PanSamochodzik.net.pl Strona Główna
FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy Rejestracja  Album  Zaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Pan Samochodzik i Ojciec Zarządzający
Autor Wiadomość
Robinoux 
Twórca
Autor książek dokumentalnych oraz poezji



Pomógł: 8 razy
Wiek: 52
Dołączył: 15 Sty 2010
Posty: 5001
Skąd: inąd
Wysłany: 2014-02-14, 09:14:03   Pan Samochodzik i Ojciec Zarządzający

Berta, sapiąc i ocierając pot z czoła rozstawiła wreszcie statyw i wszyscy zaczęli ustawiać się do zdjęcia. Najtrudniej było z Aldoną, którą najpierw trzeba było rzeczywiście zdjąć... z drzwi lodówki, przyssała się bowiem do nich niemiłosiernie, próbując wyniuchać i wycmoktać przez pancerne drzwi zawartość zamkniętego na kłódkę urządzenia.
- Robinoux, popraw włosy – rzuciła czarownica, próbując jednocześnie nakarmić uwięzionego w obiektywie szpaka.
- Po co ci ten ptak? - Zet układając się na stercie przywleczonych ze sobą książek ze zdziwieniem popatrywał na dziobiące czarownicę po rękach, wystraszone najwidoczniej stworzenie.
- Przecież się mówi „Uwaga, zaraz wyleci ptaszek”. Każdy prawdziwy fotograf tak mówi.
- A ja zawsze myślałem, że to tylko fotografowie – pedofile tak mówią.
- Dobeeeeek!!!
- No co? - von Dobeneck obżerając się ukradkiem schowaną przed Aldoną mirunią zrobił minę godną niewinnego dziecięcia. Przy jego tuszy i wyłysiałym łbie wyglądało to zdecydowanie niewiarygodnie.
Berta skończywszy sapać stanęła przed rozchichotanym towarzystwem i kazała wstrzymać oddech
- Ile czasu mam nie oddychać? - spytała Iwmali, ocierając włochate stopy o plecy Nietajenki.
- 3 sekundy - warknęła Berta - aż do błysku lampy.
- O nie! Zaprotestowała Aldona - Ja teraz jem to nie moge nie oddychać. Nie mam skrzeli jak Robinoux.
- Ja mam skrzela? - zaskoczony Robinoux zaczął macac się po głowie.
- Ja mam włochate stopy to Ty możesz mieć skrzela - spokojnie stwierdziła Iwmali zastanawiając się czy depilacja jej raciczek przyniesie wymierne korzyści.
Berta usiadła w kąciku i zaczęła się zastanawiać jak całe to towarzystwo uchowało się tyle lat bez pobytu w szpitalu dla sprawnych wyjątkowo inaczej.

- No dobra już, przestań się dąsać – Robinoux nie doszukawszy się na sobie rybich szczegółów, poklepał Bertę przyjaźnie po ramieniu. Czarownica odzyskawszy oddech odwzajemniła klepnięcie, po czym ponownie zajęła miejsce przy statywie.
Całość ekspozycji przypominała trochę „Grupę Laokona” - W centrum stał von Dobeneck, po bokach mając Konfiturka i Aldonę, wokół których owijał się robiący za węża Emes, cokół stanowił spoczywający na przywleczonych z „Kicka” woluminach Zet. Milady chrzęszcząc pancerną bielizną próbowała wkomponować się pomiędzy Aldonę i Dobka, Yvonne zajęta uspokajaniem niesfornego potomstwa przebiegała co chwila wokół całej grupy, niczym mickiewiczowski kometa.
Nie było tylko Robinouxa – zbierał się po klepnięciu Berty gdzieś w okolicach mostu Śląsko-Dąbrowskiego.

- Uwaga! - wszyscy wstrzymali oddech. Aparat Berty stanowił dziwne połączenie współczesnej japońskiej technologii z magią z czasów, kiedy słońce było bogiem – nigdy nie było wiadomo jaki będzie efekt końcowy. Niektórzy przezornie zamknęli oczy, tudzież zwarli jak najciaśniej wszelkie cielesne otwory. Minęła minuta,potem druga...
- Długo tak mam stać? - Milady splunęła resztką tytoniowej prymki w stronę wycelowanego w nich obiektywu. Rura wyglądała jak zardzewiała lufa od niemieckiego „tygrysa”, czym w istocie pierwotnie była.
- Nie denerwuj się kochanie. - Dobek zamilkł momentalnie po tych słowach, czując na gardle tępe ostrze mizerykordii.
- Spokój! - Jeszcze brzmiała w powietrzu ostatnia głoska owego ostrzeżenia, gdy potworny błysk jakby tysiąca bomb wodorowych rozjaśnił pomieszczenie. Fala uderzeniowa wymiotła wszystkie drzwi w całym budynku a w promieniu kilometra wokół kamienicy zawyły wszystkie okoliczne psy.
_________________


