Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14107 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2018-04-24, 09:05:03
Pan Samochodzik i Złota rękawica - cały maszynopis
Teczka jest bardzo gruba, bo zawiera aż dwa maszynopisy. Jeden to wersja robocza, z licznymi skreśleniami i poprawkami, drugi zaś to wersja tekstu niemal ostateczna - niemal, bo i w niej zauważyłem jeszcze kilka odręcznych zmian. Starannie przejrzałem jednak tylko wersję roboczą. Zmiany, skreślenia itd. zaznaczyłem kolorem niebieskim.
Maszynopis różni się trochę od tych, które już znamy, bo i w nim kilka rozdziałów przepisane zostało już na czysto, dodając nieliczne tylko poprawki. Opis rozdziału sporządzony jest w nich maszyną do pisania, w pozostałych są one jak zwykle odręczne. Ogólnie odniosłem wrażenie, że w stworzenie tejże książki Nienacki włożył szczególnie dużo wysiłku.
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
STARY POMOST W IŁAWIE * ZAGADKOWA DZIEWCZYNA * BAJECZKA * TELEGRAM, KTÓREGO NIE WYSŁAŁEM * BAJECZKA Z BAJECZKA * ZŁOTA RĘKAWICA * WYZWANIE DO WALKI * MÓJ PATENT STERNIKA * LIST Z OSTRÓDY * W SZOPIE NAD JEZIOREM RUDA WODA * HISTORIA JACHTU „SZKWAŁ” * OPOWIEŚĆ O KRASULI * CZY ZOSTANĘ ARMATOREM? * TAJEMNICA DZIENNIKA JACHTOWEGO
- A tutaj ma pan książki? O, przeważnie wiersze - zdziwiła się. - Pan lubi poezję. Kryje się w panu wielki romantyk. Kajka, Dopadka, Zientora, Malewski, Śliwa, Lengowski…
- Jak panu na imię? - zapytała. — Przyjaciele zwą mnie Szarą Sową.
— Szarą Sową? Dlaczego?
— Bo widzę w ciemnościach.
— Naprawdę?
— Nie. W przenośni. Dostrzegam niekiedy sprawy, które niektórzy chcieliby ukryć, zataić. A jak się pani nazywa?
Ojczyzno moja, ponad tonią
żurawi zwątpień krzyk jesieni.
Do starych gniazd dostępu bronią - Wymarłych gniazd po brzegi bronią
trzcin szable. Aż się los odmieni.
Wszystkie te stopnie uzyskałem jeszcze w liceum i w okresie studenckim. Potem - od kiedy podjąłem pracę - tylko sporadycznie udawało mi się znaleźć trochę czasu, aby zaokrętować się na jakiś jacht i odbyć dłuższy pełnomorski rejs. W charakterze oficera w dwóch rejsach pełnomorskich na “Darze Olsztyna” przebyłem prawie 2000 mil. Wpłynąłem do 6 portów morskich, kiklakrotnie samodzielnie prowadziłem jacht balastowy po morskich wodach wewnętrznych, co dawało mi prawo ubiegania się… Miałem prawo ubiegania się o patent kapitana żeglugi bałtyckiej
W jakim stanie była ta łajba, skoro jej właściciel chciał za nią tylko tysiąc złotych? Nowa Omega kosztowała prawie 50 tysięsięcy złotych, plastykowy był o wiele droższy, a tu tylko tysiąc złotych? Doszedłem do wniosku, że być może Winnetou znalazł dla mnie jakąś małą łódkę, typu Cadet, Myszka czy Pirat. Ale przecież wiedział, że marzę o czymś zupełnie innym, o dużej łajbie nadającej się do wielodniowej turystki, a więc z kabiną, wygodną koją do spania. Jeśli więc napisał do mnie w tej sprawie, to zapewne traifa się jakaś wyjątkowa okazja.
Przypominam sobie tylko, że zatrzymaliśmy się przed ogromnymi wierzejami drewnianego budynku. Grodzki uchylił małe drzwi i znaleźliśmy się w starej stodole. Winnetou odrzucił na bok kilkanaście snopków i zobaczyłem jacht. Długą, ogromną, ośmiometrową łajbę.
- Niech mnie licho porwie - zawołałem - jeśli ja nie znam tej starej balii! Założę się o mój wehikuł, że na przodzie burt są resztki dawnego napisu: „Szkwał”. Grodzki (Winnetou) podszedł do dzioba.
- To był „Szkwał” - powiedziałem. - Pudło ma kilka tysięcy lat. Myślę, że starożytni argonauci płynęli nim po złote runo. To nie łajba, lecz wykopalisko. Winnetou uśmiechnął się wyrozumiale. Znał się na jachtach i żeglarstwie, kiedyś świetnie pływał na swoim latającym holendrze “Swallowie”, wygrywał ogólnopolskie regaty. Ale żeglarstwo od dawna przestało go interesować.
— Szara Sowa żartuje. Szkutnik uśmiechnął się wyrozumiale.
- Pan żartuje - oświadczył. - To jest bardzo, piękny jacht i w zupełnie dobrym stanie.
Ta łajba była nieposłuszna i powolna jak krowa. Przysiągłem sobie, że nigdy w życiu nie wstąpię na jej pokład. Patent sternika jachtowego zdobyłem już na Omedze, potem pływałen na hernetach (?) i dziesiątkach innych jachtów…
Szkutnik (Winnetou) pokręcił przecząco głową.
Pan Grodzki powtórzył po raz trzeci:
- To bardzo piękna łajba. Wiem, że w pewnym klubie w Ostródzie (Winnetou wie, że w pewnym klubie w Giżycku) leży stary, niepotrzebny nikomu maszt od dragona i stare żagle do niego.
Opadły mnie wspomnienia. Usłyszałem skrzyp wrót stodoły. To Winnetou, jak zwykle niezwykle subtelny i znakomicie rozumiejący mój nastrój… To pan Grodzki - człowiek subtelny i znakomicie rozumiejący mój nastrój - odszedł, abym mógł przemyśleć sprawę i podjąć decyzję.
ROZDZIAŁ 2
Między Lipowym Dworem a Jezierzycami, gdy płynie się od Iławy, Jeziorak stanowi wąską rynnę,
Na lewym brzegu, na ogół bezludnym, nie zamieszkanym, jeżeli nie liczyć dwóch małych gajówek i osady leśnej Gardzień, znaleźć można urocze zatoczki, a przed Szałkowem nawet mały półwysep, świetnie nadający się na biwak, gdyby nie ogromna ilość komarów, które się tam osiedliły.
