Pomogła: 169 razy Wiek: 52 Dołączyła: 05 Kwi 2013 Posty: 32587 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2017-04-24, 18:58:39
Robinoux napisał/a:
bowiem jestem dzieckiem szczęścia jeśli chodzi o rozmaite poszukiwania historyczne (chyba zacznę wynajmować się na wykopaliska i wędrówki z wykrywaczem)
Jeśli niedrogo, to może się dogadamy.
_________________ Drużyna 5
Robinoux Twórca Autor książek dokumentalnych oraz poezji
Jestem już prawie po lekturze Kura i w związku z powyższym postanowiłem podzielić się swoimi wrażeniami. Szczegółowe recenzje napisali już tutaj Protoavis i Szara Sowa, a że odczucia mam podobne więc nie ma sensu żebym powielał ich wpisy. Ogólnie książkę można by włożyć na półkę między kanon, zamknąć oczy, wyciągnąć rękę i pomyśleć: "Znów mam ochotę na samochodzika, Boże spraw żebym wylosował coś czego dawno nie czytałem". I??? Jeeest!!! Fantastyczny samochodzik!!! Wspomniała, bodajże, Athenais, że miała dylemat z określeniem czasu, w którym rozgrywa się akcja. Postaram się na wesoło opowiedzieć Wam jak to u mnie wyglądało. Otóż, początkowo wydawało mi się, że akcja rozgrywa się jak najbardziej współcześnie. Nie przeraził mnie brak telefonów komórkowych, bo w wakacje każdy chciałby od nich uciec. Przez cały rok na ulicach nie widzi się nic innego jak tylko młodych ludzi z nosem w telefonie i słuchawkach na uszach. Zapominają o bożym świecie i wpatrzeni w telefony przechodzą na czerwonym świetle, można trąbić i wygrażać, a i tak nie robi to żadnego wrażenia. I tutaj, myślę sobie, autor też nie godzi się z tą nową wątpliwą modą. Nie ma żadnych telefonów i koniec. Co przemawiało za współczesnością? Kolczyk w pępku Barbie , palenie skrętów przez hipisa. Nabycie dzisiaj działki marihuany nie jest o wiele trudniejsze niż kupno paczki papierosów w kiosku. A za komuny? Szary amator "cyrku w bani" mógł sobie co najwyżej, naważyć kompotu z maku, albo włamać się do apteki, czy zakraść do szpitala i podwędzić trochę morfiny. Pewnie były dostępne też i bardziej szlachetne narkotyki, ale dla wąskiego, wyselekcjonowanego grona i dysponującego twardą walutą , a hipis jak wiemy groszem nie śmierdział. A propos "grosza". Hipis domagał się 5 tys. dolarów za list i informację, gdzie mieszkał wuj. Dzisiaj taka kwota, chociaż niewątpliwie duża, aż tak nie szokuje, a za komuny to był majątek niewyobrażalny. Kto mógł mieć takie pieniądze? Tylko naprawdę potężny badylarz, cinkciarz albo ubecja. W czasach gdy ludzie jeździli handlować na Węgry, przywozili 100 - 200 dolarów i nie posiadali się z radości, że w tydzień zarobili tyle co ich półroczna pensja w zakładzie pracy. Później czytam, że kontrahenci dołożyli jeszcze hipisowi 1000 zł. Dzisiaj faktycznie można by zrobić za to niezłą "bibkę", a za komuny? Pamiętam dokładnie, że listopadowy lub grudniowy numer "Wiadomośći Wędkarskich" z 1989 roku kosztował 1500 zł. Tak więc hipisowi brakłoby nawet na czasopismo nie mówiąc już o nakupieniu piwska i kiełby dla imprezowiczów. Z czasem jednak zacząłem wnioskować, że mimo wszystko, akcja nie może rozgrywać się współcześnie. Przede wszystkim - milicja. To jeszcze by można pominąć, bo i dzisiaj zdarza się tak powiedzieć na policję, ale gdy Mat udał się na pocztę zatelefonować już nie było wątpliwości. Rozumiem, że uciekamy na wakacjach od komórek, ale gdy jest pilna sprawa to już bez przesady, nie będziemy szukać poczty. Do tego te Pewexy... Zacząłem sobie dedukować, że mamy rok 1990. Zaopatrzenie już widocznie było poprawione. Naszym bohaterom nie brakuje różnych soków, coli, piwa, kiełbasy, pewexy jeszcze istniały, a milicja nazywała się milicją. Dodatkowo toyota z przyczepą na niemieckich blachach. "Enerdowiec" raczej nią nie przyjechał, a zamożny "erefenowiec" po co miałby się pchać na wakacje do komunistycznego