Ojeju, przypomniałyście mi, że miałem napisać swoją opinię.
Ja również miałam to zrobić .
Nie będę się powtarzać po innych, że książkę świetnie się czyta, że akcja wartka, ciekawie opisane miejsca w których się dzieje, no i że opisy historyczne w sam raz, nie nudzą i nie dłużą się... Książka mi się podobała i naprawdę z przyjemnością mi się ją czytało, a na zakończenie byłam bardzo ciekawa dalszych przygód Mata. A mój ulubiony fragment to strona 71/72 .
Scena w barze z koszmarną rodzinką
"-Jak to może się urwać?! (...) Przecież dzieci mogą się zranić!"
Nie wiem czy taki był zamysł autora, ale ja płakałam przy tym ze śmiechu
- Mat mówi na początku o tym, że nie poświęcał wcześniej czasu na wizyty w pobliskiej siłowni.
W tamtym okresie coś takiego jak siłownia nie funkcjonowało, poćwiczyć można było tylko w klubach sportowych, czy ośrodkach sportowych, pierwszy komercyjny klub fitness powstał w Polsce dopiero w 1983 roku, pojęcie więc siłowni jako osobnego miejsca do ćwiczenia masy i rzeźby nie istniało.
Siłownie oczywiście istniały. Dokładnie siłownie, wzorcowa chyba była Syrenka w podziemiach Hali Gwardii. To nie był klub fitness ani ośrodek sportowy, oczywiście nazywało się TKKF Ognisko Syrenka ale i tak każdy mówił o tym przybytku siłownia, bo była to klasyczna siłownia, sprzęt do ćwiczeń (Atlas), ławeczki, skosy, sztangi, miejsca do wyciskania i martwego ciągu oraz lustra. Nie było tam miejsca na TBC, BCC, SBU i inne dziwne, dobrze sprzedające się zestawy ćwiczeń. Tam chodziło się pakować a nie lansować.
Wowaksie, Pawle - proszę tylko bez kłótni w moim wątku.
Ja się nie kłóciłem. Odpowiedziałem merytorycznie na merytoryczną wypowiedź. Gdyby tekst o braku siłowni w latach 80tych napisał ktokolwiek inny to ani jednym słowem moja wypowiedź by się nie różniła. Wypowiedź jest merytoryczna i nie ma tam żadnych odniesień personalnych. Nie wypowiedziałem się na temat innych pozycji z listy, bo się na nich nie znam. Nie mam wiedzy na temat plastikowych krzesełek, dredów czy surferów albo skrzyżowań ze światłami w Szczytnie.
Co do siłowni - to akurat ten temat mam dokładnie rozpracowany, bo od 1985 chodziłem do Syrenki, moi koledzy z podwórka kilka lat wcześniej zaczęli chodzić do Błyskawicy. Niezależnie od tego, mój ojciec w tamtym czasie do Syrenki chodził regularnie kilka razy w tygodniu już kilkanaście lat, był jednocześnie sędzią trójboju siłowego w AZSie. Więc raczej wiem o czym piszę.
_________________
to travel hopefully is a better thing than to arrive
Robert Louis Stevenson 'Virginibus Puerisque'
Zdaje się, że była mowa, że akcja dzieje się raczej w drugiej połowie lat 80-tych? Wieść o śmierci Zumbacha mogła dotrzeć do kraju dużo później. Wtedy przepływ informacji był słabowity.
Wowax napisał/a:
- Mat zamawia w barze piwo bezalkoholowe. No, Pani autor, co Pani?
Kto w Polsce słyszał przed 85 rokiem o piwie bezalkoholowym, nie mówiąc już o możliwości kupienia go w byle knajpinie?
Fakt, było co najwyżej piwo ciemne, pamiętam że w Poznaniu była Czarna Perła, z niską zawartością alkoholu (jakieś 1,5-2%?).
Paweł, a czy wtedy mówiło się "idę na siłkę" czy raczej "idę na salę"?