Zacumowaliśmy jacht tuż przed Szałkowem, przy prawym brzegu. Zgodnie z wcześniej opracowanym planem postanowiliśmy rozmawiać z mieszkańcami zarówno Szałkowa, jak i pobliskiej Woli Kamieńskiej, Kamienia, dotrzeć pieszo nawet do wsi Windyki. Dalej leżał Tynwald, ale w tej wsi już byłem wiosną, samochodem, bo tamtędy biegła drogo z Iławy do Boreczna. Na lewym brzegu nie było czego szukać, ponieważ znajdował się tam ogromny kompleks lasów, na ogól bezludny i niezamieszkały, jeśli nie liczyć dwuch gajówek i osady leśnej Gardzień, którą także zresztą dobrze poznałem.
Wśród członków naszej załogi, która składała się z Kiki, Psychologa (chłopaczka)
- Bajeczka? - roześmiała się gorzko Pani Księżyc. - Wszystkich mężczyzn najłatwiej nabierać na bajeczki. Ładnie wyglądające i ładnie ubrane. Mój były mąż także dał się nabrać na jakąś bajeczkę. Mój Boże - westchnęła -, czy ja kiedyś w życiu spotkam człowieka, który będzie poważny, odpowiedzialny i nie da sobie zawrócić w głowie byle dziewczynie ubranej w suknię ze słonecznikami i haftowaną bluzką?
— Ależ na pewno - pośpieszyłem z odpowiedzią, — kto wie, może jeszcze podczas tego rejsu pozna pani takiego człowieka.
Miałem na myśli siebie. — A Bajeczkę znajdę — stwierdziłem z przekonaniem. — I rozmówię się z nią na temat tego, co zrobiła. Wyjawi mi, kto kazał jej podrzucić mi pozłacaną rękawicę.
Rozejrzałem się po niebie, po lądzie, po twarzach reszty członków załogi. Kika uśmiechała się dyskretnie i trudno było wywnioskować po czyjej stoi stronie. Myślę jednak, że jako dziewczyna solidaryzowała się raczej z Panią Księżyc. Co do Filozofa, to miał nieprzenikniony wyraz twarzy… Psycholog poprawił na nosie swoje ogromne okulary
Męskie i kobiece głosy krzyczały, wołały, ale ani ja, ani (Winnetou - skreślone: Filozof -) Psycholog nie mogliśmy pośpieszyć na ratunek, bo nasz jacht też był w niebezpieczeństwie.
Czyżby załoga omegi trzymała u siebie dziewczynę, która podrzuciła mi pozłacaną rękawicę? Kim byli ci ludzie? Dlaczego korzystając z burzy, Bajeczka od nich uciekła? I co robiła na ich jachcie? Czyżby ujawiła się jakaś nowa konkurencyjna grupa, która szukała tego samego co i my?
Przywitaliśmy ją z Psychologiem (z Winnetou) krótkim “Hej”
Wyglądali na urzędników (parę małżeńską): on chyba pracował w jakimś biurze,
Brodacz zapalił elektryczną latarkę i poczłapał przez wodę na brzeg. Ja i Psycholog (Winnetou) zrobiliśmy to samo
Posprzątały w kabinie, przygotowały gorącą herbatę. Potem Pani Księżyc rozścieliła nam materace na wilgotnym od gradu kokpicie, który przedtem nakryłem brezentową płachtą. Winnetou sprawę z Bajeczką skitował swoim indiańskim “Uff”, co miało wyrażać jego najwyższe zdumienie. — Pan powinien pisać książki, panie Tomaszu — powiedziała mi na dobranoc. — Bardzo przekonująco potrafi pan wymyślać przeróżne wesołe bajeczki.
Wszystko, co dzieje się na łajbie, niezależnie od tego, czy stoi ona w porcie, czy żegluje po burzliwym akwenie, notowane jest godzina po godzinie. (Tu autor przytacza liczne przykłady, jak należy prowadzić dziennik jachtowy.)
Aż wreszcie znalazł się w starej szopie nad Rudą Wodą. Kupionym przeze mnie wrakiem zajął się pan Grodzki - Winnetou, przetransportować go do Ostródy, do zaprzyjaźnionego szkutnika i wyremontować na lato…
- Czy może mnie pan wtajemniczyć, co to za dziwna sprawa sprowadziła pana do ojca? - zapytała z niezwykłą umiejętnością zaciągając się dymem papierosa.
W każdej sprawie jest na „nie”. Przeciw ojcu, przeciw mnie, przeciw nauczycielom. Nic jej się nie podoba, wszystkim gardzi i wszystkich ma w nosie.
Do gabinetu wtoczył się niski, okrągły, zażywny pan o lekko czerwonawej twarzy. Ubrany w ciemny, dobrze skrojony garnitur, śnieżnobiałą koszulę i gustownie dobrany krawat. Krótko mówiąc: wysoki urzędnik państwowy który pod dom zapewne zajechał służbowym samochodem, mercedesem albo co najmniej wołgą.
- Tak, tak, stare dzieje - dyrektor Dołęgowski szybko znalazł w dzienniku wymienione przeze mnie strony. Uśmiechnął się szeroko, nawet rzekłbym, rozpromienił. Z Iławy Lezumą aż do kanału, później do Ostródy, a z Ostródy na Zalew Wiślany i z powrotem do Iławy.
Nie, tam jest napisane wyraźnie: Na pożegnanie dał nam swój wiersz, który przepisałam do dziennika. A
więc to była dziewczyna.
- Danuta Jabłońska, Joanna Ziębicka Świątek - przeczytał pan Dołęgowski.
Jezioro moje, w gładkiej toni
widziałem kiedyś dziecka twarz.
Jakiż to wiatr te fale gonił,
co odebrały oczom blask?
Jezioro moje, z twojej toni
już nie wyciągną sieci znów snów,
zabrakło siły w starczej dłoni.
- Dlaczego pan nic nie mówi? - niecierpliwiła się dziewczyna. - Boi się pan wziąć tę sprawę na siebie? Ale ja i tak ucieknę z domu. Zrobię to sama. A może lepiej będzie jeśli znajdę się pod pana opieką.
Uśmiechnąłem się. Podałem jej rękę i, opryskiwany przez przejeżdżające mimo mnie samochody, długą chwilę patrzyłem za oddalającą się chodnikiem dziewczyną w białym kożuszku. Dziewczynie, której niczego w życiu chyba nie brakowało, zabrakło… odrobiny poezji.
ROZDZIAŁ 3
Zgodnie bowiem z przepisami, każdy jacht powinien być zaopatrzony w środki ratunkowe dla wszystkich osób znajdujących się na pokładzie. Mieliśmy trzy kapoki i koło ratunkowe, które może służyć dla dwóch osób. Lustracja wypadła pozytywnie. Przy okazji dostrzeżono pokrowiec ze sztucerem Winnetou i musiał pokazać swoje pozwolenie na broń. W tych okolicach Winnetou bywał rzadko, Milicja wodna go nie znała.