grajdoła zamiast pojechać sobie na lazurowe wybrzeże. W 1990 roku to już co innego. Swobodnie można było sobie przyjechać do "kraju przodków" legalnie wymienić marki w kantorze bez potrzeby szukania cinkciarza, przez którego można było być na dodatek oszukanym. Oczywiście i za komuny zdarzali się turyści z RFN, ale były to przeważnie kilkudniowe wycieczki autokarowe objeżdżające Malbork, Gdańsk, Sopot... Sumując wszystkie swoje dotychczasowe spostrzeżenia, przypomniał mi się film "Powrót do przyszłości," gdzie dr Emett Brown, tłumaczył na podstawie zrobionego przez siebie wykresu, Marty'emu, że przenieśli się do alternatywnego roku 1985. I mi wyszło, że akcja rozgrywa się w takim alternatywnym roku 1990. Żeby się upewnić, zajrzałem do wikipedii i... świat mi się zawalił, a cała teoria legła w gruzach... Okazało się, że milicja przekształciła się w policję w KWIETNIU 1990 roku, a tu mamy czas wakacyjny, więc kwiecień już dawno minął. W końcu pogodziłem się z faktem, że mamy alternatywną końcówkę lat osiemdziesiątych. Pogodziłem się oczywiście z radością, bo gdyby wszystko było dosłowne i wiernie oddane ówczesnym realiom, mielibyśmy do czynienia z marnym paradokumentem, a nie fantastyczną książką przygodową dla każdego.
PS. Wkrótce postaram się jeszcze opisać Wam moje rozkminki motoryzacyjne przewijające się w książce.
Ostatnio zmieniony przez Tomasz 2017-05-04, 11:14, w całości zmieniany 1 raz
Robinoux Twórca Autor książek dokumentalnych oraz poezji
Berta twoja powieść robi się kultowa. Tylko patrzeć jak powstaną kontynuacje z akcją w alternatywnych latach osiemdziesiątych ;) Np. jakiś steampunk - wehikuł na parę itp.
_________________
"Agencja Detektywistyczna. Tanio i dyskretnie. Paryż Bulwar Clochardów 10"
Dodatkowo toyota z przyczepą na niemieckich blachach. "Enerdowiec" raczej nią nie przyjechał, a zamożny "erefenowiec" po co miałby się pchać na wakacje do komunistycznego grajdoła zamiast pojechać sobie na lazurowe wybrzeże.
E, no, z tego co pamiętam to RFN-owcy, także w latach 80-tych przyjeżdżali do Polski prywatnymi samochodami. Nie wiem czy to była emigracja stanu wojennego, czy wcześniejsza, czy też ci wysiedleni po wojnie ale sporo takich samochodów się widziało. Zresztą nawet w kanonie przyjeżdżali.
Początkowo dowiadujemy się, że replika wehikułu ma 250- konny silnik i nie ma słowa o ferrari. W tym momencie wydawało mi się jeszcze, że akcja rozgrywa się współcześnie więc zacząłem zastanawiać się od jakiego samochodu mógł być zapożyczony motor. Sprawa wydawała się stosunkowo prosta. W wielu współczesnych samochodach 250 koni to nie jest żadna sensacja. Audi A6 z lat 2004 - 2011 wyposażone w silnik 3.2 FSI generuje 255 koni, BMW serii 3 z lat 2005 - 2012 z silnikiem 3.0 - 258KM. Znalazłoby się jeszcze wiele modeli, ale...ale okazało się, że jesteśmy w latach osiemdziesiątych, a replika jest jednak na bazie ferrari. Hmm, z jakiego modelu ferrari mogły być użyte podzespoły? Bo umówmy się wsadzenie samego silnika do samoróbki budowanej na w miarę dostępnych częściach od użytkowanych wówczas aut: poloneza, dużego fiata, malucha, czy nysy równałoby się samobójstwu. To musiał być silnik z całym osprzętem, ze skrzynią biegów, do tego elementy zawieszenia, kolektory, wydech.To wszystko musiało być od ferrari żeby miało szansę jeździć na miarę swoich możliwości. Praktycznie tylko buda mogła być samoróbką. Zacząłem szukać modeli ferrari, których lata produkcji lub lata eksploatacji byłyby zbliżone do czasu trwania akcji, bo założyłem, że podzespoły z ferrari 410 superamerica z lat 50-tych były już nie do zdobycia, a jeśli nawet to technika już przestarzała, a i cena nie dla obywatela PRL -u, choćby nie wiem jaki otrzymał spadek. I tak znalazłem:
Ferrari 308 GTS. Moc - 255KM. Produkowany w latach 1977 - 1980.