U mnie się chodziło albo na siłownię albo bezpośrednio do "Syrenki" czy "Błyskawicy", to nie było tak jak teraz, że przybytki sportowe były na każdym rogu, więc wszyscy wiedzieli o co chodzi. Swoją drogą, my w wózkowni w bloku też mieliśmy "siłownię", ćwiczyło się na sprzęcie z prętów zbrojeniowych, cegieł itd. Ławeczkę zrobili moi koledzy samodzielnie z desek.
W Błyskawicy nigdy nie byłem ale Syrenka to nie była klasyczna sala ze sprzętem, to była piwnica, szerokości takiej, że pod ścianami mieściły się sprzęty a przez środek była ścieżka z gumoleum. Trudno by było nazwać to salą.
BTW, był jeszcze klub kulturystyczny Herkules i to był pełen wypas.
_________________
to travel hopefully is a better thing than to arrive
Robert Louis Stevenson 'Virginibus Puerisque'
Ostatnio zmieniony przez PawelK 2018-03-14, 19:37, w całości zmieniany 1 raz
Pomogła: 169 razy Wiek: 52 Dołączyła: 05 Kwi 2013 Posty: 32587 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-03-14, 20:20:13
Wowax napisał/a:
Berta von S. napisał/a:
No to niedobrze. Bo gdybym np. chciała zrobić "Jajeczko", albo kolejnego "Śledzika", albo cokolwiek innego, to jak mam Was jednocześnie zaprosić?
Rozwiązań jest co najmniej pięć
Ja widzę cztery, ale żadne mi nie odpowiada.
PawelK napisał/a:
Berta von S. napisał/a:
Wowaksie, Pawle - proszę tylko bez kłótni w moim wątku.
Ja się nie kłóciłem. Odpowiedziałem merytorycznie na merytoryczną wypowiedź.
Wiem, ale wolałam prewencyjnie zdusić w zarodku.
Aga napisał/a:
Scena w barze z koszmarną rodzinką
"-Jak to może się urwać?! (...) Przecież dzieci mogą się zranić!"
Nie wiem czy taki był zamysł autora, ale ja płakałam przy tym ze śmiechu
Zasłonkę akurat wymyśliłam, ale porcelanowa ryba i generalnie ta scenka w 90% jest prawdziwa. Miałam okazję taką oglądać kilka lat temu w pewnym barze na Podlasiu...
Zasłonkę akurat wymyśliłam, ale porcelanowa ryba i generalnie ta scenka w 90% jest prawdziwa. Miałam okazję taką oglądać kilka lat temu w pewnym barze na Podlasiu...
Domyślam się. Takich mamusiek i tatuśków, co dzieciaki w samopas puszczają, a później pretensje do całego świata mają, pełno jest. Mam nadzieję nigdy nie znaleźć się w ich gronie
Pomogła: 169 razy Wiek: 52 Dołączyła: 05 Kwi 2013 Posty: 32587 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-03-14, 23:00:30
Wowax napisał/a:
Opinia ogólna jest jak najbardziej pozytywna, książkę czyta się z dużą przyjemnością, człowiek aż chce się dowiedzieć co będzie dalej - naprawdę pod tym względem pozycja wciągająca i godna polecenia.
Dobry pomysł, fajna fabuła, znakomita lokalizacja geograficzna (…)
Nie można też pominąć jeszcze jednego pozytywu - języka!
Duży plus za posługiwanie się dobrą polszczyzną, ale drugi, w moich oczach jeszcze większy, za to, że nie ma grama dłużyzn i nudziarstwa (…)
Zgrabne dialogi i umiejętność niezwykle plastycznego, wręcz namacalnego opowiedzenia czytelnikowi okolicy (…)
Oczywiście nie można nie wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie - a mianowicie samochodzikowości powieści…
Dzięki za dobrą ocenę - generalną i wspomnianych powyżej elementów.
Teraz co do punktów krytycznych:
Wowax napisał/a:
Po co bowiem uganiać się przez kilka dni po krzakach jaśminu i zaczajać w różnych innych miejscach by odkryć kto jest rywalem, skoro ma się pod nosem bindugę z Hipisem, Hipisem skorym do współpracy i przyjaźnie nastawionym, tylko trochę przymulonym winkiem i jointami?
