Czytałem i mam wrażenie że niestety Pilipiukowi trochę spada poziom . Mówię ogólnie o opowiadaniach w tym zbiorku. Co do poszukiwania rękopisu to niczego specjalnie odkrywczego w tym opowiadaniu nie było.
_________________ Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.
"Wolność i władza mają tylko jedną wspólną cechę: nadużywanie."
Karol Bunsch
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2018-06-14, 09:08:03
Kornel Makuszyński: “Szaleństwa panny Ewy”
Ta ostatnia powieść Kornela Makuszyńskiego ukazała się pośmiertnie w 1957 roku, ale jak podaje Wikipedia, napisana została w pierwszych latach wojny. W tekście pojawia się data 27 czerwca 1938, akcja odgrywa się więc w ostatnich przedwojennych miesiącach w Warszawie. Bohaterką jest piętnastoletnia Ewa Tyszowska i wszystko zaczyna się jej wizytą u autora książki, u którego Ewcia pragnie się wyżalić, jako że autor “Panny z mokrą głową” i “Awantury o Basię” uchodzi za znawcę psychiki dorastających panienek. Pisarz nie jest akurat zachwycony perspektywą słuchania wynurzeń podlotka, ale Ewa jest uparta i umie niezwykle zręcznie manipulować ludzi, szczególnie mężczyzn, o czym czytelnik będzie miał jeszcze liczne okazje się przekonać.
Okazuje się, że pannica, która jest półsierotą i wychowywana przez swojego ojca, słynnego lekarza-bakteriologa, w czasie jego półtorarocznej nieobecności za granicą dokonała tak wielkich głupstw, że jego powrotu oczekuje nie z radością i niecierpliwością, ale z bardzo ciężkim sercem.
“— Stały się straszne rzeczy. Ojca nie było w kraju przez półtora roku. Pan nie może mieć nawet wyobrażenia o tym, co ja zdołałam zdziałać przez ten czas. O rany! Jeżeli ojciec nie osiwieje, to będzie cud boski. Co ja narobiłam, co ja narobiłam!”
Co więc narobiła ta rezolutna właścicielka niezwykle brzydkiego pieska i niezwykle zadartego noska? Okazuje się, że ojciec opuszczając kraj w kierunku Chin umieścił ją u sąsiadki pani Szymbartowej, z którą chorą córką Zosią Ewa się przyjaźni. Niestety, pies Rolly, którego Ewa kocha ponad życie, jest solą w oku poczciwej tak właściwe pani Szymbartowej, i tak wnet młody gość czuje się w jej domu niekochany i niedoceniony i postanawia opuścić te niegościnne progi. Młoda Tyszowska ma jakąś ciotkę mieszkającą poza Warszawą, i do nie postanawia uciec. I tak wczesnym rankiem odgrywa się owa scena, którą każdy, kto zna książką lub jedną z jej ekranizacji, ma chyba przed oczyma, gdy słyszy jej tytuł: Ewa wczesnym rankiem, z psem i walizką, wymyka się przez okno i z wielkim zdecydowaniem maszeruje ulicą Warszawy, gdzie zagaduje do niej przypadkowy świadek tegoż niecodziennego widowiska, młody malarz Jerzy Zawidzki. Ewa stara pozbyć się natręta, który jednak, czując, że dziewczyna jest w tarapatach, uparcie dotrzymuje jej towarzystwa, aż do chwili pojawienia się policjanta, którego obaj okłamują. Bardzo zabawne dialogi, świetna energie między obydwoma bohaterami i jeden z punktów kulminacyjnych powieści.
Koniec końców Ewa przyjmuje ofertę Jerzego i jego mamy, by zamieszkać w ich domu.
Czysto humorystyczny charakter książki zmienia się w mgnieniu oka, gdy dzwoni telefon i melduje się pan Mudrowicz, wierzyciel Zawidzkich domagający się rychłej spłaty wysokiego długo, przy pomocy którego Jerzy swojej matce kupił jej dom. Mudrowicz jest dalekim krewnym Zawidzkich i uchodzi za człowieka o kamiennym sercu, głuchego na prośby i błagania, ślepego na łzy. Wnet jest jasne, że malarz długu w określonym czasie spłacić nie zdoła, przeto ich dom stanie się własnością Mudrowicza. I tak by też się zapewne stało, gdyby opatrzność nie przysłała im Ewci. Pewnego dnia bowiem, wykorzystując nieobecność matki i syna, młoda Tyszowska bierze pod pachę dwa najlepsze obrazy Jerzego i rusza do mieszkania bezwzględnego lichwiarza, by z nim pertraktować. Czy uda jej się nakłonić go do rozsądku?
