PanSamochodzik.net.pl Strona Główna
FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy Rejestracja  Album  Zaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Przesunięty przez: Szara Sowa
2016-10-26, 08:36
Utworzenie nowego Pana Samochodzika poprzez Crowdfunding
Autor Wiadomość
John Dee 
Moderator
Epicuri de grege porcus



Pomógł: 125 razy
Dołączył: 06 Wrz 2014
Posty: 14104
Skąd: Niemcy
Wysłany: 2016-05-22, 10:12:21   

tristan napisał/a:
...to jest całkiem inne niż Doyle. INNE. TOTALNIE INNE. Nie ważne, dobre czy złe, ale nie jest stylem Doyle'a. Doyle miał zupełnie inny styl.

Wyczerpująca analiza… :zzz:
 
 
irycki 
Maniak Samochodzika
Pan Motocyklik



Pomógł: 24 razy
Wiek: 57
Dołączył: 13 Paź 2015
Posty: 5815
Skąd: Legionowo
Wysłany: 2016-05-22, 11:08:45   

John Dee napisał/a:
Może to tylko polski przekład jest nie za bardzo? W angielskim iluzja, że czytasz Doyle`a, jest całkowita.

To jest oczywiście możliwe. Inna rzecz że Doyle'a czytywałem w różnych przekładach i nigdy nie miałem wątpliwości że jest to Doyle a nie podróbka.

Ja może wypowiedziałem się mało precyzyjnie, bo mówiąc "styl" mam na myśli sens bardziej ogólny - nie tylko sposób budowania zdań, ale np. "prowadzenie" postaci. I tam mi momentami strasznie zgrzytało. Nie mam teraz pod ręką ksiązki, ale może kiedyś w wolnej chwili w jakimś bardziej stosownym wątku o tym napiszę.
_________________

Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.

"Wolność i władza mają tylko jedną wspólną cechę: nadużywanie."
Karol Bunsch

Moje fotoszopki (akt. 13.11.2022)
.
 
 
RdK
[Usunięty]

Wysłany: 2016-05-22, 20:54:16   

PS "okiem Batury" (a nawet Kuryłły :053: ), to jak dla mnie dużo lepszy pomysł, niż pisanie kolejnych, niepowiązanych ze sobą fanficów "o dalszych losach". Przede wszystkim dotyczyłyby tego, co faktycznie (w realiach powieści) się stało ;) Oczywiście, dla pisarza zadanie trudne, bo trzeba trzymać się już pewnych ram i konwencji.

Ktoś kto pisze bardzo od siebie, ram nie znosi, byłby to trudny orzech do zgryzienia. Ponadto, do ram należy też sama osobowość Batury i tylko w małym stopniu można by ją dopowiedzieć, tak by nie narysować zupełnie innej postaci.

Oczywiście, zawsze można podejść do sprawy po łebkach... :/
 
 
tristan 
Słyszał o Samochodziku


Dołączył: 13 Mar 2016
Posty: 20
Skąd: stąd
Wysłany: 2016-05-22, 21:30:48   

John Dee napisał/a:
tristan napisał/a:
...to jest całkiem inne niż Doyle. INNE. TOTALNIE INNE. Nie ważne, dobre czy złe, ale nie jest stylem Doyle'a. Doyle miał zupełnie inny styl.

Wyczerpująca analiza… :zzz:


No trudno. Nie umiem inaczej. Wiem, jak odbiera to mój mózg. Doyle pisał prymitywnie, prostacko, ta akcja była jakaś taka prosta, zwyczajna, bez udziwnień, taka bardziej dla dzieci. Horowitz ma to bardziej takie mroczne, dołujące, inteligentniejsze i bardziej złożone.

Ciężko mi to określić, to stylistyki zdań Nienackiego też nie umiem opisać, ale wewnętrznie czuję, że np. Niemirski to nie to. Choć się chłop naprawdę starał sklonować. Ale coś zgrzyta. Mózg tego nie odbiera jako styl Nienackiego. I tak samo mam z Horowitzem. Nie jestem w stanie tego pomylić. To dwaj odmienni stylistycznie pisarze.
 
 
irycki 
Maniak Samochodzika
Pan Motocyklik



Pomógł: 24 razy
Wiek: 57
Dołączył: 13 Paź 2015
Posty: 5815
Skąd: Legionowo
Wysłany: 2016-05-23, 08:23:11   

tristan napisał/a:
Wiem, jak odbiera to mój mózg. Doyle pisał prymitywnie, prostacko, ta akcja była jakaś taka prosta, zwyczajna, bez udziwnień, taka bardziej dla dzieci. Horowitz ma to bardziej takie mroczne, dołujące, inteligentniejsze i bardziej złożone.


Jakkolwiek nie zgodzę się z przymiotnikami "prymitywnie" i "prostacko", to trafiłeś w punkt. Doyle był pisarzem dziewiętnastowiecznym i pisał w stylu "dziewiętnastowiecznym", cokolwiek by to miało znaczyć. Horowitz ma cały bagaż współczesności i choć stara się "być dziewiętnastowieczny", to mu ten współczesny sztafaż co i rusz wyskakuje. Daje to, toutes proportions gardées, trochę taki efekt, jak w "Testamencie rycerza Jędrzeja" - oczywiście jest on o kilka rzędów wielkości mniej dokuczliwy, ale daje się zauważyć takie trochę "zderzenie światów".