Nie możemy pozwolić, aby działali tu, i to takimi sposobami, samozwańczy stróże porządku. Gdybyście zauważyli taki jacht, upoważniamy was aby go zatrzymać, zabrać książeczki żeglarskie i przekazać na posterunek milicji wodnej w Siemianach. Bo pan, zdaje się. należy do ORMO, prawda? — zwrócił się do Winntou. — Owszem, — przytaknął mój przyjaciel. Gdy wyjmował swoje pozwolenie na broń, zauważyli jego ORMO-wską legitymację. Nie okazał im jej, bo nie chciał, aby milicjanci może ze względu na jego przynależność do ORMO mniej bacznie sprawdzali wyposażenie jacht w sprzęt ratunkowy. Był człowiekiem, który nigdy nie chciał żadnych specjalnych względów. Należał do ORMO, do Straży Ochrony Przyrody, był człowiekiem niezwykle aktywnym i udzie…i tu koniec.
Rynna Jezioraka w okolicach Jezierzyc przypominała tego dnia wielką promenadę.
- To nie jezioro, tylko jakiś kowbojski saloon - stwierdził (Winnetou, potemFilozof w końcu) Psycholog.
Zjawił się punktualnie. Bar był samoobsługowy, przyniósł sobie z bufetu duży kieliszek wódki i dwie kanapki. Gdy podnosił kieliszek do ust, ręka mu lekko drżała, więc pomyślałem, że Śliwowski chyba dużo pije. Pokazałem mu dziennik jachtowy „Szkwała”, przypomniałem rejs sprzed lat, powiedziałem kim jestem, wyjawiłem kogo i w jakim celu szukam. (Tomasz oferuje mu 100 złotych za informacje.)
Bywa tu taki, co właśnie handluje obrazami i starociami. Dobrze wychodzi na tym interesie, bo jeździ nie takim gratem, jak pański, tylko wspaniałym BMW (Citroenem)
- To będzie wspaniała przygoda - mówiła z entuzjazmem. - Rodzice myślą, że pojadę z nimi do Jugosławii. A ja wypłynę na poszukiwanie poety. Nareszcie w moim życiu zdarzy się coś ciekawego. Jej blada zazwyczaj twarzyczka aż zarumieniła się z radości.
(Tomasz opowiada w tym miejscu historię poszukiwania trumny ostatniego króla Rzeczpospolitej Stanisława Augusta Poniatowskiego)
ROZDZIAŁ 4
- Chyba zwinęli żagle i schowali się w trzcinach - powiedziała Kika.
- Nie. Wypłynęli na Widłąg. Takie leśne jezioro - odrzekłem. odrzekł Winnetou
Pani Księżyc i Kika zrzuciły nasze żagle Winnetou zrzucił żagle
- W Karnitach (Nad jeziorem Drwęckim i w Karmitach), w tamtejszym pałacu - odezwałem się - kręcą zagraniczny serial telewizyjny z bardzo znanymi aktorami.
- Dajcie słowo honoru, że więcej nie będziecie uprawiać swojego pirackiego rzemiosła - powiedziałem (powiedział Winnetou)
- Pracuję w tygodniku „Szanuj zieleń”.
Piegus tak się przestraszył, że na moment zniknął w krzakach. Dopiero z tej bezpiecznej odległości odważył się powiedzieć:
- My bardzo lubimy ten tygodnik. I czytamy go systematycznie.
(Winnetou przedstawia siebie i Szarą Sowę; chłopcy są pod wrażeniem, bo czytali o nim już w gazecie)
To mówiąc wskazałem jej moje biurko, na którym leżało mnóstwo tomików poetyckich. - I do jakich pan doszedł wniosków? Wiem, że autorem wiersza nie był jeden z najwybitniejszych poetów Mazur Michał Kajka
W Ostródzie padał deszcz ze śniegiem i wiał przenikliwy wiatr. Ale jezioro było już wolne od lodu, a na przystani czekała na nas duża niebieska motorówka z kabiną, jedyna zresztą, którą już spuszczono na wodę. Właścicielem jej był człowiek nazwiskiem Kaczyński, osobnik mrukliwy, małomówny. Przez cały czas, kiedy płynęliśmy, nie odezwał się do nas ani słowem. Przez całą trasę od Ostródy, poprzez kanał ostródzko-elbląski aż do Miłomłyna, a potem do Iławy, nie odezwał się do nas ani słowem.
ROZDZIAŁ 5
("Spoilery" pisane są tu maszyną do pisania)
To tak już bywa z chłopcami w tym wieku. Usiłują na przykład zgłębić największe tajemnice duszy ludzkiej, a gdy im to niezbyt wychodzi, sięgają po książki najprostsze, najłatwiejsze. Bill Arizona to był pseudonim polskiego pisarza, który stworzył wiele …jących (?) książek kryminalnych, cieszących się dużym powodzeniem u czytelników.
Przepłynąłem pod mostem kolejowym (na szlaku łączącym Ostródę z Morągiem), minąłem półwysep o nazwie Czarny Róg
i nieustannie halsując wydostałem się na drugą część Jeziora Drwęckiego na drugą rynnę ciągnącą się ze wschodu na zachód. Szczególnie prawy, północny brzeg tego jeziora jest bardzo ładny, z licznymi miejscami na wodniackie biwakowanie.
Czekała mnie jutro długa droga. Przez Kanał Ostródzko-Elbląski aż do Miłomłyna tam kanał rozwidlał się i należało skręcić w boczną jego odnogę do Jezioraka i Iławy
ROZDZIAŁ 6
Między leśnictwem Rożek i Siemianami, nad niewielką zatoczką Jezioraka - rozciągało się ogromne pole namiotowe, a bliżej wioski na mikroskopijnych działkach zbudowano dużą kolonię… oraz kolonia domków kempingowych z białej cegły. Spomiędzy tych domków wystrzelały w górę dwie pokaźne wille, jedna o dachu jednospadowym, należąca, o ile miałem dobre informacje, do pewnego znanego artysty malarza, a druga z dachem dwuspadowym i dużym tarasem - a druga z płaskim dachem i dużym tarasem. Ta była zapewne własnością pana Lejwody.
- Willa z tarasem należy rzeczywiście do pana Lejwody - dodała pani Joanna. - A mięczy willą a uliczką, oraz kolonią domów kempingowych, rośnie… - To znaczy, że zaczaimy się na „mordercę” za żywopłotem, prawda, Kiko? - zapytałem.
