Przypomniało mi się jeszcze, że w tej książce faktycznie jest niewiele o kultowych serialach, jest jednak pewna historia, która przebija wszystko co znalazło się w naszym wywiadzie, a dotyczy ona Marka Sikory (Ariela) podczas kręcenia sceny skoku do wody w "Końcu wakacji". Nie wiem czemu Pan Stanisław o tej historii podczas wywiadu zapomniał, ale już tylko dla niej warto tę książkę przeczytać!
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14107 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2015-05-19, 20:34:05
Brzmi dla mnie nader zachęcająco. Będę chyba musiał kupić sobie ebooka. No i gratuluję, Sowo, udało Ci się zrecenzować całą książkę robiąc tylko ogólne spostrzeżenia, ani jednego spojlera.
Pomogła: 41 razy Wiek: 37 Dołączyła: 19 Sie 2013 Posty: 8117 Skąd: Bath, UK
Wysłany: 2015-06-18, 18:44:50
Skończyłam czytać, a poniżej wklejam moje "przemyślenia"
Dziwnie się czułam, wchodząc w czyjeś życie, mimo ze ten ktoś sam otwierał drzwi i szerokim gestem zapraszał mnie do środka. Korzystając z dobrodziejstwa (lub przekleństwa) spojrzenia z perspektywy lat, autor opowiada nie tylko o tym, co się w danym momencie wydarzyło, ale też jakie miało to późniejsze konsekwencje, nieraz odległe o całe lata. Zbiera te wszystkie efekty motyla, z których składa się ludzkie życie i dopowiada, która konkretnie burza była ich wynikiem. Przypomina w tym trochę gawędziarza, snującego swe opowieści przy ognisku, ale przede wszystkim przez cały czas, w każdej chwili pozostaje reżyserem (do czego się zresztą przyznaje). Książkę tę bardziej się ogląda niż czyta, poszczególne epizody rozgrywają się na naszych oczach i zastanawiam się nawet, na ile jest w niej rzeczywistych faktów, a ile fabularyzowanej "otoczki", bo jak po tylu latach można pamiętać dokładnie słowa, kolejność spojrzeń, daty. Z drugiej strony jednak są takie momenty i sytuacje, które zapadają nam w pamięć na całe życie z najdrobniejszymi szczegółami, nawet jeżeli są dość błahe (a i takich w książce nie brakuje), a jednak kojarzą się z jakąś osobą lub miejscem, z którymi jesteśmy emocjonalnie związani.
Autor prowadzi nas przez te wszystkie wydarzenia, nie do końca ułożone chronologicznie, a często bardzo intymne, pokazując, że człowiek, a w szczególności artysta, nie pojawia się znikąd, ale kształtowany jest przez ludzi i sytuacje, które odciskają na nim swe piętno, czasem nieświadomie, co zrozumieć można dopiero po wielu latach lub nawet nigdy. Jednocześnie odczułam, że książka ta jest swoistą próbą rozrachunku z przeszłością, wyznaniem win i prośbą o przebaczenie, często wobec osób, których już nie ma, a także próbą oswojenia swojej starości. W niektórych słowach wyczuć można również nutkę goryczy. Może nieco razi też uporczywe przypominanie o dwóch matkach, a także liczne dygresje, po których jednak historia wraca na swój poprzedni tor, lecz do dygresji można się przyzwyczaić, a fakt posiadania dwóch matek jest rzeczywiście kluczowym w życiu autora, stąd powraca wciąż jak mantra w jego wspomnieniach.
Warto przeczytać, nawet jeśli nie zna się filmografii pana Stanisława, a tym bardziej, jeśli "wychowało się" na jego filmach, aby skonfrontować te dwa światy - przed i za kamerą.
Fragmenty książki Dariusza Michalskiego "Jam jest Alina czyli Janowska story".
Alina Janowska o Samochodziku I Templariuszach: "Samochodzika nie pamiętam. Nic po prostu nic!"