I tu jest wehikuł pogrzebany :D - jeśli chcę sobie przeczytać współczesny kryminał, to sięgam po współczesny kryminał. A "Holmesa" cenię właśnie za tę swego rodzaju ramotkowatość (ale w pozytywnym sensie). A tu mi wtryniają coś, co ma być Holmesem, ale z Holmesa ma postacie i - niech będzie - do pewnego stopnia styl.

To trochę tak, jakbym zamówił stary szafowy zegar wahadłowy, a dostał - owszem, stylizowany na stary - zegar elektroniczny, w którym wahadło jest dla picu i porusza je silniczek. I co z tego że taki zegar będzie dokładniejszy?

Żeby nie ciągnąć tego przydługiego offtopu - trochę sięboję takiego efektu w przypadku "staronowego" Samochodzika. Tzn. czy autor zdoła odrzucić cały bagaż początków 21-go wieku i napisać tak, jak napisałby Nienacki w latach 60/70-tych. A jeśli mu się uda, to czy z kolei ktoś poza bandą nawiedzonych postrzeleńców będzie chciał to czytać?

Co nie zmienia faktu, że jeśli taki crowdfunding powstanie, to ja się zrzucam!!!
_________________

Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.

"Wolność i władza mają tylko jedną wspólną cechę: nadużywanie."
Karol Bunsch

Moje fotoszopki (akt. 13.11.2022)
.
 
 
tristan 
Słyszał o Samochodziku


Dołączył: 13 Mar 2016
Posty: 20
Skąd: stąd
Wysłany: 2016-05-23, 10:47:50   

Myślę, że tego klimatu nie da się podrobić. Tego rzeczywistego zaangażowania. Tego prymitywnego, niewspółczesnego podejścia. Tego, że niby Tomasz był lamerem, że akcja pisze głupoty o żeglowaniu, głupoty o motoryzacji, głupoty o sporcie (Tomasz się z podręcznika nauczył Judo w 1 noc bodajże) i w ogóle jest mocno naciągana jak moje majtki, a pomimo to Nienacki to Nienacki i chce się go czytać w kółko. Zresztą nie tylko Samochodziki – Wielki Las. Obrzydliwa książka, nie powinienem jej czytać, a ten styl wciąga.

Nienacki w ogóle żył w takim klimacie PRLowskiego nadęcia i boję się, że wszystko inne będzie nierealnym żartem, kpiną, bo nikt z nas z taką pasją i przekonaniem nie będzie oddawał klimatu Milicji, która była debeściakowata, ORMO, które paskudnych Niemców gnoiło itp.


Poza tym, możliwe, że taka literatura musi się zestarzeć? Gdy czytałem świeżego Szumskiego czy Niemirskiego, to nie podobało mi się. A teraz czytam z przyjemnością. Nie taką, jak styl Nienackiego, ale jednak nie z taką niechęcią jak 16 lat temu.
 
 
Even 
Moderator
żywa skamielina forumowa



Pomógł: 22 razy
Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 5510
Skąd: Gdańsk

Wysłany: 2016-05-23, 11:04:52   

tristan napisał/a:
Gdy czytałem świeżego Szumskiego czy Niemirskiego, to nie podobało mi się. A teraz czytam z przyjemnością.

Szumskiego z przyjemnością? :galy:
Chyba, że jesteś masochistą. ;-)
Nawet przygody Gacoperka są ciężkostrawne, a co dopiero bardziej poważna twórczość.
_________________


Martin Even
Grands Boulevards.
Akty meskie i kobiece bez odchyleń w stronę pornografii
Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, milczą
 
 
tristan 
Słyszał o Samochodziku


Dołączył: 13 Mar 2016
Posty: 20
Skąd: stąd
Wysłany: 2016-05-23, 11:05:44   

irycki napisał/a:


Jakkolwiek nie zgodzę się z przymiotnikami "prymitywnie" i "prostacko", to trafiłeś w punkt. Doyle był pisarzem dziewiętnastowiecznym i pisał w stylu "dziewiętnastowiecznym",


Nie jestem znawcą literatury, nie wiem na ile to dziewiętnastowieczne, ale Doyle to mi się jakoś niewyrafinowanie kojarzy. Właśnie prymitywnie tak. Coś jak Barbara Cartland, choć oczywiście styl i tematyka inna. Ale takie niezbyt inteligentne, coś dla klasy robotniczej może… Takie niesalonowe. Treść też taka nieskomplikowana, czytałem to jako dzieciak i ogarniałem. Już Agatha Christie pisała ciekawiej, choć ona też z pogranicza romansów miała podejście, albo, co gorsza, odlatywała w fantastykę.


Czytając Doyla, jako nie czuję dreszczyku zła. Nawet ten demoniczny Moriarty, nie bardzo jest demoniczny. W porównaniu z Moriartym z Moriartego Horowitza, ten od Holmesa jakiś takie nieudolny, safanduła, nie wzbudza przerażenia.