“Szaleństwa Panny Ewy” jest dziełem dziwnie anachronicznym, biorąc pod uwagę, że napisane zostało w latach tuż przed lub może nawet w czasie okupacji Polski i Warszawy. Ten humor, ta słoneczna beztroska czynią, że człowiek i dzisiaj podczas lektury czyje się trochę nieswojo. Nic dziwnego, że tuż po wojnie nikt tego rodzaju literatury wydać nie miał ochoty, a czytać może też nie. Ale dekadę później sprawy wyglądały już widać inaczej.
Książka napisana jest w tym samym stylu, co już “Szatan”, dowcipnie, elokwentnie, w tonie wielkiej serdeczności, a więc w typowym dla Makuszyńskiego. Autor popisuje się swoimi zdolnościami warsztatowymi niemal do przesady, i tak mniej więcej w połowie książki zacząłem odczówać pewne znużenie tym nadmiarem błyskotliwość i krasomówstwa. Tym bardziej, że akcja książki rozwija się bardzo wolno, jest tylko kilka scen, które odpowiednio są bardzo długie, a co gorsza, często mało relewantne. Weźmy na przykład incydent z psem u pani Szymbartowej. Czy fakt, że kundel porywa kotlet z talerza, a Ewa z Zosią opróżniają potajemnie miskę mleka ze spiżarni, wystarczy, by uzasadnić ucieczką Ewci z tego domu?
Sytuacja poprawia się jednak natychmiast, gdy autor bohaterów swojej książki - późno, ale lepiej późno niż wcale - konfrontuje z prawdziwym konfliktem w postaci kredytu pana Mudrowicza. Oh, jak dobrze czyni to książce! A scena, w której Ewa udaje się do jaskini lwa, czyli do mieszkania Mudrowicza, jest po prostu niesamowita, wręcz genialna. Tu Makuszyński wspiął się naprawdę i zupełnie nieoczekiwanie na dickensowskie wyżyny, ratując w ten sposób niejako swoje dzieło od zarzutu całkowitej błahostkowości.
W sumie “Szaleństwa Panny Ewy” to książka znacznie słabsza niż powiedzmy “Szatan z siódmej klasy”, ale biorąc pod uwagę jej bardzo sympatycznych bohaterów i wzorową polszczyznę, można i dzisiaj się nią jeszcze delektować.
Pomogła: 15 razy Dołączyła: 23 Sty 2013 Posty: 3238 Skąd: Wyspa Skarbów
Wysłany: 2018-10-08, 22:06:00
John Dee napisał/a:
W sumie “Szaleństwa Panny Ewy” to książka znacznie słabsza niż powiedzmy “Szatan z siódmej klasy”, ale biorąc pod uwagę jej bardzo sympatycznych bohaterów i wzorową polszczyznę, można i dzisiaj się nią jeszcze delektować.
"Szatan" jest powieścią detektywistyczną, zaś "Szaleństwa" miały być obok "Panny z mokrą głową" i "Awantury o Basię" jedną jeszcze powieścią dla "dorastających panienek" jak zaczyna się rozdział 1. Na początku "Basi" widać wątek detektywistyczny z odczytywaniem rozmazanych liter, chyba wzorowany na "Dzieciach Kapitana Granta".
John Dee napisał/a:
Czy fakt, że kundel porywa kotlet z talerza, a Ewa z Zosią opróżniają potajemnie miskę mleka ze spiżarni, wystarczy, by uzasadnić ucieczką Ewci z tego domu?
Ewcia przyłapała panią Szymbartową, jak tamta potajemnie czytała jej pamiętnik. Jedynie Szekspir mógł opisać tę burzę, która się rozpętało owej nocy. My możemy jedynie oznajmić niezdarnie, że pan Szymbart cucił panią Szymbartową, lejąc na nią kubły zimnej wody. Czynił to bez zbytniego pośpiechu, ze wzniosłym spokojem, i nie da się tego ukryć, że nie żałował wody. Można by nawet przypuszczać, że się uśmiechał jak szatan.