Dość chyba zabawnie wyglądaliśmy: kobieta i dziewczyna uzbrojone w zaostrzone kije, skradające się uliczką obok willi nad jeziorem, i postępujący za nimi ospale mężczyzna i chłopiec. Na szczęście nikt tą uliczką teraz nie przechodził, a wysoki i gęsty żywopłot z grabu zasłaniał nas przed mieszkańcami domu pana Lejwody. Willa Lejwody to był kryty eternitem tzw. “dachowiec”, na wysokim, zrobionym z pustaków podpiwniczeniu. Stromy dach opadał niemal do ziemi. W szczycie wili na pierwszym piętrze było duże okno, na parterze cała przednia ściana została oszklona. Taras znajdował się od strony jeziora odległego od domu najwyżej o piętnaście metrów, natomiast drzwi od podziemnego garażu i wyjazd był od strony małej uliczki, która przecinała kolonię domków kampingowych i stanowiła jej główną arterię, łączącą z odległą o dwieście metrów z szosą do Iławy.
Ogromna czerwona kula słońca jeszcze bardziej zniżyła się nad wyznaczony przez lasy horyzont, a przy brzegu znowu zaczęły cumować jachty, gdy wreszcie pani Joanna i Kika powróciły na „Krasulę”. (Psycholog nazwany zostaje “Greenhorn”, dokładniej zaś “Crengborn”; Pan Samochodzik czeka na znak Winnetou, ale ten “nie pojawił się tego wieczoru”)
piszę powieści kryminalne oraz scenariusze filmowe i telewizyjne. Używam pseudonimu: Bill Arizona (Bill James)
ROZDZIAŁ 7
Na stole, na kredensie, na niskim stoliku - piętrzyły się stosy bardzo kolorowych kanapek i stały flakony ze słonymi paluszkami. Było to więc tzw. “party” czyli przyjęcie na stojąco
ROZDZIAŁ 8
Domyśliłem się więc, że fiat koloru yellow bahama należy do Billa Arizony przyjechali nim z willi w Siemianach
Przez chwilę pomyślałem, że może w ogóle nie przyjdzie, a zamiast niej pojawi się Czarna Dama, o której mówiła tutejsza legenda. Kto wie, czy nie wolałbym przeżyć właśnie czegoś takiego? Bo właściwie czego mogłem oczekiwać od panny D.D.? Po co była jej potrzebna znajomość z jakimś nic nie znaczącym skromnym urzędnikiem Ministerstwa Kultury i Sztuki? Dlaczego roztaczała przede mną miraże zaprosin do jej willi w dalekiej Kornwalii? I w ogóle, czemu chciała się ze mną spotkać w ustronnym miejscu w parku nad jeziorem, zamiast po prostu zaprosić mnie do swojego pokoju albo odwiedzić mnie na moim jachcie?
Poprawiła na głowie czarną chustkę i przez kilka sekund jej jasne włosy błysnęły w mroku zapadającej nocy. Z odrobiną melancholii pomyślałem, dlaczego to kobiety z którymi się zazwyczaj stykałem, choćby taka Bajeczka, nie miały takich miękkich dłoń, melodyjnego głosu i nie pachniały tak upajająco i odurzająco. Dlaczego to tylko w filmie spotykamy tak urzekające i pełne kobiecości istoty płci żeńskiej, a w codziennym życiu mamy do czynienia z niedbale uczesanymi, ubranymi w powycierane dżinsy i wybrudzone swetry - itd…
Pan jest inny. Wiele dobrego słyszałam o panu od Waldemara Batury który w tym filmie jest drugim scenografem
- Chcę, abyśmy zostali przyjaciółmi - szepnęła Diana Denver i pogłaskała mnie po policzku. Pomyślałem, że nareszcie los skrzyżował moje drogi z prawdziwym “Świętym”.
Ach, gdybyście słyszeli ten jej piękny melodyjny głos, gdy w ten cudowny sposób opowiadała o mnie i o swoich myślach. W skrytości ducha rzeczywiście uważałem się za coś w rodzaju “Świętego” i czułem się wspaniale, że podobnego zdania o mnie była również ta przepiękna kobieta. Wprawdzie nie miałem urody Rogera Moora, ale czy uroda mężczyzny mogła się liczyć u tak cudownej ostoty jaką była D.D.?
ROZDZIAŁ 9
- Jestem przedstawicielem pisma „Ciné-telé-revue” ([color=blue]korespondentem “Le Monde”[/color])
- Pierre Tendron ma znakomitego nosa. Pierre Tendron jest zawsze tam, gdzie się dzieje coś ciekawego. Zrobię pod zdjęciem podpis: “Pan Domini na wieść o porwaniu rwie sobie włosy z głowy”. Pardon, pan jest łysy, “rozpacza na wiadomość o porwaniu aktorki”
W miarę jak opowiadałem, na twarzy pana Domini pojawiał się wyraz powątpiewania, później zaś już wyraźnego niedowierzania. — Twierdzi pan, że Diana umówiła się z panem na randkę? A niby w jakim celu? Wzruszyłem ramionami. — Niech pan nie będzie naiwny, panie Domini. Czy pan nie wie w jakim celu kobieta umawia się z mężczyzną na spotkanie? Prawdopodobnie spodobałem się jej, chciała mnie poznać bliżej, porozmawiać ze mną sam na sam. — Z panem? — Z powątpiewaniem pokręcił głową. — Gdyby pan wyglądał tak jak Alain Delon albo Yves Montand, taka sytuacja byłaby prawdopodobna. Uwierzyłbym również, gdyby pan był milionerem albo filmowcem, który aktorce ma do zaoferowania jakąś wspaniałą rolę w nowym filmie. Ale w tym wypadku skłonny byłbym raczej sądzić, że to pan wywabił ją do -tu nagle kończy się monolog pana Damiani.
ROZDZIAŁ 10
I wtedy Tarzan zrobił nieoczekiwany zwrot przez sztag. Manewr był dla nas zaskakujący, a Tarzan przeprowadził go tak znakomicie, że przemknął tuż przed dziobem nadpływającej omegi i lewym halsem ruszył ostro z powrotem w kierunku północnym, to jest na ogromne rozlewisko Jezioraka, między Czaplim Ostrowiem a miejscowością o nazwie Jeziorno.
ze złością i uderzyłem dłonią w dach kabiny. - Nigdy nie stałaś się „Szkwałem”. Zawsze byłaś i pozostaniesz powolną „Krasulą”. (W odpowiedzi na mój okrzyk Winnetou odwrócił ku mnie twarz i odezwał się spokojnie) Simon Templer zrozumiał mój gest. — Wspomniał mi pan kiedyś o dodatkowym foku. Czy pan go ma na jachcie? - zapytał.