"Agencja Detektywistyczna. Tanio i dyskretnie. Paryż Bulwar Clochardów 10"
Ostatnio zmieniony przez Robinoux 2014-02-14, 15:28, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Robinoux 
Twórca
Autor książek dokumentalnych oraz poezji



Pomógł: 8 razy
Wiek: 52
Dołączył: 15 Sty 2010
Posty: 5001
Skąd: inąd
Wysłany: 2014-02-14, 10:09:30   

Niezorientowanemu czytelnikowi wypada wyjaśnić co działo się z naszymi bohaterami od czasu sławetnych poszukiwań energetycznego centrum Ojca Prowadzącego, niestety większość tych nader ciekawych informacji pozostanie na razie ukryta, albowiem ujawnienie ich mogłoby przyprawić słabsze konstrukcyjnie jednostki przynajmniej o palpitacje. Dość rzec, że pojawiły się tymczasem w kręgu bohaterów nowe persony, jako to – Emilia Starzak – pisarka, autorka sławnej „Perły browaru w Będzinie”, Święty – obwieszony bronią kumpel von Dobenecka, czy też Jasio Praptak – kolejny wykolejony literat, żyjący głównie z porannego zbioru puszek po napojach delikatnie wyskokowych. Całe to szemrane towarzystwo spędzało dnie głównie na ryciu w ziemi, fotografowaniu tajemniczych, wyrytych w śniegu tuneli oraz pisaniu marnych gatunkowo wierszydeł, z błogą nadzieją, że trafi im się w końcu sprawa z pierwszych stron gazet. Jak dotąd jednak przebywali wyłącznie na ostatnich stronach – głównie w działach „kryminalne” i „ogłoszenia drobne”. Po zniknięciu Ojca Prowadzącego pałeczkę czarnego charakteru przejął z urzędu niejaki Ojciec Zarządzający, któremu dzielnie asystowała Iwmali, dodawszy sobie dla animuszu numerek drugi. Niech czytelnik jednak nie da się zwieść owej pozornej skromności – w swojej zarośniętej czaszce snuła ona przewrotne intrygi, zamierzając zaprowadzić dyktatorskie rządy za pomocą bacika i wymierzanych od czasu do czasu kopniaków swoich legendarnych już stópek. To o niej prorokowała Seweryna Szmaglewska, dla niepoznaki zmieniając przymiotnik w tytule swojej książki. „Trochę terroru nie zawadzi” - mruczała Matka Wspomagająca każdego ranka, szkoląc Molkę za pomocą albumu ze zdjęciami członków dawnego Ersatzkommando MO. Pies przyglądał się z zainteresowaniem fizjonomiom. „Tego, jak zobaczysz, zawsze dokładnie obwąchuj. Szczególnie kieszenie – ma zawsze kilka dodatkowych po wewnętrznej stronie mankietów spodni. Jakbyś wyczuła bimber – od razu mi mów.” Zdjęcie przedstawiało chrapiącego na leżance Nietajenkę, brudnego i zarośniętego, piastującego w objęciach pusty gąsior po nalewce. „A tego, łysego węża strzeż się – to wyjątkowo podstępna kreatura.” - Emes na zdjęciu trzymał w ręku niewypał – jeden z eksponatów swojej kolekcji wykopków. Molka pokręciła nosem i szczeknęła. „Tak, tak, skarbie. Masz rację – on nas wszystkich kiedyś załatwi.” Tymczasem Ojciec Zarządzający gryzł się z myślami. Weszło mu to do tego stopnia w nawyk, że zamówił sobie nawet specjalne nakładki na zęby i ochraniacze na pośladki – bywały dni, kiedy myśli były wyjątkowo wredne. Przyzwyczajony do tej pory do roli czynnika tworzącego równowagę gatunkową nie mógł wejść w skórę przedstawiciela ciemnej strony mocy. Przymiotnik „szary” sprawiał, że czarne odpadało co i rusz, ukazując dobrotliwe oblicze niewinnego łowcy myszek. Wysiadywał całymi dniami na gałęzi, tęskniąc za Czesławem i obserwując okolicę. Kamienica naszych bohaterów zakotwiczyła tymczasem na ciemnym podwórku przy ulicy Narbutta w Warszawie – w rewirze Berty. Berta od czasu sławetnej adaptacji „Dziadów” przebywała w niejasnej maści eonach, powracając stamtąd na początku ubiegłorocznej zimy, z niejakim uszczerbkiem na umyśle, ale za to wzbogacona w pewne umiejętności magiczne, więc wszyscy starali się schodzić jej z drogi. Von Dobeneck, poszkodowany w ostatnim starciu z Robinouxem, przebywał głównie na Podlasiu, łowiąc w tamtejszych ostępach mirunie i pisząc tęskne heavymetalowe lub punkowe kołysanki o tytułach „Poderżnij mi gardło Milady” czy „Chrup, chrup – szpadlem w grób”. Brunia powróciła do słonecznej Australii, pojawiła się za to Yvonne z bandą rozwrzeszczanych harcerzy, których żarłoczność dorównywała niemal żarłoczności Aldonki. Niemal – to dobre słowo. Aldonka pomimo rozlicznych psychoterapii i kuracji (Nietajenko załatwił jej leczenie we Fromborku) żarła nadal co popadło, gdzie popadło, nie mówiąc o tym – jak popadło, wskutek czego pozostali członkowie grupy budzili się, bywało, nad ranem, z okrzykiem „ja nie mam co na siebie włożyć. Bezpieczna pod tym względem była jedynie Milady – jej druciane majtki oparły się wszelkim atakom koleżanki. Nie oparł się natomiast Julian – od pewnego czasu paradujący z, pokrytym bliznami w kształcie zębów, ogonem. Innymi słowy - dni płynęły dość sennie i nic ciekawego się nie działo, do czasu wymyślenia przez kogoś nieszczęsnego konkursu fotograficznego
_________________