Sposób, w jaki pani Szymbartowa smarowała chleb (nabierała odrobinę masła na koniec noża i tym końcem dotykała chleba ostrożnie i ruchem powolnym, po czym szybko wysuwała nóż tak, że jego "omaślony" koniec znajdował się poza chlebem, a kromki "smarowała" gwałtownymi ruchami środkiem noża) za każdym razem przychodzi mi na myśl, gdy moja Mama robi kanapki. Mówię to na głos i wybuchamy śmiechem.
John Dee napisał/a:
Bardzo zabawne dialogi
Pod względem przeróżnych tekściorów "Szaleństwa" są trudne do pobicia. Ewa ścigana przez malarza (który nie ma pojęcia, o co chodzi, lecz na wszelki wypadek ją goni) wpada na policjanta.
- A czemu to tak prędko? - zapytał ciekawy posterunkowy.
Zanim Ewcia miała czas na odpowiedź, że bieży do najbliższej trzystumetrowej przepaści, aby się w nią rzucić głową na dół, zadudniły szybkie kroki pierwszego jej prześladowcy, który - widać - osłupiał jedynie na krótką chwilę. Zwróciła się przeto szybko ku niemu i rzekła mu mało czułym spojrzeniem: "Widzisz teraz, coś narobił, idioto!" - Ostatnie to słowo, którego nie używa się nigdy jako wyrazu gorącej pochwały i oznacza w greckim oryginale "człowieka nie piastującego żadnego urzędu", Zawidzki zobaczył, bo go nie mógł usłyszeć, co zresztą na jedno wyszło, było bowiem skierowane niechybnie pod osobistym jego adresem. Zadyszany zwrócił się do posterunkowego z uprzejmym zapytaniem:
- Czemu pan zatrzymuje moją siostrzenicę? Biegniemy na dworzec kolejowy...
Rzecz była oczywista, że dwoje młodych ludzi, objuczonych tobołkami, spieszy do pociągu. Posterunkowy spojrzał na wszelki wypadek w oczy malarza, a spotkawszy wesoły uśmiech, doszedł w zacnej duszy do przekonania, że chociaż czasem słynni opryszkowie przybierają chytrze postać niefrasobliwą i ujmującą, jednakże w tym młodym człowieku mało jest ze zbrodniarza. Chyba że się z czasem wyrobi.
Po śniadaniu w barze mlecznym malarz zaprasza ją do swej Mamy.
- Bez żadnego gadania, bez łez, bez jęków i szlochów.... Hej, kundlu, zbieraj się i ty! Niech pani patrzy, ten potwór jeszcze je... Dziwny pies... Chętnie bym go namalował, ale jako martwą naturę. Żywy jest okropny... Otarła pani nos?
- Już! Pan jest straszny...
- Może być. Ale gdy wpadnę w gniew, jestem jeszcze straszniejszy, bo kąsam ludzi. Czego pani szuka?
- Pieniędzy... Przecie trzeba zapłacić... O mój Boże! (...) Zgubiłam pieniądze! - jęczała z rozpaczą.
- Dużo?
- Mało, ale zgubiłam... Kiedy pan mnie gonił.
- Nigdzie nie ma?
- Nigdzie... O Boże!
- Niech pani przeszuka jeszcze kundla, bo temu psu nie można dowierzać. Ale ja się strasznie cieszę, że pani je zgubiła. Do Makowa już pani nie pojedzie i musi pani pójść do nas. Zbierać się do pochodu! Będziemy sobie po drodze śpiewali: "Choć burza huczy wkoło nas!"
I zaśmiał się tak głośno, że mucha łażąca po stoliku zerwała się przerażona.
- A właśnie że znalazłam! - zawołała Ewa grzebiąc w tobołku.
- Ten kundel musiał je nieznacznie podrzucić!
John Dee napisał/a:
Makuszyński wspiął się naprawdę i zupełnie nieoczekiwanie na dickensowskie wyżyny
Makuszyński chyba wzorował Mudrowicza na Scrooge'u.
Ewa składa sprawozdanie z odwiedzin u Mudrowicza (był to tak jakby dobry gość, tylko nieszczęśliwy, ale to dłuższa opowieść).
- Bardzo się nam przyjemnie rozmawiało. Wreszcie jednak przyszła straszna chwila... Naprawdę straszna...
- O Boże, co się stało? - zapytała z niepokojem pani Zawidzka.