Hipis się dość nagle rozchorował… A potem wyjechał, wcześniej zaś raczej nie zakładali, ze byłby skłonny do współpracy. Ale faktycznie (już to wspominałam w odpowiedzi na recenzję Kustosza) za łatwo odpuścili po tym ognisku. Powinnam ich tam jeszcze rano wysłać, żeby np. zobaczyli tylko miejsce po Westfalii.
Wowax napisał/a:
wystarczyło pójść w biały dzień do białego domku i dowiedzieć się kto poza wściekłą rodzinką tam pomieszkuje.
Wiedzieli, że pomieszkuje tam Pani Krysia oraz Pożyczko-Ostańce. Sądzili, że to wszystko. Chodzić tam dwa razy próbowali, ale bez efektu. Zresztą Krysia wspominała tylko o rodzinach w dziećmi. Ale faktycznie mogli ją mocniej przycisnąć.
Wowax napisał/a:
No cham i burak z tego Mata - ani me, ani be ani kukuryku. (…) Aż dziw, że Bosman i Ponton po takim wejściu są do niego przyjaźnie nastawieni.
Bosman sam był małomówny raczej, no i zmęczony gadatliwością natrętnych bab, więc to pozytywnie odebrał. A Ponton zwykle koncentrował się głównie na jedzeniu.
Wowax napisał/a:
Pan Bronisław, nagle na stronie 34 staje się na chwilkę Panem Bogdanem
A rzeczywiście! Umknęło mi. Jak to się jednak przydają te szybkie konkursy.
Wowax napisał/a:
,,Puszcza Piska to jeden z największych kompleksów leśnych w Europie, ciągnący się na powierzchni prawie 100 ha,, - no szału nie ma.
Tak, widziałam. Literówka niestety. Na str. 43 jest prawidłowo.
Wowax napisał/a:
Po kilkudziesięciu lub więcej stronach czytelnik orientuje się, że rzecz się dzieje w pierwszej połowie lat 80.
W drugiej miało być. Tego Zumbacha sprawdzałam i wydawało mi się, że wszystko gra. Może niewyraźnie sobie w notatkach zapisałam datę śmierci?
Wowax napisał/a:
- Mat mówi na początku o tym, że nie poświęcał wcześniej czasu na wizyty w pobliskiej siłowni.
Na to już bardzo trafnie odpowiedział Paweł.
Wowax napisał/a:
- Dalej, siostra namawiając Mata na wyprawę wspomina o tym, że ,,zabytkowy pawilon niszczeje w rękach jakieś bałaganiarskiej agencji rolnej,,
Racja, mój błąd. Podobnie jak plastikowe krzesła i bezalkoholowe piwo. Dokładniej już o tym dyskutowaliśmy wcześniej, bo wątek PRL-owskich błędów się kilkakrotnie przewijał, było zresztą tych błędów więcej... Najwyraźniej za mocno jednak siedzę we współczesności i sklerozę mam.
Co do kolczyków w pępku nie mam zdania, bo szczerze mówiąc nie pamiętam, kiedy się pojawiły – nikt w moim najbliższym otoczeniu nie posiadał takiego. Dredy wydaje mi się, że już w liceum widywałam, ale głowy nie dam sobie za to uciąć. Przy windsurfingowcach będę się nadal upierać, bo pływali w drugiej połowie lat 90. po Nidzkim i mieszkali na Drapaczu.
Pomogła: 169 razy Wiek: 52 Dołączyła: 05 Kwi 2013 Posty: 32587 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-03-15, 00:31:08
Wowax napisał/a:
=
Jan Zumbach zmarł 3 stycznia 1986 roku.
Skoro Twoim zamiarem było umieszczenie czasu akcji w drugiej połowie lat 80,
to przyznaj, że sama sobie strzeliłaś w stopę z tym Zumbachem.
Ewidentnie te nieszczęsne zdania o nim zawarte w powieści lokalizują czas akcji najdalej w roku 1985.
Przyznałam przecież.
Tłumaczę jedynie, że ów błąd nie wynikał z zaniedbania i braku riserczu, tylko coś mi się musiało z liczbami pomerdać.