Domyśliłem się, do czego zmierza Tarzan. Postanowił wyprowadzić nas na środek rozlewiska i kolejnym niespodziewanym zwrotem zawrócić w stronę Iławy (w stronę Siemian i Iławy)
ROZDZIAŁ 11
Przepłynęliśmy zatokę i znowu wydostaliśmy się na wyboistą drogę. Teraz pokazał się skraj lasu i tablica: Zakaz wjazdu, z dopiskim: Nie dotyczy administracji lasów państwowych. Byłem tu na wiosnę, zwiedzałem cały ten teren. W pobliżu znajdowała się plantacja nasienna sosny, gdzie specjalnie wyselekcjonowane gatunki drzew, owocując, dawały cenne nasiona. Dlatego zakazano wjazdu na ten obszar. Ale ja miałem sprawę niezwykłej wagi i musiałem dotrzeć do położonego tuż nad następną zatoką drewnianego domku krytego trzciną, gdzie przed ośmiu laty umarł Gustaw Kodrąb, poeta i malarz ludowy, autor wiersza „Złota rękawica” i musiałem jechać dalej tą drogą, aby dotrzeć do położonego tuż nad następną zatoką głęboko wrzynającą się w ląd niedużego drewnianego domu, gdzie przez kilkadziesiąt lat żył, a przed ośmiu lat umarł Gustaw Kodrąb
Wszystkie te rzeczy oddałem Muzeum Mazurskiemu w Olsztynie które przygotowuje ekspozycję sztuki ludowej Warmii i Mazur oraz interesuje się literaturą ludową. A co do owego domu Kodrąba, jego córka stwierdziła, że nie nadaje się już na remont. Zostanie wkrótce rozebrany z polecenia Urzędu Gminnego w Zalewie, gdyż skrawek ziemi jej ojca oraz teren z zabudową przekazano nadleśnictwu pod rozszerzającą się wciąż plantację nasienną.
Oto dom poety miał okna starannie zabite nowymi i jeszcze świecącymi bielą deskami, nowe drzwi z mocnym zamkiem. Więc to tutaj rekwizytorzy Batury gromadzą kupowane w okolicznych wioskach stare meble, pomyślałem.
- Ach, proszę się na mnie nie gniewać! - niespodziewanie pocałowała mnie w policzek. - Chcę, abyśmy zostali przyjaciółmi, Monsieur la Bagnolette. Nie mogę pana zaprosić do Kornwalii, ponieważ nie mam tam żadnej willi, w ogóle nie mam żadnej willi i jestem bez centa przy duszy. To moje pierwsza rola w filmie i dopiero na nie coś trochę zarobię
ROZDZIAŁ 12
To mówiąc pocałowała mnie w policzek. Zaproponowałem, że ją odprowadzę. Zgodziła się, bo chyba nikomu nie mogło z tego powodu przyjść do głowy, że planujemy wspólny kilkudniowy rejs. Zgodziła się, bo ostatecznie nie było w tym nic podejrzanego, gdy ja i ona spacerujemy po ulicach Iławy.
Czy Batura odważy się wyłamać drewniane drzwi, na których wisi duża kłódka? … i nakryję go na gorącym uczynku włamania. Powtórzy się historia, którą już kiedyś przeżyłem w Niesamowitym Dworze. Batura został schwytany na gorącym uczynku … łamania przepisów o ochronie zabytków. Oczywiście, nie powędruje za kratki, jak wtedy, ale naje się wstydu, zapłaci dużą grzywnę, którą mu wyznaczy Kolegium Orzekające.
Już miałem podnieść główny żagiel i odwiązać cumę, gdy na deskach opustoszałego o tej porze pomostu głośno zatupały kroki i zjawiła się dziewczyna w haftowanej bluzce i w szerokiej spódnicy z żółtymi słonecznikami. … — Ale dokąd pani chce płynąć? — Dawniej chciałam płynąć tylko na wyspę, a teraz dalej i dalej, jak najdalej. — Od czego? — Od przygód - oświadczyła. Roześmiałem się. — W porządku, Bajeczko. Mam nadzieję, że nie czeka nas już żadna przygoda.
KONIEC
Maszynopis jednak tu się jeszcze nie kończy. … dość szybko minęliśmy Szałkowo, a wkrótce, mimo zapadającej nocy, ujrzeliśmy przesmyk na jezioro Widłąg, gdzie nie tak dawno schronili się, ścigani przez nas “piraci” z “Rogerem”. W małej zatoczce, gdzie chciałem zarzucić kotwicę i pozostać na noc, zakotwiczony był zabawny domek kempingowy na pływakach. (Na werandzie starszy pan z ogromną siwiejącą brodą pali fajkę.) Gdy noc już niemal zapadła, on zawołał w naszą stronę - co, tego zapewne nigdy się nie dowiemy, gdyż tu naprawdę kończy się tekst maszynopisu.
Kustosz [Usunięty]
Wysłany: 2018-04-24, 10:17:43
Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że mogę kliknąć "pomógł" w tym temacie, co uczyniłem z radością. KAWAŁ DOBREJ, ŻMUDNEJ ROBOTY Johnie. Jestem pod warażeniem!
Zamiana Winnetou na Psychologa moim zdaniem dobra, choć ja zostawiłbym Winnetou w roli Grodzkiego. Taki epizod byłby sympatycznym nawiązaniem do wcześniejszych tomów.
Ostatnio zmieniony przez 2018-04-24, 10:27, w całości zmieniany 1 raz
Kustosz [Usunięty]
Wysłany: 2018-04-24, 12:58:20
John Dee napisał/a:
Willa Lejwody to był kryty eternitem tzw. “dachowiec”, na wysokim, zrobionym z pustaków podpiwniczeniu. Stromy dach opadał niemal do ziemi. W szczycie wili na pierwszym piętrze było duże okno, na parterze cała przednia ściana została oszklona.
Przy okazji wyjaśniło się ponad wszelką wątpliwość jak wyglądał, zdaniem Nienackiego, ów dachowiec, o czym dyskutowaliśmy kiedyś zawzięcię w wątku dotyczących Skiroławek i dachowca Porwasza:)
W zasadzie można powiedzieć, że mamy dowód na to, że wiersz "Złota rękawica" jest autorstwa Poety Zbigniewa Nienackiego. Przecież gdyby wiersz był napisany przez kogoś innego Nienacki nie zmieniał by jego treści. Tym bardziej, ze poprawki są bardzo trafne i moim zdaniem podnoszą wartość utworu.
_________________
Martin Even
Grands Boulevards.
Akty meskie i kobiece bez odchyleń w stronę pornografii
Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, milczą
Kustosz [Usunięty]
Wysłany: 2018-04-24, 13:10:17
Even napisał/a:
W zasadzie można powiedzieć, że mamy dowód na to, że wiersz "Złota rękawica" jest autorstwa Poety Zbigniewa Nienackiego.
Fakt, jest dowód, chociaż myślałem, że zostało to już wcześniej udowodnione.
Tyle jest do czytania, że spokojnie można było to podzielić na kilka części! Kawał dobrej roboty!