Ferrari Mondial QV. Moc - 240KM. Produkowany w latach 1982 - 1985.
Jest tylko jedno "ale" Oba te modele mają silniki V8, a u Mata mamy wyraźnie napisane V12.
Zacząłem szukać dalej i znalazłem:
Ferrari 512BBi z silnikiem V12, produkowanym w latach 1981 - 1984
Ferrari Testarossa z silnikiem V12, produkowanym w latach 1984 - 1991.I tu kolejne "ale" bo oba modele mają moc o wiele większą od "matowego" auta. Odpowiednio 340 i 390KM.
No, ale skoro mamy alternatywne lata osiemdziesiąte to i alternatywne mogą być moce.
Później czytam, że kontrahenci dołożyli jeszcze hipisowi 1000 zł. Dzisiaj faktycznie można by zrobić za to niezłą "bibkę", a za komuny? Pamiętam dokładnie, że listopadowy lub grudniowy numer "Wiadomośći Wędkarskich" z 1989 roku kosztował 1500 zł. Tak więc hipisowi brakłoby nawet na czasopismo
W '89-tym była już dobrze rozpędzona hiperinflacja. A w połowie dekady 1000zł to był ciągle jeszcze konkretny pieniądz, choć sporo mniej wart niż dzisiejszy tysiąc. Przeciętna pensja w '85 to circa dwadzieścia patoli, jeśli wierzyć internetowi, bo sam to już nie pamiętam, zwłaszcza że sam wtedy nie zarabiałem.
_________________ Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.
"Wolność i władza mają tylko jedną wspólną cechę: nadużywanie."
Karol Bunsch
Volkswagen Westfalia. Tutaj nie musimy się zastanawiać nad modelem, bo autor nam go wyraźnie przedstawił. Dodatkowo w książce na stronie 40-ej widzimy rysunek, dzięki któremu wiemy nawet, która to była generacja. Jedyne co może budzić wątpliwości to dlaczego takim autem jeździł hipis. Dlaczego? Pozwolę sobie zacytować wybrane fragmenty tekstu opisującego ten model z internetowego wydania czasopisma "Auto Świat classic" opublikowanego 27 listopada 2014r. :
"(...) samochód już w latach 70. był oznaką dobrobytu. Przecież w tamtych czasach nie było jeszcze tanich linii lotniczych, a T2b w wersji Westfalia kosztowało więcej nawet od Mercedesa 200 (W115)."
I dalej:
"To, co stopniowo zaczyna być również irytujące, to postrzeganie Volkswagena T2 jako pojazdu dla dzieci kwiatów, noszących symbol pokoju, chodzących w poszerzanych spodniach i palących trawę. Jeszcze trochę, a samochód będzie postrzegany jak kawałek haszyszu. Nie można się jednak z tym wszystkim zgodzić, bo tak naprawdę hippisi jeździli modelem T1..."
Ale zostawmy już Westfalię. Mamy pięknego srebrnego citroena. Początkowo, gdy wydawało mi się, że akcja rozgrywa się współcześnie, myślałem o C5 lub C6. Z czasem gdy okazało się, że jesteśmy w latach osiemdziesiątych z pięknych citroenów zostały nam:
Citroen CX - produkowany w latach 1974 - 1991.
Citroen XM - produkowany w latach 1989 - 2000.
Citroen BX - produkowany w latach 1982 - 1994.
