Gdzieś głęboko w przepastnych czeluściach Hrabiego rozległ się alarmowy dzwonek. Przodownik Chodźko przetarł podpuchnięte powieki i poderwał się z zydelka. To nie sen – alarm rzeczywiście dźwięczał – niewielkiej mocy żarówka nie była w stanie rozproszyć ciemności panujących w przełyku, jednak pod stopami czuł nadchodzące z wolna skurcze. Przełykanie śliny – nic wielkiego, ale czort wie, czy za tym nie pójdą wydzieliny z zatok – Jaśnie Pan cierpiał ostatnimi czasy wskutek przeziębienia i dawało się to niestety odczuć na dole. Chodźko poprawił kask, odstawił stołek do niszy w ścianie korytarza i zapalając służbową latarkę wspiął się w jej świetle kilkanaście metrów w górę. Tu zatrzymał się i wsłuchał uważnie w narastający szum. Jakieś pięć pięter wyżej potok śliny nabierał pomału rozpędu. Przodownik przypiął się za pomocą wiszącej mu u pasa linki zakończonej karabinkiem, do wystającej ze ściany klamry i przygotował udrażniacz – długi drut, mający na końcu sporej wielkości metalową kulę. Pewnie nie będzie potrzebny, ale wolał dmuchać na zimne. Potomek starożytnego rodu Przeniewierskich chorował od wczesnej młodości na refluks, wskutek czego przełyk miał obecnie niebezpiecznie wąski, łatwo ulegający zaczopowaniu. Szum stawał się coraz głośniejszy, przechodząc z wolna w huk, który przypomniałby zapewne dobrodusznemu Chodźce szum wodospadu, gdyby nie to, że wierny sługa nigdy w życiu wodospadu nie widział. Miniaturyzacja służby i uczynienie z niej zastępu wewnętrznych symbiontów były pomysłem niejakiego Hieronima Zedlaga – wynalazcy – parweniusza, który pragnąc dostąpić zaszczytu uszlachcenia, opracował ów niewiarygodny system wewnętrznej kontroli stanu zdrowia arystokracji. Przeszło pół wieku po niesławnej śmierci konstrukcjonisty (utopił się był w gnojówce, wracając z popołudniowej, obficie zakrapianej, herbatki u aptekarza – Walerego Kisło) czereda miniaturowej czeladzi czyściła zapchane cholesterolem żyły, udeptywała zwały trawionego w przepastnych żołądkach jadła, monitorowała wewnętrzne przestrzenie w prewencyjnym poszukiwaniu pojawiających się od czasu do czasu nowotworowych komórek, lubo też (była to najbardziej niewdzięczna z prac) przepychała zatkane jelita diuków, hrabiów i baroness. Żyłowi, „łzawe panienki”, nerecznice, wątrobiani i inni potomkowie dawniejszych kamerdynerów, lokai i pokojówek, zaludniających onegdaj korytarze rodowych siedzib, podzieleni na sześciogodzinne zmiany, dzień i noc dbali o stan zdrowia i samopoczucie przedstawicieli wyższych sfer. Czymże były te nieliczne szeregi dawnej służby domowej w porównaniu z miriadami zastępów służby organicznej? Kimże byli owi wyrobnicy pańszczyźniani, owe bose Antki, Jaśki i Maćki, w porównaniu z centylionami tyłowników, wywożących taczkami gnój z leniwych wątpi zasiadającej na nocniku Jaśnie Pani Hrabiny? Och, a co z wynagrodzeniem i życiem osobistym służby? - zapyta z pewnością zatroskany czytelnik. No cóż – przestrzeń wewnętrzna jest tak obszerna, że nie nadarza w tej kwestii specjalnych problemów. W każdym arystokracie znajduje się wystarczająco dużo miejsca nawet na nabożeństwa i wiejskie potańcówki. Uczciwi mikro-bankierzy regularnie wypłacają gażę. Oczywiście wychodne w celu odwiedzenia krewnych, zamieszkujących innego arystokratę, powinno być szczegółowo uzgodnione z majorsomem – przełożonym czeladzi.
Chodźko należał do grupy przodowników, regularnie patrolujących jamę ustną i przełyk Hrabiego A. Niezbyt wdzięczna była to służba – wilgoć, powodująca wykręcający stawy reumatyzm, poparzenia cofającym się kwasem, różnego rodzaju alergie spowodowane nieodpowiednią dietą chlebodawcy, wreszcie wisząca ciągle nad głową groźba uduszenia, to wszystko było przyczyną tego, że pracujący w owych miejscach mieli przywilej odejścia w stan spoczynku po dziesięciu latach. Chodźce pozostało jeszcze najwyżej pół roku. Był ostrożnym, doświadczonym przodownikiem i miał zamiar odejść cało i w miarę zdrowo na emeryturę. Sprawdził zatem ponownie mocujący go do poręczy karabinek. W tym momencie dotarła do niego spieniona fala. Zamknął oczy i zaczął liczyć. Jeden... dwa... Korpusem arystokraty wstrząsnął spazm. Siedem... Osiem... Strumień osłabł. Jedenaście... Teraz rozdzielił się na mniejsze strumyczki. Chodźko wypluł z ust rurkę aparatu tlenowego, przetarł twarz i oczy i rozejrzał się dookoła. Czysto. Spojrzał na zegarek. Jeszcze tylko pół godziny do końca zmiany i będzie mógł pójść do domu się przespać a jutro... jutro umówił się z nerecznicą Jagusią pod „Żebrem Przeniewierskich”. Uśmiechnął się na myśl o czekających go rozkoszach.
_________________
"Agencja Detektywistyczna. Tanio i dyskretnie. Paryż Bulwar Clochardów 10"
Kimże byli owi wyrobnicy pańszczyźniani, owe bose Antki, Jaśki i Maćki, w porównaniu z centylionami tyłowników, wywożących taczkami gnój z leniwych wątpi zasiadającej na nocniku Jaśnie Pani Hrabiny?
Jezu, człowieku, ależ ty masz wyobraźnię! Tekst jest humorem bardzo zbliżony do Ojca Prowadzącego. Od czytelnika wymaga sporo specyficznej... (hmmm) wrażliwości zbliżonej do tej jaka jest niezbędna do właściwego odbioru humoru angielskiego.
Nieźle wykręcone!
Rozumiem, że bolał Cie brzuch?
Polecam ograniczenie fajki i ziołowe herbatki.
Nic mnie nie bolało Po prostu przeczytałem cytat, który wziąłem jako motto i wyobraźnia wystartowała - a skojarzyło mi się z miniaturowymi chińczykami wywołującymi zapalenie płuc (o ile dobrze pamiętam) u Vonneguta.
_________________
"Agencja Detektywistyczna. Tanio i dyskretnie. Paryż Bulwar Clochardów 10"
Kurde, szkoda. Marzyłem, że dowiemy się czegoś o przygodach dwojga zakochanych w esicy, albo jeszcze niżej .
Chryste Panie, Zecie, uspokój się natychmiast! Cóż za przewrotność rzekłbym oksymoroniczna - miłość w esicy. Stąd już bardzo niedaleko do liryki patologii odbytu.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.