Myślę, że Doyle to tak jak Karol May – pisał lekkie przygodówki, odbiegające od realiów, prostym językiem. Coś dla nastolatków. A Horowitz to już takie mroczne coś dla odważnych dorosłych.
 
 
tristan 
Słyszał o Samochodziku


Dołączył: 13 Mar 2016
Posty: 20
Skąd: stąd
Wysłany: 2016-05-23, 11:09:04   

Even napisał/a:
tristan napisał/a:
Gdy czytałem świeżego Szumskiego czy Niemirskiego, to nie podobało mi się. A teraz czytam z przyjemnością.

Szumskiego z przyjemnością? :galy:
Chyba, że jesteś masochistą. ;-)
Nawet przygody Gacoperka są ciężkostrawne, a co dopiero bardziej poważna twórczość.


Ja mówię o Samochodzikach. Nic innego nie czytałem Szumskiego. Że jak wychodziły, to mnie wkurzały. Do dzisiaj mnie wkurza Jędrzej. Ale te autorskie już są przyjemniejsze niż 16 lat temu.
 
 
Piratka 
Forumowy Badacz Naukowy



Pomogła: 15 razy
Dołączyła: 23 Sty 2013
Posty: 3238
Skąd: Wyspa Skarbów
Wysłany: 2016-10-23, 16:14:27   

tristan napisał/a:
Nienacki w ogóle żył w takim klimacie PRLowskiego nadęcia i boję się, że wszystko inne będzie nierealnym żartem, kpiną, bo nikt z nas z taką pasją i przekonaniem nie będzie oddawał klimatu Milicji, która była debeściakowata, ORMO, które paskudnych Niemców gnoiło itp.
Różnie bywało. Milicja w Uroczysku jest nieporadna, narrator musi ją wyręczyć w poszukiwaniach. Czasem od stórża prawa musi wysłuchać pretensji (Dwór, Winnetou), ale to on obmysla pułapkę na złoczyńców a milicja tylko ją wykonuje (Frombork), bądź nawet robi ją sam i puszcza wolno opryszków nie powiadamiając milicji (Rękawica, trochę podobnie Księga). To PS jest the best (o ile taki zwrot pasuje).

Oczywiście sposób pisania ZN jest jedyny w swym rodzaju, jeżeli wybaczycie mi podobny truizm.
_________________


- A czy nie ma dobrych piratów?
- Nie. Bo to się mija z samym założeniem piractwa.
 
 
Piratka 
Forumowy Badacz Naukowy



Pomogła: 15 razy
Dołączyła: 23 Sty 2013
Posty: 3238
Skąd: Wyspa Skarbów
Wysłany: 2016-10-23, 16:38:05   

tristan napisał/a:
Nie jestem znawcą literatury, nie wiem na ile to dziewiętnastowieczne, ale Doyle to mi się jakoś niewyrafinowanie kojarzy. Właśnie prymitywnie tak. Coś jak Barbara Cartland, choć oczywiście styl i tematyka inna. Ale takie niezbyt inteligentne, coś dla klasy robotniczej może… Takie niesalonowe. Treść też taka nieskomplikowana, czytałem to jako dzieciak i ogarniałem. Już Agatha Christie pisała ciekawiej, choć ona też z pogranicza romansów miała podejście, albo, co gorsza, odlatywała w fantastykę.

Czytając Doyla, jako nie czuję dreszczyku zła. Nawet ten demoniczny Moriarty, nie bardzo jest demoniczny. W porównaniu z Moriartym z Moriartego Horowitza, ten od Holmesa jakiś takie nieudolny, safanduła, nie wzbudza przerażenia.

Myślę, że Doyle to tak jak Karol May – pisał lekkie przygodówki, odbiegające od realiów, prostym językiem. Coś dla nastolatków.
Bez urazy, lecz nie pojmuję. Są gusta i gusta, ale bez przesadyzmu. Prymitywne? niezbyt inteligentne? Które? Tańczące sylwetki każdy by rozwiązał? Lekkie? Kciuk inżyniera (The Adventure of the Engineer's Thumb w tłumaczeniu bardziej znane pod łagodnie nic nie mówiącym tytułem Sherlock Holmes w Eyford) i podobny Grecki tłumacz. A Dolina Trwogi, majówka to to nie była.

Moriarty może nie wydawać się demoniczny, gdyż nie występuje we własnej osobie, jedynie Sherlock o nim opowiada. Groźni, mym zdaniem, byli Roylott (Nakrapiana przepaska) i Culverton Smith (Umierający detektyw), ale kończę by nie odbiegać od tematu.
_________________


- A czy nie ma dobrych piratów?
- Nie. Bo to się mija z samym założeniem piractwa.
 
 
Ad_Absurdum 
Sympatyk Samochodzika
Fanfic writer



Dołączył: 06 Paź 2016
Posty: 107
Skąd: z Księżyca
Wysłany: 2016-10-23, 23:07:40   

Wiecie co, musicie po prostu znaleźć jakiegoś autora/autorkę fanfików, który siedzi w fandomie i zapodać mu/jej ten pomysł. Napisze za darmo, za komentarze i żaden crwdfunding nie jest potrzebny :)

I tak na serio, to wydaje mi się, ze to jedyna możliwość by uniknąć przepychanek z prawami autorskimi, które na pewno wyjdą przy okazji takiego utworu literackiego, jaki macie na myśli (czyli z kanonicznymi postaciami). Książki Conan Doyle'a o Sherlocku Holmesie są już w domenie publicznej więc nikt, kto chce stworzyć kontynuację, spin-off, pastisz itp. nie musi nawet pytać o zgodę spadkobierców. Z Panem Samochodzikiem sytuacja przedstawia się zgoła odwrotnie.