"Agencja Detektywistyczna. Tanio i dyskretnie. Paryż Bulwar Clochardów 10"
Ostatnio zmieniony przez Robinoux 2014-02-14, 15:31, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Szara Sowa 
Ojciec Zarządzający



Pomógł: 153 razy
Wiek: 57
Dołączył: 24 Paź 2008
Posty: 48392
Skąd: Poznań
Wysłany: 2014-02-14, 11:48:00   

Zaczyna się obiecująco! :564:
_________________
Drużyna 2

Nasze forum na facebooku: ./redir/facebook.com/pansamochodzikforum
Nasza forumowa geościeżka keszerska: ./redir/pansamochodzik.net.pl/viewtopic.php?p=240911#240911

 
 
Iwmali2 
Maniak Samochodzika
Były administrator



Pomogła: 3 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 14 Lip 2013
Posty: 7447
Skąd: Szczecin
Wysłany: 2014-02-14, 12:26:47   

Normalnie odpłynęłam ze śmiechu, biedna Szara Sowa, a może Czarna Sowa? :D
_________________
 
 
Nietajenko 
Forumowy Badacz Naukowy
Ojciec dwójki dzieci



Pomógł: 33 razy
Wiek: 46
Dołączył: 25 Lip 2011
Posty: 11847
Skąd: Olsztyn
Wysłany: 2014-02-14, 12:52:19   

O Dzizus, czy Nietajenko już nigdy się nie pozbędzie swojej przypadłości?! ;-) Piękny początek Pana Samochodzika i Ojca........ sezon 2. Już ostrzę zęby na ciąg dalszy (ups! zaraz to ostrzenie zębów Robinoux wykorzysta wszak przy nim należy uważać co się mówi ;-) ).

P.S. Kolego Robinoux, może przeniesiesz jeszcze ostatni akapit aldonkowy by tym akcentem spuentować owocną współpracę?

P.S.2 Szara Sowo, czy byłbyś uprzejmy przesłać mi Ojca edycję 1 na maila?
_________________
 
 
Robinoux 
Twórca
Autor książek dokumentalnych oraz poezji



Pomógł: 8 razy
Wiek: 52
Dołączył: 15 Sty 2010
Posty: 5001
Skąd: inąd
Wysłany: 2014-02-14, 13:16:54   

