A widziałeś ten film? (400 batów). Bo tak się składa że kilka dni temu próbowałem go obejrzeć (leciał niedawno u nas w tv i sobie nagrałem), ale po 15 min. mnie znudził i usunąłem...
Swoją drogą francuska szkoła podstawowa chyba z lat 50-tych to był zupełnie inny świat: same białe dzieci, wielka dyscyplina, szacunek dla nauczyciela...
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2018-09-03, 12:12:00
Szara Sowa napisał/a:
A widziałeś ten film? (400 batów). Bo tak się składa że kilka dni temu próbowałem go obejrzeć (leciał niedawno u nas w tv i sobie nagrałem), ale po 15 min. mnie znudził i usunąłem...
Film, przyznaję, jest trudny, ale i piękny, trzeba jednak być w odpowiednim nastroju i mieć cierpliwość, by go całkowicie docenić. Poza tym jest bardzo ważny, bo jest to jeden z pierwszych filmów Nowej Fali i w Cannes wyróżniony nagrodą za reżyserię.
Szara Sowa napisał/a:
Swoją drogą francuska szkoła podstawowa chyba z lat 50-tych to był zupełnie inny świat: same białe dzieci, wielka dyscyplina, szacunek dla nauczyciela..
Na to wygląda, ale możliwe, że tylko Truffaut tak to odebrał, bo inni reżyserzy jak np. Louis Malle w “Szmerach w sercu” swoje lata szkolne opisał zupełnie inaczej: w jego budzie panował klimat przyjaźni, zaufania i szacunku pomiędzy nauczycielami a uczniami i dość spora swoboda.
Ale ogólnie było w tamtych czasach chyba jednak tak, i to nie tylko we Francji, ale wszędzie na świecie, w USA, Polsce, że sadystycznie usposobieni “pedagodzy” mogli sobie pozwolić na znacznie więcej niż dzisiaj. Sam byłem świadkiem bardzo ohydnych scen…
Zgłębiłem więc sprawę i okazuje się, że “faire les quatre cents coups” to we Francji znane powiedzonko, które dosłownie oznacza “odpalić 400 salw”, bo tyle gwarantował kiedyś producent armat; ponadto kanonierzy strzelali już na własne ryzyko. I z tego faktu właśnie wyrosło powiedzonko, które zachowało się do dzisiaj: “faire les quatre cents coups” znaczy przenośnie wyszaleć się, wyszumieć do końca, nie ma jednak nic do czynienia z karaniem dzieca czterystoma ciosami lub batami.
Bardzo ciekawa sprawa, Johnie!
Nie znałam tego wyrażenia, a bardzo lubię upodobanie Francuzów do używania nawet tych najdziwniejszych w mowie potocznej!
Spotkałam kilku Francuzów, którzy używają ich naprawdę często. Bardzo mnie to bawi i intryguje. A mają tych powiedzonek mnóstwo! Na każdą okazję. Nawet mam plan zgłębić ten temat, jak będę miała więcej czasu.
Zerknęłam pobieżnie w internet i znalazłam trochę inne wytłumaczenie tego wyrażenia, Johnie.
Zerknij proszę:
"Signification:
Vivre sans respecter la morale et les convenances.
Origine:
Lors de la guerre menée par Louis XIII contre le protestantisme, la ville de Montauban fut attaquée en 1621 par 400 coups de canon, sensés faire plier les habitants qui étaient en majorité protestants. Mais ils ne se rendirent pas. L’expression est restée et on dit d’une personne qu’elle "fait les 400 coups" lorsqu’elle mène une vie désordonnée, sans respect des us et coutumes."
Jakiś związek z szaleństwem może to ma , ale jednak znaczenie jest inne.
Tyle sprawdziłam na szybko. Nie wiem na ile wiarygodne jest to źródło.
Po powrocie z pracy zapytam mojego przyjaciela Patricka.
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2018-09-03, 17:41:04
Szara Sowa napisał/a:
wydał mi się jakiś sztuczny, tendencyjny.
Zgadzam się. To był debiut Truffaut, i jako taki pozostawia sporo do życzenia.
Yvonne napisał/a:
bardzo lubię upodobanie Francuzów do używania nawet tych najdziwniejszych w mowie potocznej!
Ja również. Przytoczę dwa, które ostatnio sobie zanotowałem: “se dérouiller les muscles” i “perdre le nord”.
Yvonne napisał/a:
Zerknęłam pobieżnie w internet i znalazłam trochę inne wytłumaczenie tego wyrażenia, Johnie. Zerknij proszę: "Signification: Vivre sans respecter la morale et les convenances.
Trochę inaczej, ale w sumie podobnie. Definicji jest dużo, większość idzie w tym kierunku: enchaîner les bêtises, faire des bêtises, faire un maximum de bêtises. “To sow one's wild oats” (definicja angielska).
Zgodzisz się jednak, że “400 batów” to tytuł mocno mylny? “Wybryki”, “Szaleństwa” byłby bardziej wierny oryginałowi, ale nie brzmi tak dobrze jak te baty.
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2018-10-30, 11:01:04
Francuzi mają czasownik opisujący opieranie się łokciem o coś: s'accouder (coude: łokieć). Czyżby dlatego, bo spędzają tak dużo czasu w tych swoich brasseriach oparci o bufet że trzeba było wymyślić odpowiednie słowo?
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2018-11-08, 12:18:34
W “Zamku mojej matki” Marcela Pagnola, należącym do cyklu jego wspomnień z dzieciństwa, natknąłem się na takie zdanie:
— C’est un ancien adjudant.
— Ils n'ont pas toujours bon caractère.