XM - a z góry możemy odrzucić. Prezentacja tego modelu nastąpiła 23 maja 1989 roku. Wątpliwe żeby Lorelei i spółka dysponowali dosłownie najświeższym modelem, który w RFN i Francji być może w wakacje jeszcze nawet nie wszedł do salonów. Dalsze informacje, które uzyskujemy od autora, to prędkość zbliżona do 150 km/h, co według Mata miało już stanowić kres możliwości ściganego auta. Zbliżoną prędkość maksymalną posiadały:
Citroen CX z silnikem 2.5l diesel o mocy 76KM - prędkość max. - 147 km/h,
Citroen BX z silnikiem 1.4 benzyna o mocy 61KM - prędkość max. - 155 km/h.
Jeżeli przyjmiemy fakt, że w latach osiemdziesiątych gdy benzyna była w Polsce na kartki, diesel był przedmiotem pożądania oraz to, że niewątpliwie CX był dużo ładniejszy i bardziej reprezentacyjny od BX-a, chociaż wiadomo, sprawa gustu, ale mimo wszystko, patrząc na CX-a to o nim powiedzielibyśmy "piękny citroen" możemy przyjąć, że mamy do czynienia właśnie z tym autem.
CX - tak jak z resztą i dwa wymienione powyżej modele miały hydropneumatyczne zawieszenie i tutaj Mat ścigając się z Lorelei po leśnych duktach grubo się pomylił, sądząc że auto niebawem się rozsypie na wertepach. Regulowana wysokość prześwitu samochodu oraz amortyzacja wstrząsów powodowały, że Lorelei wiedziała, że jedzie po leśnych wybojach tylko dlatego, że widziała je przez szybę.
No i to chyba tyle. Na koniec chciałem podziękować gorąco Gosi i Emil(ce). Gosi za to, że kupiła mi tę książkę na urodziny, a Emil(ce) za to że... ją napisał(a)
Pomogła: 169 razy Wiek: 52 Dołączyła: 05 Kwi 2013 Posty: 32587 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2017-05-07, 16:33:51
Tomasz napisał/a:
Ogólnie książkę można by włożyć na półkę między kanon, zamknąć oczy, wyciągnąć rękę i pomyśleć: "Znów mam ochotę na samochodzika, Boże spraw żebym wylosował coś czego dawno nie czytałem". I??? Jeeest!!! Fantastyczny samochodzik!!!
Dzięki!
Tomasz napisał/a:
... palenie skrętów przez hipisa. Nabycie dzisiaj działki marihuany nie jest o wiele trudniejsze niż kupno paczki papierosów w kiosku. A za komuny...
Niektórzy mieli własne krzaczki + dziko rosnące konopie się trafiały, bardzo słabe, ale do zrobienia skręta wystarczyło (pamiętam jak znajomi zbierali i suszyli).
Tomasz napisał/a:
Później czytam, że kontrahenci dołożyli jeszcze hipisowi 1000 zł. Dzisiaj faktycznie można by zrobić za to niezłą "bibkę", a za komuny? Pamiętam dokładnie, że listopadowy lub grudniowy numer "Wiadomośći Wędkarskich" z 1989 roku kosztował 1500 zł. Tak więc hipisowi brakłoby nawet na czasopismo nie mówiąc już o nakupieniu piwska i kiełby dla imprezowiczów.
Na początku przyjęłam, że to 1985 rok mniej więcej, ale potem mi się niektóre realia przesunęły bliżej końcówki 80, nawet początku 90. Muszę jakby co na przyszłość wyznaczyć konkretny rok i nie liczyć na własną pamięć, tylko sprawdzać.
Tomasz napisał/a:
Zaopatrzenie już widocznie było poprawione. Naszym bohaterom nie brakuje różnych soków, coli, piwa, kiełbasy
Frykasy miała tylko pani Krysia. Reszta żywiła się raczej skromnie (pomijając napoje knajpiane, ale te zawsze w barach były). Zastanawiałam się nad tą kiełbasą, ale zostawiłam, bo mi pasowała do ogniska. Zresztą o ile pamiętam z liceum, jakoś zawsze się udawało kiełbasę na ognisko kupić.
Tomasz napisał/a:
CX - tak jak z resztą i dwa wymienione powyżej modele miały hydropneumatyczne zawieszenie i tutaj Mat ścigając się z Lorelei po leśnych duktach grubo się pomylił, sądząc że auto niebawem się rozsypie na wertepach...
No patrz zawsze miałam citroeny za wyjątkowo delikatne auta, które się nie nadają na boczne drogi.
Tomasz napisał/a:
Hmm, z jakiego modelu ferrari mogły być użyte podzespoły?