Strumień energii wyemitowany przez aparat Berty, rozmazując po drodze resztki nieszczęsnego szpaka, odbił się, ulegając jednocześnie wzmocnieniu, od bramek na autostradzie A2 i pomknął w kierunku terenów dawnego województwa pilskiego. Główna porcja neutrino, wzbogacona wyrwaną spomiędzy zębów Aldony marchwią uderzyła w betonową plombę „Huberta” - potężnego dębu o obwodzie sześciuset trzydziestu centymetrów - ozdoby lasów w okolicy Jastrowia. Wiewiórka przebiegająca, nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności wtedy właśnie, po pradawnym pomniku przyrody, spłonęła w mgnieniu oka. Dąb o dziwo ocalał, zaskrzypiał jeno nieco a szelest liści z nieregularnego stał się dziwnie rytmiczny. Wprawne ucho odróżniłoby w tym poszumie nadawany alfabetem Morse'a dziwnej treści komunikat: „Kleine prosiątko po polu gelaufen mit grose maciora”. Niezwykłej, zielonkawej barwy promienie wytrysnęły z korony drzewa i wzmocnione oparami myśliwskich opowieści, jakie od lat nasączały korę olbrzyma, pognały dalej. Każdy z nich w kierunku jednego z betonowych pomników ustawionych przed laty na linii dawnego Wału Pomorskiego. W Wałczu, Jastrowiu, Szwecji, Podgajach, Zdbicach, Golcach, Nadarzycach, Tucznie i Mirosławcu ogromne miecze grunwaldzkie zatrzęsły się od rękojeści aż po czubki godzących w ziemię ostrzy. Przylepione do mieczy „kurice” załopotały skrzydłami. Pradawne Zło, drzemiące od dawna, ocknęło się nieoczekiwanie i klepnąwszy nieszczęsne berlingowskie orły po zasępionych łbach zarżało radośnie. Tubylcy opowiadali później o dziwnych zjawiskach jakimi brzemienna była ta noc i kolejne po niej. Owo w pilskich lasach, o północku, spotkać można było jadącego na jeleniu ducha wojewody Ś., pokrzykującego: „Zielono mi, oj zielono”. Zwisający nad Gwdą pod Jastrowiem stary most kolejowy, wyprostował się, przepuszczając po swym cielsku nocą niezliczone niemieckie pociągi – widma, stojące dotąd cierpliwie na zaświatowych bocznicach. Od ich hałasu z rzecznych odmętów wyniosły się wszystkie pstrągi, a nawet bytujący w tych stronach od dawna Kuba Topielec – ostatni z siedemnastowiecznych szkockich osadników. Szatańskie fluidy sięgnęły drapieżnymi pazurami na północ i północny zachód. Betonowa pepesza na cmentarzu w Bornym Sulinowie wystrzeliła salwę w kierunku resztek dawnej willi Guderiana, a ci, którzy byli tego świadkami, przysięgali, że słyszeli na własne uszy wznoszący się w niebo okrzyk: „Uraaa!” Z jeziora Pile wynurzył się podwodny las, zaś zwisające dotąd spokojnie z jego gałęzi, zakonserwowane promieniowaniem paczki po „biełomorach”, pofrunęły, nucąc dumki, w poszukiwaniu otwartego na wschodnią stronę okienka. W rezerwacie „Kozie Brody” przebudziły się błędne ogniki – duchy nieuczciwych geometrów - powyciągawszy z grobów teodolity, zaczęły harcować po dawnych pegeerowskich polach, płosząc szukające ustroni parki nastolatków. Nawet zaklęta w kamień karczma pod Margoninem na nowo otwarła swoje podwoje, mamiąc wędrujących nocami moczymordów, ofertą darmowych drinków. Niejeden miejscowy ochlapus nie powrócił już nigdy do domu. Inna rzecz, że nikt po nich specjalnie nie płakał.
Było to wszystko jednak niczym w porównaniu z nadchodzącymi z szybkością błyskawicy nowymi wypadkami...
_________________


"Agencja Detektywistyczna. Tanio i dyskretnie. Paryż Bulwar Clochardów 10"
Ostatnio zmieniony przez Robinoux 2014-02-24, 00:39, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Z24 
Forumowy Badacz Naukowy



Pomógł: 67 razy
Wiek: 61
Dołączył: 01 Gru 2012
Posty: 11311
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2014-02-14, 17:35:31   

To moja najmocniejsza przygoda z literaturą od czasu jak ca trzydzieści lat temu schlałem się jak nieboskie stworzenie z prawnukiem dramaturga i plastyka Stanisława W. ;-) .
_________________
Z 24
 
 
Robinoux 
Twórca
Autor książek dokumentalnych oraz poezji



Pomógł: 8 razy
Wiek: 52
Dołączył: 15 Sty 2010
Posty: 5001
Skąd: inąd
Wysłany: 2014-02-15, 10:21:15   