— Celui-là est comme les autres. Mais il est toujours saoul comme la Pologne, et il a une jambe raide.
"Jest zawsze pijany jak Polska..."
O utartym francuskim powiedzonku “pijany jak Polak” (“soûl/ivre comme un Polonais”) dyskutowaliśmy już gdzieś w związku z Napoleonem i Saragossą zdaje się, ale że ktoś jest “pijany jak Polska”, to pierwsze słyszę.
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2018-11-30, 18:52:17
Po inwazji Normanów na Anglię w 1066 roku język francuski zaczął dominować na dworze królewskim i w pałacach szlachty, ale prosta ludność nadal posługiwała się językiem anglosaskim, używając starych określeń na przykład wobec zwierząt. Świnię nadal nazywano pig, póki, jako pieczeń, nie znalazła się na stole normańskiego szlachcica, który spożywał ją jako porc - dzisiejszy pork. Cow - beouf - beef, sheep - mouton -mutton, calf - veau - veal, itd.
Zabawne, że tak pozostało do dzisiaj, dwa słowa określające niby to samo, a jednak nie, bo nikt nie je “cow”, je się “beef”.
Wspominam o tym, bo właśnie natknąłem się na kolejne zangielszczone słowo francuskie oznaczające “tchórza. Po francusku “lâche”, ale również “couard”. No i już mamy dzisiejsze określenie coward.
Za nim stoi jeszcze łacińskie słowo “cauda”, ale to już inna historia.
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2018-12-07, 12:57:34
Prawda? Każdy język ma taką swoją specyfikę. W polskim na przykład cenię to, że szyk zdania jest bardzo elastyczny, można poprzestawiać jego części i zdanie nadal ma sens. W niemieckim to już nie funkcjonuje, reguły (Satzbau) i struktury są bardzo sztywne. Za to można połączać kilka rzeczowników budując nowy: Donaudampfschifffahrtskapitänsmütze.
No a francuski oferuje między innymi tego rodzaju zabawne skojarzenia.
Pomógł: 66 razy Wiek: 61 Dołączył: 01 Gru 2012 Posty: 11311 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-12-07, 19:57:43
John Dee napisał/a:
Donaudampfschifffahrtskapitänsmütze
Czapka kapitańska Dunajskiej Żeglugi Parowej? (ze słownika musiałem skorzystać tylko w przypadku"pary")
Melchior Wańkowicz w "Na tropach Smętka" podaje takie jedno słowo oznaczające "zastępcę naczelnika urzędu pocztowego d/s ekspedycji gazetowej". Nie ma mowy, żebym zapamiętał oryginał.
John Dee napisał/a:
W polskim na przykład cenię to, że szyk zdania jest bardzo elastyczny, można poprzestawiać jego części i zdanie nadal ma sens
Ta maniera rozpleniła się makabrycznie i obecnie trudno znaleźć jakąś mniej więcej publiczną wypowiedź, żeby ten szyk był jako tako strawny. A już w postaci pisemnej wygląda to koszmarnie .
_________________ Z 24
Ostatnio zmieniony przez Z24 2018-12-07, 19:58, w całości zmieniany 1 raz
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2018-12-07, 22:14:42
Z24 napisał/a:
Czapka kapitańska Dunajskiej Żeglugi Parowej? (ze słownika musiałem skorzystać tylko w przypadku"pary")
Bardzo dobrze.
Z24 napisał/a:
Melchior Wańkowicz w "Na tropach Smętka" podaje takie jedno słowo oznaczające "zastępcę naczelnika urzędu pocztowego d/s ekspedycji gazetowej". Nie ma mowy, żebym zapamiętał oryginał.
Ingres bez dwóch zdań malarzem był wyśmienitym, ale posiadał również jeszcze inny talent, muzyczny - był bardzo dobrym skrzypkiem. Tak dobrym nawet, że w młodych latach grywał drugie skrzypce w orkiestrze w Toulouse. Z biegiem czasu jakoś on i jego skrzypce stały się potocznym określeniem drugiej pasji artystycznej, hobby, konika.
Skrzypce, tak często wspominane przez Francuzów, nawiasem mówiąc zachowały się i są przechowywane w muzeum w Montauban, skąd Ingres pochodzi.
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14104 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2018-12-11, 15:42:03
Berta von S. napisał/a:
A skąd się wziął polsko-niemiecki konik?
Steckenpferd pojawił się wraz z niemieckim przekładem słynnego dzieła Laurence’a Sterne’a “The Life and Opinions of Tristram Shandy, Gentleman”, krótko “Tristram Shandy”. Tam Sterne posługuje się określeniem “hobby horse”, które w Anglii jest w użytku co najmniej od XIII wieku. Hobby jest zdrobnieniem Robina. Widzimy więc, że oba słowa zostały zaadaptowane, zarówno hobby jaki i horse. Kto, kiedy i dlaczego dodał kij (Stecken), tego się nie dowiedziałem.
Pomogła: 169 razy Wiek: 52 Dołączyła: 05 Kwi 2013 Posty: 32587 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-12-11, 23:22:30
John Dee napisał/a:
Tam Sterne posługuje się określeniem “hobby horse”, które w Anglii jest w użytku co najmniej od XIII wieku. Hobby jest zdrobnieniem Robina. Widzimy więc, że oba słowa zostały zaadaptowane, zarówno hobby jaki i horse. Kto, kiedy i dlaczego dodał kij (Stecken), tego się nie dowiedziałem.
To idąc dalej - skąd wzięło się w Anglii w XIIIw. określenie "hobby horse" no bo chyba nie od Robin Hooda?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.