "Smutną królewnę", ponieważ już w scenopisie spektakl nie miał większego znaczenia dla fabuły. Tak jak w filmie - jedyne, czego domyśla się podczas tej sceny Tomasz, to to, że dzieci udają duchy dzięki szczudłom.
Co do targetu - wydaje mi się, że Kidawa zrobił film dla dzieci w wieku tych, które urządzają przedstawienie. Czyli 8-10 lat (Kukulska miała 10), początek podstawówki. Rozsądnie z finansowego punktu widzenia - to były pierwsze klasy, które można było masowo spędzać do kin...
Pomógł: 66 razy Wiek: 61 Dołączył: 01 Gru 2012 Posty: 11310 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-08-23, 23:52:22
Garamon napisał/a:
Co do targetu - wydaje mi się, że Kidawa zrobił film dla dzieci w wieku tych, które urządzają przedstawienie. Czyli 8-10 lat (Kukulska miała 10), początek podstawówki. Rozsądnie z finansowego punktu widzenia - to były pierwsze klasy, które można było masowo spędzać do kin...
Tak jest. Nas po raz pierwszy (chyba?) zapędzili do kina pod koniec I klasy (czyli 7-8 lat) dokładnie na Dzień Dziecka .
W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych kina w większości były przy zakładach pracy. Było np kino "Drukarz", "Tramwajarz" itp.
Moja pierwsza szkoła podstawowa była "pod opieką" pobliskich Zakładów Gazowniczych. Przy gazowni było kino ("Motława") i kilka razy w roku w ramach patronatu chodziliśmy tam na różne filmy. Niektóre (szczególnie Disneya) pamiętam do dzisiaj.
Później szkołę zlikwidowali i skończyły się wycieczki do kina. Nowa szkoła posiadała projektor 16 mm i bardzo często oglądaliśmy filmy albo w klasie (oświatowe), albo na jednym z halli specjalnie do tego przystosowanym (fabularne i propagandowe).
Ale wszystko to działo się zanim nakręcono koszmarki "dla dzieci".
_________________
Martin Even
Grands Boulevards.
Akty meskie i kobiece bez odchyleń w stronę pornografii
Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, milczą
Pomogła: 37 razy Dołączyła: 08 Lip 2011 Posty: 2200 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-08-24, 22:13:49
Druga połowa lat 80-tych to początek "zgniłego kapitalizmu", kiedy w szeroko pojętej kulturze liczyły się już pieniądze... To dość charakterystyczne, ale w okresie PRL sukces filmu mierzono zawsze frekwencją, prawie nigdy wynikami finansowymi. A z biletami bywało różnie - a to kupowano zbiorowo na zakład pracy, a to prowadzono szkoły za pół ceny, a to w szczególnych przypadkach bilety rozdawano lub robiono pokazy specjalne w ramach krzewienia kultury... I robiła się frekwencja typu "Krzyżacy" czy "W pustyni i w puszczy". Nie wiadomo właściwie, jak sie to przekładało na wynik finansowy, zwłaszcza, ze wtedy polskie filmy naprawdę można było nazwać superprodukcjami. Musiały kosztować fortunę, nawet przy założeniu, że wojsko odwalało czarną robotę za pół darmo.
W okresie, gdy na ekrany wchodziły filmy Kidawy kładziono już większy nacisk na komercję... Na pewno nie tak, jak dziś, ale przy filmach rozrywkowych oczekiwano, że na siebie zarobią. Kidawa musiał brać to pod uwagę.
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2016-08-25, 05:33:49
Garamon napisał/a:
W okresie, gdy na ekrany wchodziły filmy Kidawy kładziono już większy nacisk na komercję... Na pewno nie tak, jak dziś, ale przy filmach rozrywkowych oczekiwano, że na siebie zarobią. Kidawa musiał brać to pod uwagę.
Kidawa w wywiadzie z 2004 roku też to potwierdza:
“… Zmieniły się czasy, trzeba było samemu szukać pieniędzy na produkcję. Wcześniej się tym nigdy nie interesowałem. To nie dla mnie czasy. Zostałem emerytem.”
Zabawne, że w tym samym wywiadzie porównuje siebie z Bareją:
(“Kręcił Pan filmy tandetne?”)
“- A co to jest tandeta? Stanisław Bareja, gdy jeszcze żył, został uznany za najbardziej tandetnego polskiego reżysera. Ukuto nawet termin "bareizm" na coś kompletnie dennego. A dziś, proszę - wspaniały, kultowy twórca. Jego filmy nie schodzą z ekranów telewizji. Czasem, aby zostać docenionym, trzeba najpierw umrzeć. Być może mam jeszcze wszystko przed sobą.”
Pomógł: 66 razy Wiek: 61 Dołączył: 01 Gru 2012 Posty: 11310 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-08-25, 14:12:00
John Dee napisał/a:
A co to jest tandeta? Stanisław Bareja, gdy jeszcze żył, został uznany za najbardziej tandetnego polskiego reżysera. Ukuto nawet termin "bareizm" na coś kompletnie dennego.
Nie ukrywam, że pan Janusz urósł w moich oczach, w szczególności za odwagę cywilną
Znam pewnego żyjącego reżysera filmowego, który powiedział z grubsza to samo... .
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.