Albo trza zacząć pisać samemu - z moich doświadczeń wynika, że czasem (często) jest to jedyny sposób, by przeczytać to, co się chce. Z tego co widziałem w wątku, zdaje się, że kolega irycki i pan autak twierdzili, że piszą, abo że mogą napisać. Y/Y?
_________________
 
 
Szara Sowa 
Ojciec Zarządzający



Pomógł: 153 razy
Wiek: 57
Dołączył: 24 Paź 2008
Posty: 48391
Skąd: Poznań
Wysłany: 2016-10-24, 07:12:27   

Ad_Absurdum napisał/a:
to wydaje mi się, ze to jedyna możliwość by uniknąć przepychanek z prawami autorskimi


Z tym to by nie było tak najgorzej, jako że nasze forum ostatnimi czasy nawiązało szereg kluczowytch kontaktów. :)
_________________
Drużyna 2

Nasze forum na facebooku: ./redir/facebook.com/pansamochodzikforum
Nasza forumowa geościeżka keszerska: ./redir/pansamochodzik.net.pl/viewtopic.php?p=240911#240911

 
 
Ad_Absurdum 
Sympatyk Samochodzika
Fanfic writer



Dołączył: 06 Paź 2016
Posty: 107
Skąd: z Księżyca
Wysłany: 2016-10-24, 14:15:07   

Szara Sowa napisał/a:
Z tym to by nie było tak najgorzej, jako że nasze forum ostatnimi czasy nawiązało szereg kluczowytch kontaktów. :)


O, to najs. :)

To potem casting na nowego autora. Wśród konkurencji "Niewidzialni" z perspektywy Kędziorka, dogłębna charakterystyka Janiaka i seria stuwyrazówek: Tomasz i Waldek Batura na studiach. Oh wait...
 
 
Piratka 
Forumowy Badacz Naukowy



Pomogła: 15 razy
Dołączyła: 23 Sty 2013
Posty: 3238
Skąd: Wyspa Skarbów
Wysłany: 2018-05-27, 19:40:14   

W sprawie prostackiego pisania Doyle'a
Jak w przypadku prawdziwych arcydzieł literatury, także w przypadku Doyle’a opowieść, choć napisana językiem obecnie brzmiącym momentami staroświecko, nadal świetnie się czyta. Bezbłędna angielszczyzna, jaką napisane są opowiadania, do dnia dzisiejszego bywa wykorzystywana jako wzorzec itd. (Pies Baskerville'ów w wersji do nauki angielskiego).
Zaś o Domu w unreal fantasy piszą, że naśladownictwo Conan Doyle’a jest znakomite, zaś w Portalu Kryminalnym, że Książka jest pierwszorzędna. I równie dobrze przetłumaczona.
W mulhollandbooks book firmly rooted in the style of Doyle, faithful to the character as created (Książka mocno zakorzeniona w stylu Doyle'a, wiernie oddająca postacie, tak jak zostały pomyślane) podczas gdy w ForReadingAddicts story should offend few of Holmes and Watson’s fans (there will always be a few who disapprove). Nevertheless, Horowitz retains his own identity as a writer and this is still very much his own book, distinct from Conan Doyle’s style and so much the better for that. (historia powinna obrażać niewielu fanów Holmesa i Watsona (zawsze będzie kilku, którzy nie akceptują). Mimo to Horowitz zachowuje swoją własną tożsamość jako pisarza, a to wciąż jest jego własna książka, odmienna od stylu Conana Doyle'a i znacznie lepsza.)
Panowie, może byście się wpierw jakoś umówili (jak napisał Barańczak w "Książkach najgorszych").
Wyraźnie mniej entuzjastyczna była recenzja na OverMyDeadBody, m. in.
The storytelling came across as stiff and mannered, trying too hard to be faithful to the original stories. As a casual reader of Sir Arthur Conan Doyle's original Sherlock Holmes stories, I am more interested in a well-told story than the finer points of Sherlockian scholarship. (Opowiadanie historii było sztywne i manieryczne, starając się zbyt mocno, by być wiernym oryginalnym opowieściom. Jako zwykłego czytelnika oryginalnych opowiadań Sherlocka Holmesa autorstwa Sir Artura Conana Doyle'a, bardziej interesuje mnie dobrze opowiedziana historia niż subtelne punkty studium Sherlocka.) For the rest of us, The House of Silk has its moments, but taken as a whole, the story is only moderately interesting because Horowitz is not successful in finding a Sherlockian-novel-length adventure. (Dla reszty z nas Dom jest chwilami zajmującym, ale traktowana jako całość, historia jest tylko umiarkowanie interesująca, ponieważ Horowitz nie jest w stanie wynaleźć przygody na miarę powieści o Sherlocku.)
Dodać można, iż autorów kontynuacji Holmesa jest więcej (np. Sherlock Holmes and the Giant Rat of Sumatra).
Zabrałam się do czytania "Domu" bez zbytniego zapału.
Jak to mówi Mirmił w Festiwalu Czarownic: "Nie oczekiwałem wiele - i słusznie".