Alina Janowska o Podróży za jeden uśmiech: "Podróż? Oczywiście, że pamiętam. Było tak, że jechałam z jakiegoś urlopu na kolejny urlop. Po drodze spotkał mnie reżyser, którego zupełnie nie znałam i powiedział, że kręci film - dziś takie kino nazywa się rodzinnym - w którym występują dwaj chłopcy i będzie zajmować się nimi pewna pani. Czyli ja. To mi się podobało, mimo, że nie znałam jeszcze zbyt wielu szczegółów. Potem powiedział, że jakąś rólkę zagra tam Hania Skarżanka; to mi się spodobało jeszcze bardziej [ na ekranie jest obecna od wspónej sceny wróżenia z kart, Janowska Skarżance słowami "Jakiś brunet jest Pani nieżyczliwy"] Wtedy dowiedziałam się, że będziemy ten film kręcić nad morzem. Wtedy poczułam się po prostu szczęśliwa i o nic więcej nie pytałam. Reżyser okazał się w pracy bardzo miły, bo do niczego się nie wtrącał: na początku powiedział, o co chodzi w całości - wtedy chyba jedyny raz w moim życiu aktorskim dowiedziałam się o mojej pracy wszystkiego. A chłopaki, którymi miałam się na planie opiekować, to były samograje: jeden z nich Filip Łobodziński, potem zrobił karierę i w filmie, i w telewizji, i w prasie, w ogóle w życiu. Drugi Henio Gołębiewski, też się okazał świetnym aktorem-naturszczykiem".
"Bardzo lubię Podróż za jeden uśmiech. Gdyby mnie ktoś zapytał o ulubiony film to bym wymieniła właśnie ten".
Ostatnio zmieniony przez SimonTemplar 2015-06-23, 18:16, w całości zmieniany 1 raz
Reżyser okazał się w pracy bardzo miły, bo do niczego się nie wtrącał: na początku powiedział, o co chodzi w całości - wtedy chyba jedyny raz w moim życiu aktorskim dowiedziałam się o mojej pracy wszystkiego.
Przypominam o konkursie ogłoszonym przez p. Stanisława!
P. Stanisław jest obecnie odcięty od internetu, ale prosił o przekazanie informacji, że rozstrzygnięcie konkursu przewiduje na październik!
Miło jest mi poinformować, że od najbliższego piątku będziemy publikować odpowiedzi p. Stanisława, na pytania zadane przez forumowiczów, podczas dyskusji na temat naszego wywiadu-rzeki.
Cały czas można zadawać też (w tym temacie) nowe pytania!
Miło jest mi poinformować, że od najbliższego piątku będziemy publikować odpowiedzi p. Stanisława, na pytania zadane przez forumowiczów, podczas dyskusji na temat naszego wywiadu-rzeki.
Cały czas można zadawać też (w tym temacie) nowe pytania!
Trzymam za słowo!
To zdradzę, że w najbliższy piątek p. Stanisław odpowie na poniższe pytanie:
SimonTemplar napisał/a:
Zawsze mnie ciekawiło jak w obsadzie "Wakacji z duchami" znalazł się Janusz Gajos? Uważany wtedy za aktora zaszufladkowanego (Pancerni wtedy byli na ukończeniu), a Pan jednak go zaangażował. Skąd pomysł?
Epilog nr 2, czyli dalsze odpowiedzi pana Stanisława Jędryki na pytania forumowiczów:
SimonTemplar napisał/a:
Zawsze mnie ciekawiło jak w obsadzie "Wakacji z duchami" znalazł się Janusz Gajos? Uważany wtedy za aktora zaszufladkowanego (Pancerni wtedy byli na ukończeniu), a Pan jednak go zaangażował. Skąd pomysł?
Stanisław Jędryka: Z tego co sobie przypominam, to wtedy jeszcze nie było takiego szału związanego z „Czterema pancernymi”, a dopiero potem przyszły jego kreacje w spektaklach telewizyjnych Kazia Kuca czy w kabarecie Olgi Lipińskiej. Ponieważ nie był on wtedy jeszcze taką, że tak powiem „świętością”, to moja propozycja od razu spotkała się z życzliwym przyjęciem. Jeszcze wtedy był to aktor na dorobku i podejrzewam, że każda propozycja, a w tym wypadku chodziło o serial 7 odcinkowy i dość dużą rolę, były wtedy dla niego atrakcyjne. Ale może też zdarzyło się tak, że miało to związek z tym, że on u mnie dużo wcześniej zadebiutował, bo „Wakacje z duchami” były kręcone w 1970 r., a w 1966 r. kręciłem film dla dorosłych (choć nie lubię tych podziałów) „Powrót na ziemię” i tam Janusz Gajos wystąpił w króciutkim epizodzie, w którym był świadkiem napaści na jakiegoś działacza partyjnego. Były to dosłownie 2-3 ujęcia, ale może właśnie przez ten epizod, kiedy był jeszcze studentem szkoły filmowej, zdecydował się zagrać u mnie.