To ja dodam, że bym się ucieszył z obecności Winnetou w tej części. Nienacki miał jednak jakiś uraz do rozgrywania akcji tymi samymi bohaterami w kolejnych częściach. Wyjątki to chyba tylko Marczak, Batura, no i może Wihelm Tell, choć w sumie też pojawiają się rzadko.
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14107 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2018-04-24, 16:38:17
Dziękuję za te “pomogły” i miłe słowa Kustoszu, Evenie, Tereso…
Even napisał/a:
Mamy dowód na to, że wiersz "Złota rękawica" jest autorstwa Poety Zbigniewa Nienackiego. Przecież gdyby wiersz był napisany przez kogoś innego Nienacki nie zmieniał by jego treści.
Też od razu o tym pomyślałem, Evenie. Ewidentnie dopracowywał swój własny wiersz, i to do ostatniej chwili.
Szara Sowa napisał/a:
ucieszył z obecności Winnetou… Nienacki miał jednak jakiś uraz do rozgrywania akcji tymi samymi bohaterami w kolejnych częściach.
Co jest tym bardziej dziwne że zarazem miał spore trudności z wymyślaniem szczegółów biograficznych, imion i nazwisk, które przeważnie zapożyczał od znajomych, lekko je tylko przekręcając. Łatwiej byłoby mu więc recyclować od czasu do czasu którąś z postaci z uprzednich publikacjach, ale jak widzimy na przykładzie Winnetou, nie potrafił, potrzebował za każdym razem nowej krwi. Usunięcie Winnetou ze Złotej rękawicy, który pojawia się w tak wielu scenach, musiało jednak być, wyobrażam sobie, decyzją szczególnie trudną i bolesną. Błędem? Może…
Ostatnio zmieniony przez Szara Sowa 2023-09-03, 14:35, w całości zmieniany 1 raz
Czyli w "ZR" miał występowac Winnetou! Ostateczna rezygnacja z tej postaci przypomina mi rezygnację z Karen w "Fantomasie", o której dyskutowalismy swego czasu w odpowiednim wątku. Rzeczywiście, Nienacki rzadko wraca do swoich bohaterów, Batura ze swoimi czterema (!) wystąpieniami jest rekordzistą, podobnie jak Marczak.
_________________ Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.
"Wolność i władza mają tylko jedną wspólną cechę: nadużywanie."
Karol Bunsch
Pomogła: 169 razy Wiek: 52 Dołączyła: 05 Kwi 2013 Posty: 32587 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-04-24, 18:47:01
Przeczytałam sobie na spokojnie. Nieźleś się narobił Johnie!
John Dee napisał/a:
Even napisał/a:
Mamy dowód na to, że wiersz "Złota rękawica" jest autorstwa Poety Zbigniewa Nienackiego. Przecież gdyby wiersz był napisany przez kogoś innego Nienacki nie zmieniał by jego treści.
Też od razu o tym pomyślałem, Evenie. Ewidentnie dopracowywał swój własny wiersz, i to do ostatniej chwili.
Tak, myślę, że to nie ulega kwestii. Szkoda, bo cały czas miałam nadzieję, że jednak gdzieś ten Kodrąb się znajdzie.
Widzę, że w pierwotnej wersji była wspomniana wśród petów Zientara, która potem zniknęła. Ta od wiersza o rękach, który mi się wydawał nieco podobny w melodii i konstrukcji do Złotej Rękawicy, której tomik jest w dawnym domu Nienackiego. Może specjalnie usunął, żeby zatrzeć ślad?
Szkoda tego Winnetou. Tym bardziej, że – zdaje się – nie tylko miał naraić jacht, ale też płynąć! Chociaż te wywody o ORMO-wcu, który praworządnie chciał być ostro skontrolowany rzeczywiście lekko niestrawne…
I nie do końca zrozumiałam – w najbardziej pierwotnej wersji miało nie być Piotrusia?
Szkoda, że nie ma jakichś nowych punktów zaczepienia do topograficznych analiz.
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14107 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2018-04-24, 19:56:48
Berta von S. napisał/a:
Widzę, że w pierwotnej wersji była wspomniana wśród petów Zientara, która potem zniknęła… Może specjalnie usunął, żeby zatrzeć ślad?
Bardzo bystrze wydedukowane. Tak mogło być. Włączamy do naszych pozostałych forumowych teorii spiskowych.
Berta von S. napisał/a:
Szkoda tego Winnetou. Tym bardziej, że – zdaje się – nie tylko miał naraić jacht, ale też płynąć!
Pływał, potem znikał, by na własną rękę gdzieś węszyć, podczas gdy Szara Sowa z resztą załogi pilnowali jachtu. Ale mimo tejże rzekomej hiperaktywności pozostał jakoś blady, indyferentny, po prostu nie działa w roli podwładnego kapitana Samochodzika. Zastanawiałem się, czy może jego sztucer był Nienackiemu gdzieś potrzebny (gwoli zasady Czechowa, że jeśli w pierwszym akcie sztuki na ścianie wisi broń, to w ostatnim akcie koniecznie musi wystrzelić), ale nic na to nie wskazuje, czyli tym łatwiej było Nienackiemu z nim się pożegnać. Co miało i pozytywne efekty: sympatyczna postać tego szkutnika nabrała przez to dalszych rumieńców, wzrósł również profil pozostałych członków załogi “Krasuli”, którzy przejąć musieli obowiązki pokładowe, które inaczej powierzono by Winnetou, żeglarzowi jak pamiętamy wyśmienitemu.
Porównanie przytoczone przez Iryckiego, z Karen w PSiF, jest w tym kontekście bardzo trafne, dokładnie ta sama problematyka.
Berta von S. napisał/a:
I nie do końca zrozumiałam – w najbardziej pierwotnej wersji miało nie być Piotrusia?
Ależ nie, był, tyle że Nienacki nie umiał zdecydować, jaki nadać mu przydomek: filozof, chłopaczek, greenhorn? Tu również widzę podobieństwa z “Fantomasem”, gdzie Robert długi czas nosił imię Camille, a raz nawet Garmin.
- Chcę, abyśmy zostali przyjaciółmi - szepnęła Diana Denver i pogłaskała mnie po policzku. Pomyślałem, że nareszcie los skrzyżował moje drogi z prawdziwym “Świętym”.
Ach, gdybyście słyszeli ten jej piękny melodyjny głos, gdy w ten cudowny sposób opowiadała o mnie i o swoich myślach. W skrytości ducha rzeczywiście uważałem się za coś w rodzaju “Świętego” i czułem się wspaniale, że podobnego zdania o mnie była również ta przepiękna kobieta. Wprawdzie nie miałem urody Rogera Moora, ale czy uroda mężczyzny mogła się liczyć u tak cudownej ostoty jaką była D.D.?
A więc Nienacki pamiętał to, co tak w zawoalowany sposób napomknął w Księdze strachów.