- Wiedziałam, że z tego będzie nieszczęście - mówiła Ewcia powoli i wyraźnie, łypiąc okiem w stronę Jerzego. - kiedy mu pokazałam obrazy...
- Oho!
- ... wtedy pan Mudrowicz wpadł w szał. Myślałam, że mnie z miejsca udusi. Strasznie krzyczał: "zabierz natychmiast te kicze!" - Co to znaczy "kicze", panie Jerzy? Nie wie pan... nie wiesz? To musi być jakaś obelga...
- Krwi, krwi! - krzyczał malarz.
- Wciąż tak krzyczał... "Patrzeć na to nie można! Oszaleć można na widok tych bohomazów!"
Jerzy zakrył rękami twarz, a Ewcia mrugnęła wesoło w stronę pani Zawidzkiej, która się uśmiechnęła. Nagle malarz zerwał się z krzesła i mówił szybko:
- A jednak wziął obrazy? ha!
Ewcia stropiła się na krótką chwilę.
- Owszem, wziął.. Ale... ale powiedział, że je powiesi w przedpokoju. On się świetnie zna na obrazach!
I temuż podobnież...
_________________
- A czy nie ma dobrych piratów?
- Nie. Bo to się mija z samym założeniem piractwa.
Pomogła: 15 razy Dołączyła: 23 Sty 2013 Posty: 3238 Skąd: Wyspa Skarbów
Wysłany: 2018-10-09, 15:04:50
"List z tamtego świata"
Czytałam to na studiach będąc.
Początek przebojowy.
Rozdział pierwszy w którym pradziadek zleciał ze ściany, co dwóch młodzieńców wprawiło w zdumienie. Chodzi oczywiście o portret, przy upadku wyleciał ukryty list. Pradziadek dozwolił otworzyć dopiero 50 lat po swym zejściu, w obecności całej rodziny.
Dalej jest trochę rozwlekle.
Protoavis napisał/a:
Są to te mniej pasjonujące strony. Na szczęście jeden z członków rodu, skąpy Wojciech Mościrzecki nie mogąc przybyć na spotkanie, zaprasza pozostałych do swojego dworu, gdzie rozpoczyna się nieco bardziej wciągająca część druga.
Pradziadek powiadamia w liście, iż skarb bezmierny odkrył, tajemnicę zaś jego powierzył jakowemuś panu Żubrowskiemu, któren "będzie milczał ac cadaver" (po łacinie: jak trup). I tak trop się urywa. Jeden z zebranych, aptekarz, od razu domyślił się rozwiązania i ze śmiechem pożegnał pozostałych, nie racząc wyjaśnić.
Zaczynają pytać, czy w okolicy mieszka jakiś Żubrowski.
Fryzjer odpowiada "Czekaj pan! Mam, już mam! nie... Myślałem, że to ten, ale to nie ten, bo się nazywa Dunin."
"Wyspa Złoczyńców" od razu mi się przypomniała. "Człowiek z UFO" też.
Ralf, krewniak z Ameryki, doradza sprawdzić na poczcie. Pod wskazanym adresem mieszka jakiś wąsaty pan dziedzic, który cierpliwie wysłuchawszy petentów zapytuje: a jak mam pomóc?
- Pan się nazywa Żubrowski?
- Żebrowski.
Taki sam, znaczy żaden, wynik daje sprawdzanie w pobliskim klasztorze, w spisach hipotecznych i na cmentarzu.
Ralf zauważa: nazwisko jest zapewne szyfrem. Rozwiązanie następuje na kilka stron przed zakończeniem książki. Dobre, choć mogło by być lepsze.
Tekściory jak to u Makuszyńskiego:
"Nagle nie krzyknął, lecz ryknął:
- Krwi! Krwi!
- Przestraszył pan dziecko - zawołała, hamując go w gniewie, panna Katarzyna. - Zosiu, zabierz stąd Maciusia, bo pan Mościrzecki będzie wylewał jakąś krew. Czyjejże to krwi tak pan łaknie?
Pan Wojciech wskazał ręką Dziurawca.
- Jego krwi! - krzyczał donośnie. - Ten człowiek mnie zrujnował. Jego krwi!
- Słyszałam - z kamiennym spokojem mówiła ona - że sok dziurawca bardzo pomaga na chorą wątrobę, wątpię jednak o tym, by krew pana Dziurawca mogła panu pomóc na wzburzoną żółć."