Horowitz powiedzmy, że na ogół tak jakby naśladuje styl Conan Doyle'a (Wacław Gołembowicz w "Przygodach chemicznych Sherlocka Holmesa" zrobił to znacznie lepiej, powiecie, że ciężko porównywać, skoro Gołembowicz pisał po polsku), choć chwilami wdaje się w zbyt szczegółowe opisy i niestety przynudza. Conan Doyle czasem we wczesnych dziełach, jak Znak Czterech, robił dłużyzny, tylko czy trzeba naśladować go akurat w tym, co mu wyszło tylko mniej więcej?
tristan napisał/a:
Wiem, jak odbiera to mój mózg.
W trakcie czytania widziłam oczywiście wyświetlany w mojej głowie "film", w którym grają

Sherlock Watson
Lestrade Dr Trevelyan Mycroft Pani Hudson
Wiggins Mary Watson
Profesor Moriarty
lecz to wynik mych własnych skojarzeń.
Conan Doyle zwykł ubarwiać opowieść szczegółami obojętnymi dla sprawy, jak podeszliśmy obsadzaną dębami aleją do pięknego starego domu z czasów królowej Anny, na którego nadprożu widniała data bitwy pod Malplaquet (Łamigłówka z Reitgate) czy, że doktor Trevelyan zamieszkał ze swym stałym pacjentem zaraz po święcie Zwiastowania. I całkiem dobrze to wychodziło.
Horowitz natomiast, gdy próbuje dodawać takie szczegóły, osiąga wynik zupełnie odwrotny, np. w pokoju w Klubie Diogenesa Nad kominkiem wisiał portret królowej, namalowany przez członka klubu, który ponoć obraził ją, umieszczając w tle pieska i ziemniak, choć przyznam, że ja sam nie pojmuję znaczenia tych symboli. Ani ja. Dodam, że zdanie to przetłumaczono mniej więcej ścisłe.
irycki napisał/a:
John Dee napisał/a:
Może to tylko polski przekład jest nie za bardzo? W angielskim iluzja, że czytasz Doyle`a, jest całkowita.
To jest oczywiście możliwe. Inna rzecz że Doyle'a czytywałem w różnych przekładach i nigdy nie miałem wątpliwości że jest to Doyle a nie podróbka.
Przekład Szymańskiego w zasadzie znośny, jeśli przymknąć oko na koszmarki typu "literatury sensacyjnej najgorszego sortu" ("worst items of sensational literature") czy "relacja między guwernantką a jej pracodawczynią" ("relationship of governess and employer").
Czasem coś bez powodu opuszcza - z bezpańskiego psa (stray dog) na owym portrecie, bezpańskiego opuścił.
Lub jeszcze bardziej bez powodu dodaje. And apart from one brief glimpse at Victoria Station, a year later, I never saw him again (Poza jednym krótkim spojrzeniem na stacji Victoria, rok później, już go nie widziałem) jako Jeśli nie liczyć przelotnego spotkania na Victoria Station dokładnie rok później, nigdy więcej nie zobaczyłem tego człowieka. "Dokładnie" pasujące tam jak pięść do nosa, skoro akcja Domu przypada w listopadzie 1890, a "Ostatniej zagadki" pół roku później.
Henderson poprosiwszy o napełnienie kieliszka he said, before swallowing it down (powiedział przed wypiciem) jako rzekł krótko i opróżnił szkło jednym haustem.
Zaś Ross had been discarded just as casually przetłumaczono którego ciało potraktowano z równą obojętnością.
Wyraz casually ma kilka znaczeń, "obojętnie" pasuje najmniej, zwłaszcza, że trudno kogoś torturującego posądzać o obojętne traktowanie ofiary.

Lecz i najlepsze tłumaczenie nie pomoże, gdy oryginał jest dziwny.

Horowitz głupio raczej zaczyna "mija rok, odkąd znaleziono Holmesa martwego w jego domu w Downs" (It is a year since Holmes was found at his home on the Downs). Teraz może nie robi to już takiego wrażenia, lecz ongiś nawet samemu Conan Doyle'owi nie wolno było Holmesa uśmiercić, fani podobno wybijali szyby w domu pisarza. Wg Is Sherlock Holmes dead ? Sherlock nie może umrzeć.
Dla opowieści w każdym razie absolutnie zbędne.
Na stronie Baker Street zwrócono uwagę, iż Horowitz zdołał poplątać to i owo.
Otóż Holmes wg Horowitza miałby rzec:
– Patrzysz na mnie jak na sztukmistrza! Wnoszę stąd, że porzuciłeś lekturę dzieł Edgara Allana Poe.
– Masz na myśli jego detektywa, Dupina? – spytałem.
– I jego metodę śledczą, którą nazwał wnioskowaniem. Jego zdaniem możliwe było odczytanie najskrytszych myśli danej osoby, nawet gdy ta nie wypowiedziała ani słowa. Wystarczyła mu ponoć analiza jej ruchów czy choćby drgnienia brwi. W swoim czasie koncept ten zrobił na mnie wielkie wrażenie, lecz zdaje mi się, że ty nim wzgardziłeś…
– I zapewne zaraz za to zapłacę – przytaknąłem.