Wowax napisał/a:
Berta von S. napisał/a:
Bosman sam był małomówny raczej, no i zmęczony gadatliwością natrętnych bab, więc to pozytywnie odebrał. A Ponton zwykle koncentrował się głównie na jedzeniu.
Zgrabne tłumaczenie, ale mnie nie przekonuje
Nie chodziło mi bowiem o podejście Pontona i Bosmana, ale o nienaturalność zachowania Mata.
Ja w nim nie widzę nic nienaturalnego. Gość podszedł do obcej grupy. Jest raczej nieśmiały. Babki cały czas nawijają i emablują gospodarza. Więc w milczeniu się przysłuchuje i obserwuje towarzystwo. Znam wiele osób, które by się podobnie zachowały. Sama bym pewnie w takiej sytuacji za wiele nie mówiła. Nie każdy jest takim gadułą, ja Ty.
Wowax napisał/a:
Tyle, że w liceum to byłaś pod koniec lat 80, a nie w ich pierwszej połowie
No i właśnie - jak już wspominałam - pisząc miałam na myśli drugą połowę.
Wowax napisał/a:
Berta von S. napisał/a:
Przy windsurfingowcach będę się nadal upierać, bo pływali w drugiej połowie lat 90.
A co to ma do pierwszej połowy lat 80?
No sam widzisz, że ja mam jakąś dysfunkcję z cyframi. "W drugiej połowie lat 80." chciałam oczywiście napisać.
_________________ Drużyna 5
Ostatnio zmieniony przez Berta von S. 2018-03-15, 00:32, w całości zmieniany 1 raz
Pomogła: 169 razy Wiek: 52 Dołączyła: 05 Kwi 2013 Posty: 32587 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-03-15, 01:45:00
Wowax napisał/a:
Tak, czy siak nie wyszła Ci ta wolta ze zmianą epoki najszczęśliwiej.
I jak teraz przejrzałem wcześniejsze komentarze i opinie, to widzę, że nie ja jeden zwróciłem na to uwagę.
Wiem, 99% krytycznych uwag tego dotyczy.
Wowax napisał/a:
Zgadzam się z Kustoszem w twierdzeniu, że to wygląda trochę tak, jakbyś już po napisaniu stwierdziła, że umieścisz akcję nie współcześnie, a w latach 80.
Nie, od początku pisałam z myślą o latach 80, tylko mi się 90. za mocno w pamięci na nie nałożyły.
Berta von S. napisał/a:
Bosman sam był małomówny raczej, no i zmęczony gadatliwością natrętnych bab, więc to pozytywnie odebrał. A Ponton zwykle koncentrował się głównie na jedzeniu.
Zgrabne tłumaczenie, ale mnie nie przekonuje
Nie chodziło mi bowiem o podejście Pontona i Bosmana, ale o nienaturalność zachowania Mata.
Ja w nim nie widzę nic nienaturalnego. Gość podszedł do obcej grupy. Jest raczej nieśmiały. Babki cały czas nawijają i emablują gospodarza. Więc w milczeniu się przysłuchuje i obserwuje towarzystwo. Znam wiele osób, które by się podobnie zachowały. Sama bym pewnie w takiej sytuacji za wiele nie mówiła. Nie każdy jest takim gadułą, ja Ty.
Zgadzam się z Bertą, w pewnych sytuacjach jak najbardziej można zyskać pozytywną opinię otoczenie, nawet mało się odzywając...
Wowax napisał/a:
Berta von S. napisał/a:
Dredy wydaje mi się, że już w liceum widywałam,
Tyle, że w liceum to byłaś pod koniec lat 80, a nie w ich pierwszej połowie
Dredy spokojnie mogły być widywane nawet w pierwszej połowie lat 80-tych, bo już wtedy nastąpił wybuch zainteresowania muzyką reggae w Polsce. Sam bywałem na takich koncertach w poznańskiej Arenie w 1 połowie lat 80-tych!
Dredy to spokojnie już w pierwszej połowie lat 80-tych nosili. Sąsiad moich dziadków miał, stąd pamiętam. Wywoływał co prawda zgorszenie na wsi, no ale nosił .
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.