John Dee napisał/a:
Maszynopis jednak tu się jeszcze nie kończy. … dość szybko minęliśmy Szałkowo, a wkrótce, mimo zapadającej nocy, ujrzeliśmy przesmyk na jezioro Widłąg, gdzie nie tak dawno schronili się, ścigani przez nas “piraci” z “Rogerem”. W małej zatoczce, gdzie chciałem zarzucić kotwicę i pozostać na noc, zakotwiczony był zabawny domek kempingowy na pływakach. (Na werandzie starszy pan z ogromną siwiejącą brodą pali fajkę.) Gdy noc już niemal zapadła, on zawołał w naszą stronę - co, tego zapewne nigdy się nie dowiemy, gdyż tu naprawdę kończy się tekst maszynopisu.
No, no, czyli wygląda to na próbę wstępu do kolejnej przygody!
I nie do końca zrozumiałam – w najbardziej pierwotnej wersji miało nie być Piotrusia?
Ależ nie, był, tyle że Nienacki nie umiał zdecydować, jaki nadać mu przydomek: filozof, chłopaczek, greenhorn?
Ok, już łapię. Zmyliło mnie, że w kilku miejscach Winnetou robi rzeczy, które później robił Piotruś, ale już to powyżej wyjaśniłeś.
Szara Sowa napisał/a:
John Dee napisał/a:
Maszynopis jednak tu się jeszcze nie kończy. … dość szybko minęliśmy Szałkowo, a wkrótce, mimo zapadającej nocy, ujrzeliśmy przesmyk na jezioro Widłąg, gdzie nie tak dawno schronili się, ścigani przez nas “piraci” z “Rogerem”. W małej zatoczce, gdzie chciałem zarzucić kotwicę i pozostać na noc, zakotwiczony był zabawny domek kempingowy na pływakach. (Na werandzie starszy pan z ogromną siwiejącą brodą pali fajkę.) Gdy noc już niemal zapadła, on zawołał w naszą stronę - co, tego zapewne nigdy się nie dowiemy, gdyż tu naprawdę kończy się tekst maszynopisu.
No, no, czyli wygląda to na próbę wstępu do kolejnej przygody!
Co by stało w sprzeczności z lansowanymi przez niektórych tezami, że wypowiedziane do Bajeczki zdanie "Mam nadzieję, że nie czeka nas już żadna przygoda"było informacją o zakończeniu cyklu.
_________________ Drużyna 5
Ostatnio zmieniony przez Berta von S. 2018-04-24, 22:19, w całości zmieniany 1 raz
No i podziwiam Twoją pracowitość: wklepać tyle tekstu...
Ja wczoraj wklepałem w ramach obowiązków trzynaście stron, więc dzisiaj nie mam nastroju do dłuższych form...
A więc tak kilka uwag z przyrzutu:
To co moi PT poprzednicy już napisali: chyba już nie ma wątpliwości - o ile takie były - co do tożsamości Gustawa Kodrąba.
Wersja zaprezentowana nie jest oczywiście tą absolutnie ostateczną, która trafiła do książki. W rozdziale VII znajdujemy wyniebieszczone nazwisko poety mazurskiego Wiktora Kanigowskiego, które trafiło do książki. Trafił tam nawet fragment jednego z jego wierszy. Od razu zauważyłem, bo znam kogoś o tym nazwisku.
Uwaga do rozdziału I - chodzi tam o łodzie klasy hornet.
Zientarowa - zapewne chodzi o pisarkę, poetkę, folklorystkę, nauczycielkę szkół polskich w Niemczech Marię Zientarę, potem Zientarę-Malewską. Ona pochodziła z Warmii, nie z Mazur i dlatego zapewne ZN z niej zrezygnował.
_________________ Z 24
Ostatnio zmieniony przez Z24 2018-04-24, 23:01, w całości zmieniany 1 raz
Kynokephalos Moderator Członek Kapituły Samochodzikowej Książki Roku
Pomógł: 139 razy Dołączył: 07 Cze 2011 Posty: 6655 Skąd: z dużego miasta.
Wysłany: 2018-04-25, 06:51:04
1.
John Dee napisał/a:
- Jak panu na imię? - zapytała. — Przyjaciele zwą mnie Szarą Sową.
— Szarą Sową? Dlaczego?
— Bo widzę w ciemnościach.
— Naprawdę?
— Nie. W przenośni. Dostrzegam niekiedy sprawy, które niektórzy chcieliby ukryć, zataić.
Boję się nadinterpretować, więc napiszę o tej myśli tylko jako o swoim wrażeniu.
Odniosłem wrażenie, że Nienacki miał przez pewien czas pokusę by zmienić profil, czy wręcz tożsamość swojego bohatera. Tomasz zawsze na podobne pytanie odpowiadał "Przyjaciele nazywają mnie Panem Samochodzikiem". Nawet w "Człowieku z UFO". I nawet w "Niewidzialnych", gdzie Monika poznaje go jako Pana Samochodzika a o imieniu Szara Sowa dowiaduje się później, z zaskoczeniem i niedowierzaniem. Szarą Sową nazywa się Tomasza tylko w środowisku jego przyjaciela Winnetou. A tu niespodziewanie przy spotkaniu z zupełnie obcą osobą: "Przyjaciele zwą mnie Szarą Sową." Czegoś takiego Tomasz nie powiedział nigdy wcześniej ani nigdy później.
Pomyślałem więc, że może Nienacki rozważał myśl, by porzucić "motoryzacyjną" identyfikację Pana Samochodzika na rzecz "mazursko - żeglarsko - przyrodniczo - indiańskiej" identyfikacji z Szarą Sową. Kontynuacja znajomości z Winnetou byłaby jedną z konsekwencji tej zmiany kursu. Do tego ostatecznie nie doszło, ale jest faktem geograficzny dryf w kierunku Mazur w trzech przedostatnich tomach, z jednoczesnym ograniczaniem roli wehikułu szczególnie w dwóch ostatnich. Zmiana używanego przydomka byłaby symbolicznym przypieczętowaniem metamorfozy.
2.
A jeśli chodzi o Winnetou i jego obecność w "złotej rękawicy" to odniosłem wrażenie (znowu tylko tyle), że Nienacki przez chwilę zapomniał, iż Indianin nie mieszka nad Płaskim lecz daleko stąd, w okolicy Śniardw. Wyobrażam sobie że w oczach pisarza, mimo formalnie zmienionej lokalizacji, dom Winnetou nadal znajduje się właśnie tu. Co prawda "W tych okolicach Winnetou bywał rzadko, Milicja wodna go nie znała" ale poza tym jego rola w wydarzeniach przywodzi na myśl kogoś obeznanego z terenem, niemal gospodarza. Pomoc w poszukiwaniu żagłówki dla przyjaciela, zachowanie w stodole z kadłubem Krasuli, pośrednictwo w remoncie - wskazują raczej na kogoś miejscowego.