Jednak w "Szatanie" więcej było zagadek i temuż podobnież.
_________________
- A czy nie ma dobrych piratów?
- Nie. Bo to się mija z samym założeniem piractwa.
Obsada budzi spory niepokój, bo trudno dopasować nazwiska do postaci - Wojciech Wysocki jako Wojciech Mościrzecki??? Ten pan od nieprzerwanych posiłków? A Beata Fido (ta ze "Smoleńska") jako kto?
Niestety ( ) nie mam telewizora, więc sama nie sprawdzę, co z tego wyszło... Może będzie na jakimś vodzie... A może ktoś z forum obejrzy, opisze i da się zorientować, czy warto?
Ostatnio zmieniony przez Garamon 2019-01-07, 10:18, w całości zmieniany 1 raz
Pomógł: 48 razy Dołączył: 13 Sty 2013 Posty: 6785 Skąd: PRL
Wysłany: 2019-01-07, 22:12:50
Książka nie była najlepsza, z dłużyznami, i spektakl takiż sam się wydaje. "Z piasku bicza nie ukręcisz".
Odniosłem wrażenie, że reżyser i aktorzy czytali tylko scenariusz, a do powieści nawet nie zajrzeli. Dziwne, bo mamy tu sporo aktorów w sile wieku, i z twórczością K. M. powinni być oni jako tako zaznajomieni. Mimo wszystko z powieści jakieś ciepło i optymizm, charakterystyczne dla Makuszyńskiego, emanują, a w spektaklu raczej nie. Do tego ta nużąca muzyka. Nie oglądam dalej.
Pomógł: 48 razy Dołączył: 13 Sty 2013 Posty: 6785 Skąd: PRL
Wysłany: 2019-01-08, 19:50:12
Osoba, która nie czytała wcześniej powieści może inaczej odbierać ten spektakl. Ja "List..." zaliczam do tych słabszych powieści Makuszyńskiego. Jakoś mnie nie urzekł.
Przełączałem na to kilka razy ale za każdym razem mnie odrzucało. Może nie łapałem wątku, ale to była taka niby groteska niby komedia niby dramat. Gra w każdym razie grubo przerysowana. Jakoś nie moje klimaty.
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2019-01-08, 22:27:01
Obejrzałem i przyznaję, że dzielę opinię Wowaxa: film jest pod każdym względem dobry, z wyjątkiem muzyki - tu Protoavis ma rację: straszna kakofonia.
Wczoraj zdążyłem przeczytać pierwsze 100 stron powieści i rzeczywiście trzeba przyznać, że autor jak zwykle błyskotliwie, jednak i męcząco rozwlekle opisuje bardzo proste wydarzenia, przez co akcja w pierwszych rozdziałach naprawdę drepcze w miejscu. Reżyserka poskracała, co trzeba, podkręcając znacznie tempo, przeto film działa wyraźnie lepiej od książki.
Pomysł z Wojciechem Mościrzeckim pragnącym wykiwać swoich krewnych i za radą Dziurawca dzielącym skórę na niedźwiedziu jest przedni, tu oczywiście rozpoznajemy natychmiast rękę mistrza Makuszyńskiego.
Pomijając młodych aktorów, którzy są albo niedoszkoleni, albo minęli się z powołaniem, wszyscy inni są na poziomie, szczególnie Wysocki i Jeżewska. Reżyserka przyjemnie mnie zaskoczyła, zna się na fachu i potrafi prostymi środkami stworzyć właściwą, czyli serdeczną atmosferę, no a o doskonałe dialogi i solidną intrygę zadbał sam Makuszyński. W sumie mały, ale bardzo udany film telewizyjny, który deklasuje “Szatana z 7 klasy” (tego Kazimierza Tarnasa), a także “Szaleństwa panny Ewy”.
Pytam się też, czy Krzysztofa Dracza zaangażowano ze względu na jego sobowtórcze podobieństwo z Kornelem Makuszyńskim? Jeśli tak, to byłby to kolejny dobry pomysł reżyserki.
No dobra, też obejrzałem od początku do końca i odszczekuję! Film jest fajny! Zrobiłem błąd że włączyłem sobie wcześniej tylko na chwilę nie znając fabuły i się zraziłem krzykami itp. Też polecam!
Pomogła: 169 razy Wiek: 52 Dołączyła: 05 Kwi 2013 Posty: 32587 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2019-01-08, 23:34:29
Muszę sobie obejrzeć, bo przegapiłam.