***

- Może zajdź ją od tyłu?
- Czasem się zastanawiam, czy ci ten tytoń na mózg nie pada za bardzo. Przecież ona nie ma tyłu.
To fakt. Czarna dziura nie ma tyłu. Chłonie wszystko w swoim zasięgu całą powierzchnią i piorun wie, co się z tym dalej dzieje. Niektórzy fizycy twierdzą, że kiedyś to odda, ale kiedy i w jakim stanie? Mroczna kula o średnicy około pięciu centymetrów, fruwająca po salonie, według wszelkich oznak była klasyczną czarną dziurą. Około pięciu, ponieważ centymetr krawiecki, za pomocą którego Berta próbowała zmierzyć obwód obiektu został po prostu pożarty. Podobnie zresztą jak „Gęste z rzadkim” - pamiątkowy obraz pędzla nieznanego artysty i o równie nieznanej treści oraz kolekcja wykopanych niewybuchów Emesa, spoczywająca dotąd bezpiecznie w wypełnionej morskim piaskiem skrzyni w korytarzu. Po „Amelii” - tak postanowiono ochrzcić dziurę, zgodnie z tradycją nazywania wszelkich katastroficznych zjawisk kobiecymi imionami – zupełnie nie było widać, że coś zjadła. Okrążała salon już po raz trzeci, od swojego pojawienia się, wkrótce po fatalnej sesji fotograficznej. Co do zdjęcia – zdjęło jedynie część garderoby z pozujących, elektryzując za jednym zamachem sierść Iwmali. Na kliszy widać było ciemne smugi – nie wiadomo, czy skutek naświetlenia, czy ślad po poprzednim właścicielu, była bowiem wykonana ze starej onucy, wyszabrowanej z wojskowych magazynów.
- A może zawołamy Wyrocznię? - Szara Sowa, siedząc na żyrandolu obserwował nieufnie poczynania „Amelii”, zwyczajem sów okręcając głowę o sto osiemdziesiąt stopni, gdy dziura chowała mu się za plecy.
- A w życiu! Jak go znam, to o tej porze cierpi na pewien syndrom, jak chcesz wiedzieć jaki, to zapytaj Nietajenkę – zawsze zajmują ex aequo miejsce w tych zawodach. Choć Nietajenko ma jeszcze resztki przyzwoitości i nie lata nago w samych kapciach po Wybrzeżu, wołając do łowiących go strażników miejskich - „Waćpanowie – crestite et multiplicamini!” Uwaga!
Ostrzeżenie przyszło w samą porę - „Amelia” podkradła się cicho do Yvonne i próbowała drapnąć jej okulary. Dziewczyna odskoczyła i wpadła na Zeta, przeglądającego właśnie jakiś album. Zet wydobyty nieoczekiwanie z estetycznej ekstazy, widząc nadlatującą dziurę zamachnął się trzymanym w ręku tomem... i po sekundzie trzymał już tylko obwolutę.
- Nieeee!!!!
Siedemnastego czerwca tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego szóstego, wczesnym popołudniem, pewien przerośnięty kolega próbował odebrać Zetowi wyszabrowany z muzeum folder o kolumbijskim złocie. Po koledze została tylko naklejka z wina „Pan Jabu”. „Amelia” nie mogła o tym wiedzieć, bo i skąd. Jej pech. Czasami na mapach sporządzanych przez prognostyków pogody widać dwa zderzające się wiry powietrzne, ale mapa, czy nawet satelitarne zdjęcia, nie są w stanie oddać całej grozy tego zjawiska. Trzeba tam być, trzeba poczuć to na własnej skórze. Czasami ktoś ocaleje. Rozbitkowie z zatopionych statków, osiwiali w ciągu jednej godziny, pogrążeni do końca swoich dni w obłędzie, wyją i moczą się ze strachu za każdym, nawet lekkim podmuchem wiatru, ciągle mając przed oczyma starcie potwornych żywiołów. Słowo Armageddon wydaje się w takich sytuacjach nieadekwatne, wręcz śmieszne, lecz innego nie ma do dyspozycji. To były dwa wiry – z jednej strony mały czarny, na pierwszy rzut oka zupełnie niegroźny, z drugiej – dużo większy, powiewający dziko najeżonym wąsem, rykiem strącający ze ścian pozostałe obrazy, rwący firany, wywalający dopiero co wstawione po niedawnym pandemonium drzwi. W pierwszej chwili wydawało się, że czarna dziura zwycięży - pochwyciła ramię Zeta i z siłą potwornego magla zaczęła je wykręcać do góry. Jednak zaprawiony w bojach bywalec wielu stołecznych i podstołecznych mordowni był jak berserk. Spożyta na czczo alpaga, w połączeniu z wściekłością, wywołaną zabraniem przez kosmicznego przybysza cennego albumu, dały czysty nordycki efekt nawet bez zwierzęcej skóry. Wyrwaną z regału półką Zet walił „Amelię” gdzie popadło, aż ta w końcu zaczęła dawać za wygraną. Najpierw puściła rękę przeciwnika, a potem, warcząc głucho, wycofała się do łazienki, gdzie przywarowała w kąciku, skamląc i liżąc rany. Zapadła cisza, przerywana jedynie charczeniem wracającego do równowagi wojownika.
- … (Ze względu na przyzwoitość pomijamy pierwszą część wypowiedzi naszego bohatera) ja nie mogę się tak denerwować. Ja mam nadciśnienie.
_________________


"Agencja Detektywistyczna. Tanio i dyskretnie. Paryż Bulwar Clochardów 10"
Ostatnio zmieniony przez Robinoux 2014-02-16, 11:07, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Z24 
Forumowy Badacz Naukowy