Poza tym Janusz Gajos był na roku z moją byłą żoną Joanną Jędryką, zresztą już w tej szkole ciepło o nim mówiono. Asia też go bardzo wysoko ceniła, więc może i to miało znaczenie. Szukam teraz różnych przyczyn, ale najważniejsze, jak sądzę było to, że była to dla niego atrakcyjna rola, bo w każdym z odcinków występuje i to nie na zasadzie „przemazania się” tylko w jakiejś już kreacji aktorskiej. Zresztą od razu o nim pomyślałem, jeżeli chodzi o obsadzenie tej roli, a opinia Asi - bardzo pozytywna - też się do tego przyczyniła. Z tego co wiem, to jednak ani Asia ani też ja sam (śmiech), nigdy się o to, dlaczego tę rolę przyjął nie pytaliśmy.
Potem jeszcze miałem dla niego rolę w filmie telewizyjnym „Kino objazdowe”, ale niestety terminy się nie zgrały, bo był problem, bo większość zdjęć była kręcona w Bieszczadach. Więcej propozycji z mojej strony nie było, tym bardziej że potem stał się aktorem nieprzeciętnym, o wielkiej osobowości aktorskiej.
Tak na marginesie dodam, że z tego co pamiętam to „Czterej pancerni” nie od razu były przyjmowane z takim szaleństwem. Na początku była jakaś nieufność, nie ma się co oszukiwać, że np., jeśli chodzi o krytykę, to ten serial był przyjmowany z rezerwą, dopatrzono się wyraźnej opcji politycznej, takiego życzliwego stosunku do „przyjaciół Moskali” itp.
Na początku wydawało mi się, że Gajosowi może zaszkodzić rola w kabarecie Olgi Lipińskiej, ale jego talent jest tak ogromny, że i to pokonał. I to co się mogło wydawać czymś słabszym, też się zapisało na plus na jego koncie.
Zresztą nie wiem, czy te 2-3 sceny u mnie, nie były jego dorosłym debiutem, choć chyba zagrał już coś wcześniej, chyba u Kaniewskiej. („Panienka z okienka” – dop. red.) Bo tak na marginesie dodam, że wydaje mi się że zadebiutował u mnie w dorosłej roli, po szkole aktorskiej np. Marek Kondrat w „Końcu wakacji”. W jakimś stopniu przyłożyłem też rękę do aktorstwa Piotra Fronczewskiego, który jako 12 czy 14 letni chłopak zagrał epizod w filmie Stanisława Różewicza „Wolne miasto”, gdzie byłem II reżyserem. Ja wtedy jeździłem po całej Polsce i go szukałem, bo miały być jakieś kolejne z nim zdjęcia a on się zawieruszył, gdzieś wyjechał, nie bardzo było wiadomo gdzie go szukać (śmiech). No i ja byłem tym poszukiwaczem i udało mi się go znaleźć w okolicach Piwnicznej.
Jeszcze dodam, że wujek Marka Kondrata zagrał dużą rolę w moim debiucie „Dom bez okien”. Zresztą jeszcze potem Marek Kondrat grał u mnie w kilku epizodach i zawsze te role chętnie przyjmował. Co prawda nie miał jeszcze wtedy takiej pozycji jaką później sobie wypracował.
Pomogła: 169 razy Wiek: 52 Dołączyła: 05 Kwi 2013 Posty: 32587 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-10-23, 09:15:35
Jak widać przez ręce Pana Stanisława przewinęło się wielu kluczowych aktorów PRL-u. Ciekawa jestem, co sądzi o współczesnych - w sensie, czy widzi w kimś z "młodej generacji" materiał na aktora dużego formatu?
Pomógł: 125 razy Dołączył: 06 Wrz 2014 Posty: 14107 Skąd: Niemcy
Wysłany: 2015-10-24, 07:33:27
Mnie by ciekawiło, czy w prl-owskich czasach, w trakcie castingu, pomiędzy reżyserem a aktorami dochodziło do jakichś pertraktacji o wysokość gaży, czy też nie trzeba było mówić o pieniądzach, bo stawki były ustalone i nie podlegały negocjacji? Czy reżyser, pragnący koniecznie zaangażować danego aktora, wahającego się jednak przyjąć rolę, jako środek perswazji mógł zaproponować mu wyższe wynagrodzenie?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.