Protoavis napisał/a:
Osoba, która nie czytała wcześniej powieści może inaczej odbierać ten spektakl. Ja "List..." zaliczam do tych słabszych powieści Makuszyńskiego. Jakoś mnie nie urzekł.
Naprawdę? To co jest u Ciebie w czołówce? Poza Szatanem rzecz jasna i tym "Złamanym mieczem", którego nie czytałam.
U mnie w rankingu Makuszyńskiego List jest na drugim miejscu, choć od Szatana sporo słabszy oczywiście.
_________________ Drużyna 5
Ostatnio zmieniony przez Berta von S. 2019-01-08, 23:34, w całości zmieniany 1 raz
Pomógł: 48 razy Dołączył: 13 Sty 2013 Posty: 6785 Skąd: PRL
Wysłany: 2019-01-09, 10:04:33
Berta von S. napisał/a:
Naprawdę? To co jest u Ciebie w czołówce? Poza Szatanem rzecz jasna i tym "Złamanym mieczem", którego nie czytałam.
"Złamany miecz" jest świetny i łatwo dostępny. Naprawdę warto przeczytać.
Z 11 powieści młodzieżowych Makuszyńskiego w ostatnim czasie przeczytałem cztery.
Moja czołówka:
1. Szatan z siódmej klasy
2. Złamany miecz
3. Wyprawa pod psem
4. List z tamtego świata
Trylogię dziewczyńską czytałem już dość dawno temu i nie ująłem jej w rankingu (ale uważam ją za lepszą od "Listu"). W domu mam tylko "Awanturę o Basię". O "Wyprawie pod psem" napiszę niedługo. Fajna książka, ale niestety Makuszyński zrobił jej krzywdę nadmiarem cytatów.
B. lubię Makuszyńskiego, ale dla współczesnych młodych ludzi jego książki mogą być ciężkostrawne.
W sumie to trochę dziwne, bo wiele z nich powstało już w latach 30., a są tak "przegadane" i przepełnione odniesieniami do innych utworów, jak powieści z końca XIX wieku. W "Wyprawie pod psem" (II wydanie z 1957 r.) są nawet przypisy.
Pomogła: 37 razy Dołączyła: 08 Lip 2011 Posty: 2200 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2019-01-09, 10:08:33
Szara Sowa napisał/a:
Trochę mi brakowało w zakończeniu aby jednak coś cennego się ostatecznie znalazło, choćby jakiś klejnocik...
Czytając powieść dość wcześnie nabrałam przekonania, że skarb będzie bezwartościowy finansowo, więc inaczej patrzyłam na fabułę. Biorąc pod uwagę, że Makuszyński pisał "List..." podczas okupacji i wydał zaraz po wojnie to sądzę, że był to zabieg celowy. Pisarz chciał pokazać (dość prosto i łopatologicznie, przyznaję), że nie zawsze potrzebny jest niespodziewany skarb czy cud, czasem wystarczy, że ludzie pomogą sobie nawzajem. Zwłaszcza, jeśli niektórzy mają, czego innym brakuje .
Zerknęłam wczoraj tylko na początek i jak na razie podoba mi się prawie wszystko poza Beatą Fido, której rola kompletnie nie pasuje mi do książkowej postaci
Szara Sowa napisał/a:
Trochę mi brakowało w zakończeniu aby jednak coś cennego się ostatecznie znalazło, choćby jakiś klejnocik...
Czytając powieść dość wcześnie nabrałam przekonania, że skarb będzie bezwartościowy finansowo, więc inaczej patrzyłam na fabułę. Biorąc pod uwagę, że Makuszyński pisał "List..." podczas okupacji i wydał zaraz po wojnie to sądzę, że był to zabieg celowy. Pisarz chciał pokazać (dość prosto i łopatologicznie, przyznaję), że nie zawsze potrzebny jest niespodziewany skarb czy cud, czasem wystarczy, że ludzie pomogą sobie nawzajem. Zwłaszcza, jeśli niektórzy mają, czego innym brakuje .
A to nie wiedziałem, że powieść powstała w czasie wojny, to trochę zmienia postać rzeczy.
Berta von S. napisał/a:
Szara Sowa napisał/a:
Trochę mi brakowało w zakończeniu aby jednak coś cennego się ostatecznie znalazło, choćby jakiś klejnocik...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.