Pomógł: 67 razy
Wiek: 61
Dołączył: 01 Gru 2012
Posty: 11311
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2014-02-15, 13:47:13   

:D :D :D ...aż do zdechu.... i dłużej.
_________________
Z 24
 
 
Berta von S. 
Twórca
nienackofanka



Pomogła: 169 razy
Wiek: 52
Dołączyła: 05 Kwi 2013
Posty: 32587
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2014-02-16, 00:55:32   

:564:
Widzę, że wpadłeś w kreacyjny szwung!
I jak zwykle pełne odniesień... :D
_________________
Drużyna 5

 
 
Robinoux 
Twórca
Autor książek dokumentalnych oraz poezji



Pomógł: 8 razy
Wiek: 52
Dołączył: 15 Sty 2010
Posty: 5001
Skąd: inąd
Wysłany: 2014-02-16, 20:38:40   

***
Jasio Praptak miał wizję. Nie było w tym nic dziwnego, wiele osób od początku świata miewało wizje. Szamani, prorocy, delficka Pytia, Martin Luther King. Czasem wskutek nadprzyrodzonych oddziaływań, czasem czysto przyrodzonych skutków głodu lub zażywania rozmaitych, nie zawsze legalnych substancji typu meskalina. Widywano UFO, bogów, anioły, rozmaitej maści istoty demoniczne, symfonię powszechnego braterstwa, szczęśliwe cyfry mające uzasadnić przepuszczenie majątku w Monte Carlo i tym podobne zjawiska. Jasiowi ukazała się kobieta w prawie przezroczystej szacie, podzwaniająca złotymi bransoletkami okrywającymi kształtne nadgarstki i kostki u nóg, co sprawiło, że nieszczęśnik zastygł z otwartymi ustami i wybałuszonymi w cielęcym zachwycie oczyma.
- Co się gapisz durna pało?
Literat wybełkotał coś, co dałoby się tu przedstawić jedynie onomatopeicznie a co nie miało najmniejszego sensu. Zjawisko wzdrygnęło się z obrzydzenia, najwidoczniej na widok nieogolonej paszczęki wieszcza, tudzież stroju, stanowiącego naśladownictwo wprost doskonałe strojów zbójców z ballady Mickiewicza „Powrót taty.”
- O Pani moja Izydo, pani tronu, czcigodna małżonko wielkiego Ozyrysa, dlaczego karzesz mnie widokiem tej mordy? Czyżbym uchybiła ci w czymkolwiek? Czyż moje usługi były ci niemiłe?
Jasio wymamrotał kolejną onomatopeję a na jego licu wykwitł uśmiech będący czymś pośrednim pomiędzy wyrazem pyska jaki przybiera niedorozwinięty szympans na widok wiązki bananów a fizjonomią jaką miałby lemowski Kontemplator Bytu Szczęsny, gdyby takowy nie był jedynie wykwitem wyobraźni fantasty.
- Matko moja, nie daj mi dłużej patrzeć na tego imbecyla i ześlij jakąś inteligentną istotę ludzką, przez którą mogłabym nawiązać kontakt ze światem a obiecuję, że już nigdy nie spotkam się z tym byczkiem Imhotepem i żyć będę w czystości po kres swoich... tfu, co ja plotę, przecież ja już dawno nie żyję! Słuchaj, ty... Do ciebie mówię debilu! Masz tam jakiś móżdżek, wnuku najbardziej skretyniałego ze skarabeuszy?
Do poety dotarło jedyne, co mogło dotrzeć w stanie w jakim się znajdował, a mianowicie, że zjawa, choć zdająca się być uosobieniem jego męskich pragnień, uraża jednakowoż męską tym razem ambicję, obrzucając go epitetami podającymi w wątpliwość intelekt nie tylko jego, lecz także całego zastępu jego przodków. To ostudziło nieco zachwyt Praptaka a na twarzy pojawiło mu się znamię sfatygowanego dniem wczorajszym intelektu.
- Sza... sza...
- Będziesz mnie tu uciszał eunuchu jeden?!
Jasio pokręcił głową, przez co wizja straciła nieco na ostrości.
- Szanowna... pani z... zzz... zzz...jawo...
- Nie jestem żadną zjawą ćwoku. Jestem Athenais, ostatnia kapłanka w świątyni Izydy na wyspie File.
Jasio zamknął oczy. Zjawa zniknęła, ale głos słychać było nadal.
- Czy możesz mi powiedzieć ty wypierdku Anubisa, gdzie ja w ogóle jestem? Pewnie sama prędzej czy później na to wpadnę, gdyż mądrzejszej ode mnie niewiasty na całej naszej wyspie nie uświadczysz, ale ułatwiłoby mi, gdybyś podał jakieś bliższe namiary na to zapomniane przez bogów miejsce.
Nazwa była dość trafna, gdyż w trakcie widzenia Jasio znajdował się w pokoiku, jaki bezdomnemu skrybie, z litości nad jego losem, wynajęła Iwmali. Locum miało około czterech metrów kwadratowych i było dawniej korytarzową wnęką na parterze, mieszczącą szafę na ubrania. Światło pochodziło ze sztucznego źródła – upstrzonej muszymi odchodami czterdziestowatowej żarówki, nie będącej w stanie rozproszyć mroków zalegających kąty pomieszczenia, gdyż z niewiadomych dla nikogo przyczyn Jaś postanowił wytapetować je na czarno. Dobek twierdził, że w ten sposób poeta wprowadza się w nastrój odpowiedni dla swojej twórczości. Mniejsza jak tam w rzeczywistości było, faktem jest, że dziupla owa, z podłogą zastawioną opróżnionymi butelkami po krajowych tanich winach, była, dla pochodzącej z szóstego wieku naszej ery kapłanki Izydy, najmniej odpowiednim miejscem do ukazywania się. Naraz skrzypnęły drzwi i potok jasnego światła wdarł się do nory Praptaka, przecinając na pół postać starożytnej niewiasty.
- Jasiu, choć na górę, nie uwierzysz, stało się coś dziwnego.
Fakt, że Yvonne nie zauważyła Athenais nie był dla literata niczym zaskakującym – rzadko zdarzają się zbiorowe halucynacje.
- To twoja kobieta? - zjawa zmierzyła dziewczynę od stóp do głów spojrzeniem pełnym łaskawej wyższości. - Nie rozumiem, co ona w tobie widzi.
- Znowu zapiłeś? Ech... Choć, zrobię ci herbaty.
Jasio zamachał rękami w jakimś dziwnym tańcu i stwierdziwszy, że na górze nie może mu się przydarzyć nic dziwniejszego od tego, co spotkało go do tej pory, zrezygnowany dźwignął się z barłogu.
- Wyobraź sobie – w mieszkaniu pokazała się czarna dziura, wiesz, taka, co to wszystko połyka.
Jasiu ożywił się: połyka wszystko, może pochłonie też jego halucynację, choć z drugiej strony trochę szkoda. Kątem oka spojrzał na nieco bardziej przezroczystą w świetle jaśniejszych żarówek klatki schodowej Egipcjankę.
- Zet ją trochę przetrzepał a teraz, wyobraź sobie, lata wszędzie za nim i wypromieniowuje jakieś serduszka. Normalnie się zakochała chyba.
- Co ta nieszczęsna niewolnica plecie? Jaka czarna dziura? Jaki zet? Czy ty mi możesz wreszcie powiedzieć do jasnej chęci, gdzie ja jestem?
Jasio ścisnął rękoma obolałą głowę i z determinacją powędrował na trzecie piętro starając się ignorować dobiegające go z dwu stron natrętne damskie głosy...
_________________