Tymczasem Doyle'owy Holmes miał o Dupinie do powiedzenia zupełnie co innego.
– Przywodzi mi pan na myśl Dupina z opowiadania Edgara Allana Poe. Nawet nie przypuszczałem, że takie postacie mogą istnieć w życiu.
Sherlock Holmes wstał i zapalił fajkę.
– Sądzi pan, zapewne, że pochlebia mi porównanie z Dupinem? Ja jednak myślę, że był on dość miernym typem. Ten jego trick, gdy po kwadransie milczenia wdziera się trafną uwagą w myśl przyjaciela, jest bardzo efektowny, ale i powierzchowny. Niewątpliwie miał on genialne zdolności analityczne, ale nie był takim fenomenem, jak Poe sobie wyobrażał.
– Czytał pan powieść Gaboriau? – zapytałem. – Czy Lecoq odpowiada pańskiemu pojęciu o detektywie?
Sherlock Holmes uśmiechnął się ironicznie.
– Lecoq był nędznym partaczem – powiedział gniewnie. – Miał tylko jedną dobrą stronę – energię. Niedobrze mi się robi, kiedy czytam tę książkę. Chodziło o to, jak zidentyfikować nieznanego więźnia. Ja uporałbym się z tym w dwadzieścia cztery godziny. Lecoq potrzebował sześciu miesięcy czy coś w tym rodzaju. Można by z tego ułożyć podręcznik dla detektywów, jak unikać błędów.
Trochę mnie dotknął pogardliwy sposób, w jaki Holmes skrytykował moich dwóch ulubionych bohaterów.
("Studium w Szkarłacie")

Diabeł Morski czai się w szczegółach.

Dodam, że podobnych kwiatków było więcej.
Horowitzowy Watson twierdzi :
"uświadomiłem sobie, że jest to znaczące wydarzenie, ponieważ Mycroft nigdy wcześniej nie odwiedzał nas przy Baker Street i jak pokazał czas, nie uczynił tego nigdy więcej" (I realised at once that this was a remarkable occurrence, for Mycroft had never visited us at Baker Street before and only ever came once again).
Tymczasem w opowiadaniu Grecki Tłumacz, po tym, gdy Watson poznał był Mycrofta
"W trakcie rozmowy doszliśmy do naszego domu na Baker Street. Holmes wszedł pierwszy po schodach. Gdy otworzył drzwi do naszego pokoju, cofnął się zdumiony. Zajrzałem mu przez ramię i również bardzo się zdziwiłem. W fotelu siedział jego brat, Mycroft, paląc fajkę.
- Bądź łaskaw wejść, Sherlocku! Proszę bardzo, sir! - powiedział łagodnie, uśmiechając się na widok naszego zdumienia. - Przyznaj się, Sherlocku. Nie spodziewałeś się po mnie takiej energii? No widzisz! Sprawa ta w jakiś niepojęty sposób pociąga mnie.
- Ale jak się tu dostałeś?
- Przed chwilą minąłem cię dorożką
."

Zaś w Planach Łodzi Podwodnej (trzeci tydzień listopada 1895, pięć lat po akcji Domu)
Holmes otworzył telegram i wybuchnął śmiechem.
– No, no! Ciekawe, co będzie dalej – powiedział. – Zajrzy do nas mój brat Mycroft.
– A co w tym niezwykłego? – spytałem.
– Niezwykłego? To tak, jakbyś spotkał tramwaj na wiejskiej drodze. Mycroft ma swoje szyny i po nich się porusza. Mieszkanie przy Pall Mall, klub „Diogenes”, Whitehall; to jest jego trasa. Był tutaj jeden jedyny raz.
(...) Chwilę później do pokoju wprowadzono wysokiego tęgiego Mycrofta Holmesa.

tristan napisał/a:
Horowitz to już takie mroczne coś dla odważnych dorosłych.
Obrzydliwość tematu nie zapewnia wybitności dzieła. Trudno mi powiedzieć, co było dopuszczalne do opisywania w czasach wiktoriańskich. Za najbardziej zdrożną z opowieści uchodziło Kartonowe Pudełko, z uwagi na (bardzo oględny) opis zdrady małżeńskiej. Równocześnie pozostaje ono jedną z okrutniejszych.
W każdym razie Doyle piętnował przemoc domową (Nakrapiana przepaska, Abbey Grange, Copper Beeches, Harpunnik, chyba też Garbus), narkomaństwo (Człowiek z wywiniętą wargą), hazard (Srebrna Gwiazda, Psy się nie mylą, Berylowy Diadem, Pusty pokój), dwulicowość wyższych sfer (Zaginiony sportowiec) i że najciemniej jest pod latarnią (Zniknięcie małego lorda, Łamigłówka z Reigate).

Pomysłowość Conan Doyle'a jest godna podziwu. Jadowita gadzina (Nakrapiana przepaska), rzucanie lwom (Lokatorka w woalce), zatrute strzały (Znak Czterech, Wampiria z Sussex), morderstwo upozorowane na wypadek (5 pestek pomarańczy), samobójstwo udające morderstwo (Zagadkowa śmierć na moście), broń masowego rażenia (Umierający detektyw), komora gazowa (Grecki tłumacz, Diabelska noga, Emerytowany sprzedawca farb), krematorium (Budowlaniec, Psy się nie mylą), machina do zgniatania (Sherlock Holmes w Eyford). I spostrzeżenie, iż na odludziu pełne szatańskiego okrucieństwa czyny, mogą być popełniane ustawicznie, potajemnie przez lata całe (Copper Beeches czyli Przedsiębiorcza Guwernantka).