Z tego samego, co w wehikule Tomasza.
Tomasz napisał/a:
Dodatkowo toyota z przyczepą na niemieckich blachach. "Enerdowiec" raczej nią nie przyjechał, a zamożny "erefenowiec" po co miałby się pchać na wakacje do komunistycznego grajdoła zamiast pojechać sobie na lazurowe wybrzeże.
Całkiem sporo erefenowców bywało na Mazurach w latach 80. Właśnie na Drapaczu widziałam kilka takich wypasionych przyczep. Niemców zawsze ciągnęło na dawne ziemie. No i mówili, że nie ma nigdzie w Europie takiej prawdziwej natury jak nad mazurskimi jeziorami.
_________________ Drużyna 5
Robinoux Twórca Autor książek dokumentalnych oraz poezji
CX - tak jak z resztą i dwa wymienione powyżej modele miały hydropneumatyczne zawieszenie i tutaj Mat ścigając się z Lorelei po leśnych duktach grubo się pomylił, sądząc że auto niebawem się rozsypie na wertepach. Regulowana wysokość prześwitu samochodu oraz amortyzacja wstrząsów powodowały, że Lorelei wiedziała, że jedzie po leśnych wybojach tylko dlatego, że widziała je przez szybę.
Będę polemizował. Po primo, hydropneumatyka to nie magia, na złej drodze w citroenie też trzęsie, tylko mniej niż w sprężynowcu.
Po secundo, owszem citroena mozna podnieść, tylko robi on się wtedy dużo sztywniejszy. W maksymalnym górnym położeniu amortyzacji nie ma praktycznie wcale. W moim aucie w takim trybie nie da się jechać szybciej niż 10km na godzinę, bo komputer obniży zawieszenie automatycznie. W starych modelach takiego patentu nie było, więc... pewnie by się rozleciał
Cytryny wbrew pozorom to nie terenówki, podniesienie samochodu jest fajne, jeśli chce się powoli przejechać jakiś kiepski kawałek i nie urwać przy tym wydechu, ale do pościgów po lesie bym ich nie rekomendował.
_________________ Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.
"Wolność i władza mają tylko jedną wspólną cechę: nadużywanie."
Karol Bunsch
Pomogła: 169 razy Wiek: 52 Dołączyła: 05 Kwi 2013 Posty: 32587 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2017-05-07, 16:53:35
Robinoux napisał/a:
Berta von S. napisał/a:
No patrz zawsze miałam citroeny za wyjątkowo delikatne auta, które się nie nadają na boczne drogi.
Pewnie się zasugerowałaś delikatnym francuzem Madamme z Fantomasa.
Zasugerowałam się widokiem citroenów, które miały podwozie poniżej krawężnika i twierdzeniami, żeby nie kupować aut na "F" czyli fiatów, francuskich i coś tam trzeciego.
_________________ Drużyna 5
von Dobeneck1 [Usunięty]
Wysłany: 2017-05-07, 17:01:44
Cytat:
czyli fiatów, francuskich i coś tam trzeciego.
Fordów...
Ostatnio zmieniony przez 2017-05-07, 17:01, w całości zmieniany 1 raz
No i czy to nadmuchiwane zawieszenie nie było jednak bardzo awaryjne? Bo tak mi coś świta, że komfort owszem, ale z pewnymi wadami.
Mit powstały na bazie sposobu, w jaki eksploatowano citroeny w PRL-u.
Zawieszenie hydropneumatyczne potrzebuje specjalnego płynu, którego w demoludach nikt nie produkował, a kupowany za dewizy po czarnorynkowym kursie wyniósł by pewnie równowartość rocznych zarobków . Więc rozmaite "złote rączki" lały tam płyn hamulcowy albo płyn hydrauliczny do koparek i tym podobnych maszyn, bo "panie, to przecież jest to samo". Nie jest. Przez jakiś czas będzie działać, a potem się sypnie.
Prawidłowo eksploatowana hydropneumatyka ma szansę być trwalsza od sprężynowca. Właściwie poza pompą nie ma co się zepsuć (pompy padały głównie na skutek lania badziewia zamiast oryginalnego płynu). No chyba że ktoś urządzi wyścigi po lesie, to trudno mi przewidzieć, jak to się zachowa
_________________ Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.
"Wolność i władza mają tylko jedną wspólną cechę: nadużywanie."
Karol Bunsch
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.