"Agencja Detektywistyczna. Tanio i dyskretnie. Paryż Bulwar Clochardów 10"
 
 
Protoavis 
Admin Emeritus
Archeolog książkowy



Pomógł: 48 razy
Dołączył: 13 Sty 2013
Posty: 6785
Skąd: PRL
Wysłany: 2014-02-16, 20:43:43   

:053: :564:
_________________
Nasze forum na facebooku: ./redir/facebook.com/pansamochodzikforum

 
 
Iwmali2 
Maniak Samochodzika
Były administrator



Pomogła: 3 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 14 Lip 2013
Posty: 7447
Skąd: Szczecin
Wysłany: 2014-02-16, 20:51:09   

Robinoux napisał/a:
- Nie jestem żadną zjawą ćwoku. Jestem Athenais, ostatnia kapłanka w świątyni Izydy na wyspie File.

:D :D :D
_________________
 
 
Berta von S. 
Twórca
nienackofanka



Pomogła: 169 razy
Wiek: 52
Dołączyła: 05 Kwi 2013
Posty: 32587
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2014-02-16, 21:11:11   

Boże, Rob, co Ty łykasz???!!! :okulary2: :D
_________________
Drużyna 5

 
 
Robinoux 
Twórca
Autor książek dokumentalnych oraz poezji



Pomógł: 8 razy
Wiek: 52
Dołączył: 15 Sty 2010
Posty: 5001
Skąd: inąd
Wysłany: 2014-02-16, 21:20:45   

A dostałem flaszkę od jednego Czukczy :D Trochę mi się wylało na kota, to zaczął śpiewać bidulek "Marsyliankę"
_________________


"Agencja Detektywistyczna. Tanio i dyskretnie. Paryż Bulwar Clochardów 10"
 
 
Yvonne 
Maniak Samochodzika
Witaj Przygodo!