Dalej moje wrażenie mówi mi, że rezygnacja z postaci Indianina w tej powieści wynikała z rozmaitych powodów wymienionych już przez przedmówców, ale trochę także z uświadomienia sobie (ale dopiero po upływie czasu) że Winnetou tutaj nie pasuje, że to nie są jego tereny.
3.
I jeszcze w związku z Winnetou:
John Dee napisał/a:
Gdy wyjmował swoje pozwolenie na broń, zauważyli jego ORMO-wską legitymację. Nie okazał im jej, bo nie chciał, aby milicjanci może ze względu na jego przynależność do ORMO mniej bacznie sprawdzali wyposażenie jacht w sprzęt ratunkowy. Był człowiekiem, który nigdy nie chciał żadnych specjalnych względów. Należał do ORMO, do Straży Ochrony Przyrody, był człowiekiem niezwykle aktywnym i udzie…i tu koniec.
Jak zauważyła Berta, "te wywody o ORMO-wcu, który praworządnie chciał być ostro skontrolowany rzeczywiście lekko niestrawne…". Autor chyba też to spostrzegł i stąd raptowne przerwanie myśli w pół słowa. Niemal widzę go jak przy maszynie złapał się za głowę myśląc "co za drętwe komunały tutaj plotę" i, niczym Nepomucen Maria Lubiński, "poczuł ogarniające go obrzydzenie do swojej roboty.".
Pozdrawiam,
Kynokephalos
P.S. Też kliknąłem "pomógł". Tak jak Evenowi nie udało mi się przy zasadniczym poście, więc użyłem kolejnego.
_________________ Wonderful things...
Zwycięzca rywalizacji rowerowej w 2019 r.
Kustosz [Usunięty]
Wysłany: 2018-04-25, 08:17:17
Kynokephalos napisał/a:
Pomyślałem więc, że może Nienacki rozważał myśl, by porzucić "motoryzacyjną" identyfikację Pana Samochodzika na rzecz "mazursko - żeglarsko - przyrodniczo - indiańskiej" identyfikacji z Szarą Sową. Kontynuacja znajomości z Winnetou byłaby jedną z konsekwencji tej zmiany kursu.
Nadinterpretacja, zdecydowania. Szarą Sową stawał się Tomasz w mazurskim, indiańskim środowisku Winnetou. Dobrze to widać w „Niewidzialnych” gdzie był i Panem Samochodzikiem i Szarą Sową w zależności od tego w jakim otoczeniu dzieje się akcja. Decyzją autora, robotę stracił tu Winnetou więc konsekwentnie zabrakło miejsca dla Szarej Sowy.
Kynokephalos napisał/a:
Dalej moje wrażenie mówi mi, że rezygnacja z postaci Indianina w tej powieści wynikała z rozmaitych powodów wymienionych już przez przedmówców, ale trochę także z uświadomienia sobie (ale dopiero po upływie czasu) że Winnetou tutaj nie pasuje, że to nie są jego tereny.
A ja myślę, że po prostu nie miał pomysłu na tę postać w tym tomie. Żeby to miało sens, coś musiałby wynikać z obecności Winnetou. Coś więcej niż, mówiąc obrazowo, snucie się przed kamerą. W „Niewidzialnych”, Winnetou też przecież działał na nie swoim terenie.
Kynokephalos napisał/a:
Niemal widzę go jak przy maszynie złapał się za głowę myśląc "co za drętwe komunały tutaj plotę" i, niczym Nepomucen Maria Lubiński, "poczuł ogarniające go obrzydzenie do swojej roboty.".
Mam nadzieję, że tak właśnie było. Ale porzucenie tego wątku może być po prostu konsekwencją usunięcia Winnetou.
Kynokephalos Moderator Członek Kapituły Samochodzikowej Książki Roku
Pomógł: 139 razy Dołączył: 07 Cze 2011 Posty: 6655 Skąd: z dużego miasta.
Wysłany: 2018-04-25, 09:01:36
Kustosz napisał/a:
Szarą Sową stawał się Tomasz w mazurskim, indiańskim środowisku Winnetou.
Nie w mazurskim lecz jedynie w indiańskim.
Kustosz napisał/a:
Dobrze to widać w „Niewidzialnych” gdzie był i Panem Samochodzikiem i Szarą Sową w zależności od tego w jakim otoczeniu dzieje się akcja.
No właśnie. Tylko w otoczeniu Winnetou Tomasz stawał się Szarą Sową, w pozostałych kontaktach był Panem Samochodzikiem. A tutaj nieznanej osobie, sam na sam, bez indiańskiego kontekstu przedstawia się jako Szara Sowa. To jednak jest nowa jakość, w żadnym innym miejscu niewystępująca, i przesunięcie akcentu. Tak, jakby miał całkowicie porzucić wcześniejszy przydomek. Jakby nie miał już być "i Panem Samochodzikiem i Szarą Sową" a tylko tym drugim. Ale nie upieram się.
Kustosz napisał/a:
A ja myślę, że po prostu nie miał pomysłu na tę postać w tym tomie. Żeby to miało sens, coś musiałby wynikać z obecności Winnetou. Coś więcej niż, mówiąc obrazowo, snucie się przed kamerą.
A to swoją drogą. Jak mówiłem, nie neguję innych przyczyn wymienionych przez przedmówców, ani zresztą przez tych, którzy jeszcze się wypowiedzą.
Co prawda nie samo snucie się przed kamerą, skoro Winnetou miał przyłożyć rękę do odnalezienia "Szkwału" - ale późniejsza akcja rzeczywiście wydaje się nie wykorzystywać jego obecności.
Zaś właśnie działalność Winnetou jako agenta poszukującego łodzi na sprzedaż staje pod znakiem zapytania kiedy uświadomimy sobie, że odległość ze Śniardw nad Jeziorak jest tego samego rzędu co z Warszawy nad Jeziorak. Osoba niedysponująca własnym środkiem transportu miałaby tym bardziej utrudnione zadanie. Co innego, gdyby nad Jeziorakiem mieszkała. Ale nie upieram się, dzielę się refleksjami.
Kustosz napisał/a:
W „Niewidzialnych”, Winnetou też przecież działał na nie swoim terenie.
W sporej części jednak na swoim.
Kustosz napisał/a:
porzucenie tego wątku może być po prostu konsekwencją usunięcia Winnetou.
Jasne. Przerwanie w pół słowa kryje w sobie jakiś, nazwijmy to, dramatyzm i dlatego bawię się wyobrażeniem scenki o której pisałem wcześniej - ale oczywiście mogło to wynikać z innej, przypadkowej przyczyny.
Pozdrawiam,
Kynokephalos
_________________ Wonderful things...
Zwycięzca rywalizacji rowerowej w 2019 r.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.