Do Domu, o ile można cokolwiek porównywać, najbardziej podobne są Znamienity Klient (zwyrodnialec z wyższych sfer) i Zniknięcie Lady Frances (oszuści udający filantropów).

Pomysł może byłby godny uwagi, wykonanie trzyma się kupy mniej więcej.

Ross ginie, gdyż za dużo wiedział. Wiedzieli to i inni, lecz on wpadł na zbyt ryzykowny pomysł szantażowania. Ale czym miałby szantażować? Jedyny dowód rzeczowy dotyczył kogo innego i Ross sam się go wyzbył, Sherlock mając zaś ów zegarek w ręku nie był w stanie niczego udowodnić. Co by zostało jako narzędzie szantażu, złożenie zeznania?
Tylko czy ktoś - poza Sally i może Holmesem - by mu uwierzył?

Odnoszę wrażenie, że Horowitz robi z Holmesa idiotę.
Sherlock jeśli czasem popełniał błędy, to dlatego że był nadmiernie podejrzliwy, dopatrując się przestępstwa tam gdzie go nie było (Żółta twarz) choć gdyby zrobił był tam wizję lokalną, zapewne doszedł by do innych wniosków.
Rada, która dał Openshawowi (5 pestek) była zbyt naiwna, zaś doświadczenie z Diabelskiej Stopy zbędne, skoro wiedział jak działa owa roślina. Jednak na ogół był bardziej przewidujący.
Prócz chłopców z Baker Street Sherlock miał też dorosłych tajnych współpracowników, zwerbowanych ze świata przestępczego. Watson wymienia dwu, Johnsona (Znamienity Klient) i Porlocka (Dolina Trwogi), z pewnością było ich więcej.
Wiedząc, że ma do czynienia ze zwyrodnialcami torturującymi dzieci, detektyw (wedle Horowitza) przejawia zdumiewającą bezmyślność.
Dając ogłoszenie do gazety zrobił by je pod fałszywym nazwiskiem (Studium w Szkarłacie, Harpunnik), do podejrzanego lokalu przyszedł by w przebraniu (Człowiek z wargą) bądź/oraz z obstawą (Król szantażu), wysłałby Watsona z misją dywersyjną (Znamienity klient, Emerytowany farbiarz).
Nie grozi mi raczej niebezpieczeństwo, w przeciwnym razie na pewno bym cię ze sobą zabrał. mówi w Budowlańcu.

W Domu zaś Jeśli jednak jest to pułapka, musimy dać się w nią złapać. Zobaczymy, co z tego wyniknie. (But if this is a trap, we will spring it and see where it takes us) a później uznałem za stosowne wejść w waszą pułapkę, choćby po to, żeby się przekonać, co knujecie (But then it was expedient to walk into your trap, if only to see what you were planning).
Jeśli wpadniecie w zasadzkę miało być zaplanowane przez Sherlocka, to wygląda zbyt mało przekonująco.

Profesor Moriarty (Watson tylko domyśla się, że to on, gdyż tamten się nie przedstawił) doczepiony został do opowieści na siłę.
Wątek profesorski został w kanonie dostatecznie zawikłany, żeby jeszcze wikłać go bardziej.
W "Ostatniej zagadce" Watson słyszy o nim raz pierwszy.
- Prawdopodobnie nigdy nie słyszałeś o profesorze Moriartym? - zapytał.
- Nie.
- No właśnie. I na tym polega jego geniusz, a także niecodzienność całej sprawy! - zawołał. - Macki tego człowieka oplatają cały Londyn, a nikt nawet o nim nie słyszał.

Dziejąca się wcześniej "Dolina Trwogi" świadczyłaby o czymś innym.
- Chyba wspominałem ci o profesorze Moriartym?
- Słynnym uczonym zbrodniarzu, tak słynnym wśród przestępców, jak…
- Nie zawstydzaj mnie - błagalnym mruknięciem zaprotestował Holmes.
- Chciałem powiedzieć: jak nie znanym szerokiej publiczności.
- Trafiony… trafiony, ani słowa! - wykrzyknął w odpowiedzi.


Czemu Horowitz wprowadza scenę rozmowy, że Holmes jest w niebezpieczeństwie? Żeby pokazać, nie taki profesor straszny jak go malują?
Do śledztwa wnosi to nic. Watson dowiaduje się, iż Holmesowi grozi śmierć i dostaje klucz, aby go uwolnić. Klucz ten przydaje się do niczego, bowiem, aby uciec z więzienia, potrzeba byłoby tuzina kluczy. Poza tym Sherlock ucieka bez pomocy klucza, w sposób, którego zawczasu nie mógł zaplanować.
Jeśli chodziłoby o uzasadnienie obecności Watsona w więzieniu w chwili ucieczki, to i tak doktor zamierzał go odwiedzić.