Pomogła: 11 razy
Wiek: 45
Dołączyła: 28 Wrz 2012
Posty: 7317
Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 2014-02-16, 21:54:06   

Robinoux napisał/a:
Trochę mi się wylało na kota, to zaczął śpiewać bidulek "Marsyliankę"


Aby poprawnie? :diabelek:
_________________
Zapraszam na mój blog:

www.odbiblioteczkidoszafy.blogspot.com


 
 
Robinoux 
Twórca
Autor książek dokumentalnych oraz poezji



Pomógł: 8 razy
Wiek: 52
Dołączył: 15 Sty 2010
Posty: 5001
Skąd: inąd
Wysłany: 2014-02-16, 22:03:38   

"Enfants" mu trochę nie wychodziło, ale nadrabiał miną :D
_________________


"Agencja Detektywistyczna. Tanio i dyskretnie. Paryż Bulwar Clochardów 10"
 
 
Z24 
Forumowy Badacz Naukowy



Pomógł: 67 razy
Wiek: 61
Dołączył: 01 Gru 2012
Posty: 11311
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2014-02-16, 23:27:32   

:564: :564: :564:
Czekanie na następny odcinek zdcydowanie zaostrza apetyt!
_________________
Z 24
 
 
Athenais 
Twórca
Autorka tomiku poezji



Pomogła: 41 razy
Wiek: 37
Dołączyła: 19 Sie 2013
Posty: 8117
Skąd: Bath, UK
Wysłany: 2014-02-17, 16:27:50   

Łiiiiiiii, dostałam się na karty historiiiii :D :564: :564: :564:

A "Ojca Prowadzącego" dopiero co zaczęłam czytać, a już nie mogę powstrzymać ataków śmiechu :D :D :D
_________________


Quidquid agis, prudenter agas et respice finem
 
 
Robinoux 
Twórca
Autor książek dokumentalnych oraz poezji



Pomógł: 8 razy
Wiek: 52
Dołączył: 15 Sty 2010
Posty: 5001
Skąd: inąd
Wysłany: 2014-02-23, 22:14:54   

***
Pradawne Zło, siedząc wygodnie w koronie rosnącej tuż nad brzegiem Gwdy leszczyny i pogryzając nad wyraz wcześnie dojrzałe laskowe orzeszki, z niepokojem spoglądało na zwalniający tuż przed mostem pancerny pociąg-widmo. Czarna lokomotywa z numerem taktycznym 25/07/1655 ciągnęła za sobą cztery wagony specjalnego składu „Arvid Vittenberg”: wagon obrony przeciwlotniczej z dwoma czterolufowymi działkami Flakvierling, wagon bagażowy, salonkę oraz wagon łączności wyposażony we własny generator prądu a także bogaty zestaw urządzeń nadawczo – odbiorczych i szyfrujących. Niepokój nocnego obserwatora obudził wagon bagażowy, a dokładniej rzecz biorąc jego zawartość – mała blaszana trumienka, z widniejącym na niej polskim, szlacheckim herbem „Grzymała”. Pradawne Zło było prymitywnie okrutne – lubiło dla zabawy wyrwać komuś głowę, wychłeptać krew z rozerwanej grdyki, powłóczyć końmi po majdanie i takie tam. To, co spoczywało w trumience budziło nie tylko jego najwyższą niechęć ale i obrzydzenie połączone z lękiem. To było nowoczesne zło – podstępne, nadchodzące w blasku dnia, kryjące się pod pozorami dobra. Widmo nastawiło ucha. Z wnętrza trumienki dobiegało coś jakby skrobanie mysich pazurków o metalowe wieko, przeplatane brzękiem jaki wydają rzucane na stos srebrne monety. Siedząca obok Pradawnego „kurica” wzdrygnęła się i zaskrzeczała cicho. Skład, nadjeżdżający po nieistniejących w dwudziestym pierwszym wieku szynach od strony Złotowa, przesunął się z hukiem po metalowym przęśle i zniknął w głębi lasu. Dwudziesta druga czterdzieści, jak co noc punktualnie, od lutego tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego roku...
_________________


"Agencja Detektywistyczna. Tanio i dyskretnie. Paryż Bulwar Clochardów 10"
Ostatnio zmieniony przez Robinoux 2014-02-23, 22:16, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  



Reklama:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template forumix v 0.2 modified by Nasedo

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.

Zapoznaj się również z nasza Polityka Prywatnosci (z dn. 09.08.2019)

  
ROZUMIEM
Strona wygenerowana w 0,61 sekundy. Zapytań do SQL: 10