Na to, czym był "Dom" wpadłam od razu i bez trudu. Trochę trudniej było wpaść, gdzie się mieści. Można było wymyślić coś bardziej pasującego do Doyle'a. Na przykład z Tamizy wyłowiono bądź znaleziono w jakimś zaułku zwłoki kogoś zapewne pobitego na śmierć. Holmes przeprowadzający swe doświadczenia w prosektorium (Studium w Szkarłacie) czy też proszony o pomoc przez Lestrade, bądź jedno i drugie, zwraca uwagę, że denat musiał być bokserem (Gloria Scott), wykrywa w jego krwi jakiś nieznany dotąd środek chemiczny. Znając jego skład po iluś próbach wytwarza większą jego ilość. Przeprowadza autoeksperyment, w którym zapewne dopomaga Watson (Diabelska Stopa). Okazuje się, że to eliksir usuwający uczucie bólu, strachu itp. powodujący też oczywiście szkodliwe efekty uboczne jak utrata pamięci. Detektyw oświadcza zapewne coś w rodzaju skrupulatny badacz, który uchwyci jedno ogniwo w splocie wypadków, powinien umieć ściśle określić wszystkie poprzednie i następne (5 pestek) choć wciąż jeszcze za mało mam danych (Copper Beeches) a wszelkie teoretyczne rozważania przed zapoznaniem się z faktami uważam za kapitalny błąd (Szkarłat) jednak instynkt mówi mi, że jest to ułamkiem jakiejś mrocznej tajemnicy (Budowlaniec). Ale co się za tym wszystkim kryje? pyta Doktor. Tak, tak, Watsonie, jesteś bezlitośnie praktyczny, jak zwykle! Co się za tym wszystkim kryje? W miarę jak się w to zagłębiamy, sprawa staje się dużo poważniejsza i przybiera o wiele bardziej ponure kształty (Czerwony Krąg).
Daje płatnym współpracownikom tajnym zadanie zdobycia wieści w tej sprawie, sam w przebraniu łachmyty robi poszukiwania, być może na zwłokach znalazł jeszcze niezwykły tatuaż (w sprawach tatuaży, szyfrów i tytoniu Holmes jest niezastąpiony) aż w końcu odkrywa ponurą tajemnicę farmy w Beckinborough Green, gdzie Ian B., gość z wyższych sfer, organizuje walki gladiatorów, rekrutując ich z więźniów, pacjentów, dzieci itp. wypróbowując na ich eliksir zwany "Intrepid" ("Nieustraszony"). Eliksir ten wynalazł szalony naukowiec profesor Presbury, do innych zresztą celów (Przypadek szalonego profesora).
_________________


- A czy nie ma dobrych piratów?
- Nie. Bo to się mija z samym założeniem piractwa.
 
 
Z24 
Forumowy Badacz Naukowy



Pomógł: 66 razy
Wiek: 61
Dołączył: 01 Gru 2012
Posty: 11311
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-05-28, 10:12:39   

Trudno mi się ustosunkować do sensowności tworzenia takich naśladownictw w skali 1:1. Raczej jestem na nie. Jeśli zaś chodzi o Sherlocka, to należy zaznaczyć, że opowiadania są nierówne. Taki na ten przykład "Czerwony krąg" wydaje się nudnym naśladownictwem znakomitych "Pięciu pestek pomarańczy". Gdyby ACD nie napisał nigdy opowiadania "Trzej Garridebowie" też niewiele by się zmieniło w literaturze.
Trzeba też zaznaczyć, że ACD gwałcił kodeks pisarzy powieści kryminalnych, który wtedy jeszcze, co prawda, nie istniał. Posługiwanie się nieznanymi truciznami jak w "Diabelskiej stopie" jest w świetle w/w kodeksu surowo zabronione.
Uwagi w stylu tej o dacie bitwy pod Malplaquet znakomicie tworzą nastrój uwiarygodniają całe opowiadanie: wiemy, że akcja toczy się gdzieś konkretnie, a nie w jakimś abstrakcie. Jeżeli ktoś nie rozumie znaczenia takich detali, nie powinien brać się za hmm... imitowanie, a właściwie za żadne pisanie. Oczywiście należy unikać przegięć w drugą stronę.
Miałem chyba dziesięć lat, gdy pierwszy raz dorwałem się do opowiadań o SH. Przeważnie były w przekładach Tadeusza Everta i Jana Meysztowicza. Do dziś pamiętam nastrój towarzyszący tej lekturze...
Jeśli chodzi o znajomość nauki przez SH, a w szczególności chemii, to swego czasu już Isaac Asimov ściągnął już autorowi gacie przez głowę (w tomie szkiców "Szybciej niż światło"). Wybaczył mu wszystko za .. właśnie za ową "Diabelską stopę". Dlaczego? Za twórczą fantastykę: w pół wieku po wydaniu opowiadania zsyntetyzowano substancję znaną jako LSD, która może dać podobne objawy...
_________________
Z 24
Ostatnio zmieniony przez Z24 2018-06-02, 22:55, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  



Reklama:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template forumix v 0.2 modified by Nasedo

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.

Zapoznaj się również z nasza Polityka Prywatnosci (z dn. 09.08.2019)

  
ROZUMIEM
Strona wygenerowana w 0,81 sekundy. Zapytań do SQL: 12